Alpejska gorączka
26 stycznia 2020
Szacowany czas lektury: 28 min
1.
Autobus z pobliskiego Innsbrucka, dokąd tłukłem się z Polski całą noc i cały dzień, zatrzymał się na ostatnim przystanku i wraz z garstką ludzi, nartami i plecakiem wyszedłem na zaśnieżony skwer w centrum niewielkiej, alpejskiej miejscowości. Było już ciemno, a okoliczne domy błyszczały rozświetlone świątecznymi iluminacjami, rzucając kolorową poświatę na zaspy śniegu i stojącą na środku placu figurę Św. Józefa, patrona Tyrolu. Obładowany jak wielbłąd ruszyłem w górę wsi na poszukiwanie wskazanego mi adresu.
Jesienią skończyłem licencjat i nie mogąc znaleźć stałej pracy, zdecydowałem się w końcu spakować walizy i wyruszyć na saksy. Nic mnie nie trzymało w kraju. Mieszkałem tylko z matką, z którą ostatnio ciągle się kłóciłem. Nie miałem rodzeństwa ani dziewczyny. Ojciec od lat był za granicą. Nie miał, co prawda z mamą rozwodu, ale dawno nie byli już rodziną. Pracował w Hofen, niewielkiej miejscowości w Austrii, gdzie był leśniczym. Kiedy postanowiłem spróbować coś zmienić w swoim życiu, moje myśli, a potem kroki skierowałem właśnie tutaj. Miałem w swym dossier papiery instruktora i dzięki temu tato nagrał mi robotę w miejscowym ośrodku narciarskim.
Na stromym brzegu skutego lodem potoku, na tle ogromnej ściany lasu, wznosiła się masywna bryła gospody, pokryta charakterystycznym, rozłożystym, tyrolskim dachem. Prowadził do niej stylowy, drewniany most, za którym przywitała mnie wysoka, kryta dachówką kapliczka z posągiem Matki Boskiej Fatimskiej. Na pobielonych ścianach gospody, ponad drewnianymi okiennicami, widniały wymalowane litery: ALPENFIEBER. Alpejska gorączka. Przez otwarte drzwi werandy, z jej wnętrza, dobiegały dźwięki ludowej muzyki, zapach pieczonego mięsa i piwa. Drewniane tarasy na piętrze rozświetlone były wzorami gwiazd i śnieżynek, a okna poddasza kryły się w mroku wielkich okapów, nakrytych pierzyną śniegu.
W środku panowały jednak pustki. Dziewczyna w regionalnym stroju ścierała puste stoliki. Miała krótką, tyrolską sukienkę do pół uda i długie nogi w białych, grubych rajtuzach. Pod haftowanym gorsetem, bufiasta koszula wycięta była w głęboki dekolt. Ponętny biust falował, gdy ścierką tarła drewniany stół. Mogła mieć najwyżej 18 lat…
– Zapraszamy – rzekła bez większego entuzjazmu, gdy mnie zauważyła.
– Szukam pani Heike Neumayer… – zacząłem, ale w tejże chwili, zza baru wybiegła starsza kopia kelnerki, wołając:
– Witaj Wojtusiu!
Ubrana niczym na Oktoberfest pani Heike Neumayer, właścicielka gospody, wyściskała mnie jak syna. Byłem w końcu jej rodziną… Właściwie na imię miała Halina, ciocia Halina, kuzynka mojego taty! Pamiętałem ją jeszcze z czasów, kiedy byłem małym chłopcem i przyjeżdżała czasem w odwiedziny, ze swoim starym mężem, siwym doktorem Neumayerem, którego dawno już na świecie nie było. Tato, kiedy wyjechał z Polski zahaczył się u ciotki Haliny i tak już zostało.
– Coś zjesz? Czy chcesz najpierw się rozpakować w swoim pokoju?
– Cześć ciociu. Najchętniej wziąłbym gorącą kąpiel. Od wczoraj jestem w podróży.
*
Ciocia Heike, tak tu do niej wszyscy się zwracali, łącznie z tatą, poprowadziła mnie przez zaplecze na klatkę schodową i w górę, na poddasze. Były tam dwa pokoje urządzone w drewnie, dosyć zresztą ascetycznie, ale za to bardzo ciepłe. W ogóle w domu Pani Neumayer było napalone tak, że można było chodzić żywo nago, co w okresie ostrej, alpejskiej zimy, było bardzo przyjemnym komfortem.
– Tu jest łazienka – zaprowadziła mnie do małego pomieszczenia, wyposażonego jedynie w toaletę, umywalkę i ciasną kabinę prysznicową – jest dosyć skromnie i czasem może się zdarzyć, że nie dochodzi tu woda, dlatego jakbyś chciał się wygodnie wykąpać, to zostaw rzeczy i chodź na dół!
Zeszliśmy piętro niżej.
– Tam na końcu jest mój salon i kancelaria – wskazała ręką dwuskrzydłowe, oszklone drzwi – a tu jest kuchnia. Jak umiesz pichcić, jest dla twojej dyspozycji – kontynuowała oprowadzanie – to pokój Staszka, to znaczy twojego taty, ale nie wrócił jeszcze z miasta, a to łazienka – ciocia Heike otworzyła drzwi prowadzące do przestronnego, rozświetlonego lustrami wnętrza z dużą wanną do hydromasażu, oraz drewnianym kontenerem mieszczącym fińska saunę – jak będziesz chciał po pracy skorzystać, to jest do twojej dyspozycji.
Onieśmielony wyjąkałem, że na razie wystarczy mi zwykły prysznic, po czym poszedłem na górę. Byłem zmęczony i na kolację zszedłem dopiero jak ojciec wrócił do domu i po mnie przyszedł.
Ojciec był silnym, lekko przygarbionym facetem po czterdziestce, ogolonym na zero, z na poły siwą brodą. Jego jakby zasmucony i nieobecny wzrok zdradzał mrukliwy charakter. Lata spędzone w lesie, bez rodziny, sprawiły że trochę zdziczał i stał się bardzo małomówny. Pracował od świtu do nocy na dwóch etatach, ale szczerze mówiąc nie wiem, po co były mu te pieniądze, bo ani nie założył tu nowej rodziny, ani się nie wybudował. W jego ruchach znać było zwierzęcą siłę jakiegoś nordyckiego drwala, ale towarzysko okazał się dla dwudziestoletniego, dojrzewającego jeszcze syna kiepskim kompanem.
Przeciwieństwem ojca niespodziewanie okazał się mój sąsiad, żeby nie powiedzieć współlokator, wynajmujący drugi z pokoi na poddaszu. Markus Stein był dziarskim dziaduniem, emerytowanym alpinistą, górskim przewodnikiem, ratownikiem i narciarzem. Zimą kierował tutejszą szkółką narciarską, stał się więc moim przełożonym. Był wysoki, miał długie siwe włosy, wiecznie roześmianą twarz i nieodłączny różaniec w ręku.
– W moim wieku z kobiet została mi już tylko Najświętsza Panienka – żartował – Ale kiedyś to ho ho… Hofen teraz zdziadziało, tak jak i ja – mówił, jednocześnie ruchem ręki odmawiając piwa, które chciałem mu otworzyć – Rzuciłem! Alkohol, tytoń i kobiety – śmiał się – kiedyś tętniło tutaj życie, ale odkąd zbudowali nowe ośrodki w Seefeld, Hofen stało się lokalnym zimowiskiem, co najwyżej dla szkół i półkolonii.
Stein mówił prawdę. Zajęcia, które zacząłem prowadzić, skierowane były głównie dla grup szkolnych. Uczyłem dziesięciolatków, którzy jakimś cudem, mieszkając w Austrii, królestwie nart, nie nauczyli się do tej pory jeździć.
– Kiedyś dawało się lekcje pannom, żonom i rozwódkom, a wieczorami bawiło w Alpenfieber. Stary Neumayer miał dom na dole, koło kościoła; tam przyjmował pacjentów i tam mieszkali. Tu cała góra była dla gości. A pokoje na poddaszu Heike wynajmowała na godziny. Ile się tu kursantek zabierało, żeby poćwiczyć mięśnie bioder, he, he. Instruktor, narciarz to był ktoś; nogi się same rozchylały. Heike na dole lała piwo brzuchatym przedsiębiorcom z Monachium, a my obrabialiśmy tu im córy i żonki. Takie było życie.
„Podobało by mi się takie życie” – pomyślałem, czując jak robak rozpusty zaczyna wiercić mi dziurę w brzuchu. Ale cóż, prowadziłem te swoje zajęcia, a obiad i kolację jadałem w prawie pustej gospodzie.
Kiedy jednak robakowi udało się w końcu przegryźć do głowy, pragnienia przybrały nagle formę i oświeciła mnie myśl. Przy barze stała Renata i ze swoją skwaszoną miną polerowała kufle. Renata, której ponętne kształty wpadły mi w oko, kiedy tylko postawiłem tu swoje pierwsze kroki. Patrzyłem na Renatę, dopijając piwo, patrzyłem na jej szeroki dekolt, który w końcu czemuś miał służyć i czułem, jak rozbudzone pragnienie każe mi wstać, podejść do dziewczyny i zaproponować randkę. Byłem zaskoczony, że dała się namówić na wypad do Innsbrucka, jeden, drugi. Za trzecim razem całowaliśmy się już w kinie. Całowali, nic więcej. Renata, córka organisty, była panienką cnotliwą, chodzącą do komunii i śpiewającą w kościelnym chórze.
2.
Marcus sam nic nie pił, nie chodził na baby, ale codziennie dolewał oliwy do ognia, karmiąc mojego robaka. Nie podpuszczał, niczego nie sugerował, tylko opowiadał i obserwował, co robię.
– Kiedyś Heike miała za barem taką Polkę – wspominał Markus – ogień, nie dziewczyna. I jeszcze drugą, z Innsbrucka. Obie wiedziały, co to zabawa! – śmiał się stary narciarz – W ogóle, co tu się kiedyś wyprawiało! Alpenfieber – alpejska gorączka, dobra nazwa! Heike wiedziała jak przyciągnąć gości i to najlepszych, bogatych gości. A my z tego korzystaliśmy. Często przyjeżdżało do nas takie małżeństwo w średnim wieku, z Wiednia. Bogaci jak cholera. On jeździł na nartach i pił na umór, ją próbowałem czegoś nauczyć. Na pierwszej lekcji powiedziała mi, że mąż ostrzegał, że ciągnie się za mną opinia kasanowy. Niemożliwe – odparłem skromnie. Ale ona mówi, że zaczerpnęła języka u naszej gospodyni, która opowiedziała jej, że ta opinia wzięła się stąd, że sławny jest w okolicy mój rozmiar! Odparłem, że jeśli pani sobie życzy zmierzyć mój rozmiar i porównać go z innymi sobie znanymi, to służę uprzejmie. A że pani po godzinie nauki była już zmęczona, udaliśmy się do pokoju. I przez kolejne dni niczego się nie nauczyła, bo czas, za który płacił mi jej małżonek, a który mieliśmy spędzać na stoku, spędzaliśmy w pieleszach. Ale nakrył nas! Wpadł w szał i pobiegł na skargę do Heike. Nie pomagały przeprosiny, ani rabaty. Straszył ją, że zniszczy Alpenfieber. Wtedy Heike szepnęła mu coś na ucho i zaprosiła na salony. Zawołała nasze kelnerki, które były zawsze dyspozycyjne, gdy trzeba było zrzucić dla gości tradycyjne dirndle, a na stole postawiła butelkę swojej sławnej nalewki. Nalewka tak naprawdę pochodziła ze szklanej szafki starego Neumayera. Neumayer był doktorem starej szkoły i lubił leczyć różne dolegliwości ciała i ducha tradycyjnymi metodami ludowej medycyny. Heike twierdziła, że nalewkę przygotowują tutejsi górale, według tajemnej receptury z alpejskich ziół. Ja myślę, że głównym jej składnikiem było opium, ale nie istotne z czego była zrobiona, ważne że działała niczym najmocniejszy afrodyzjak. Wiedeński rogacz ledwo tylko wyobmacywał nasze półnagie dziewczyny, mimo że usługiwały mu i lepiły się do niego. Ale on chciał tylko Heike, napalił się na nią jak buhaj, a dla Heike gość był zawsze najważniejszy. Wychyliła do dna szklankę swej nalewki i usiadła mu na kolanach, pozwalając rozpinać guziki swojej tyrolskiej sukienki i dobierać się do jej biustu. A biust zawsze miała dorodny – zarechotał, śliniąc się – I między te swoje cyce wzięła w końcu jego patafiana. Wtedy on nagle wpadł na pomysł, żeby dziewczyny przyprowadziły tę jego niewierną żonkę. I tak zrobiły, a gdy przyszła, zaczął ją błagać, żeby też dołączyła się do zabawy. Heike poczęstowała ją nalewką i zgłupiała kobitka po chwili się zgodziła. Tak go to ucieszyło, że aż zawył ze szczęścia i rzucił się na nią z pocałunkami. Wreszcie powalił ją na sofę i pieprzył tak długo, aż zaczęła piszczeć z rozkoszy. Tak Heike uratowała ich małżeństwo.
– Najbardziej mnie zainteresowało, co ciocia Heike powiedziała na temat twojego rozmiaru – zaśmiałem się, na co Markus wybuchnął jowialnym rechotem.
– Twoja ciotka nie tylko wiedziała jak zatrzymać u siebie najlepszych gości, ale i najlepszych instruktorów narciarstwa. Zabijaliśmy się z chłopakami o bilet do jej alkowy i nieskromnie powiem, że zwykle wygrywałem. Ciotunia była w końcu niezwykle ponętną kobietą. Ale co ja mówię: była! Ona przecież jest ciągle atrakcyjną kobietą. Ma już pięćdziesiąt lat, czy ty w to wierzysz? Czas się dla niej zatrzymał. Popatrz na nią i powiedz mi, czy nie mam racji.
*
Markus miał rację. Odkryłem to już w pierwszych dniach mojego pobytu w Alpenfieber, kiedy do mojego krwiobiegu przedostał się robak i zaczął burzyć krew. Pierwsze dni spędzone w Hofen były bardzo mroźne. Kiedy wracałem wieczorem ze stoku było już minus 20 stopni. Czułem się przemrożony do szpiku kości i wtedy przypomniałem sobie o saunie.
– Jest do twojej dyspozycji, tak jak mówiłam – przypomniała mi ciocia Heike – Potrafisz ją włączyć?
Szczerze mówiąc nigdy nie dane mi było korzystać z sauny i nie miałem bladego pojęcia jak ją uruchomić.
– Zaraz ci pokażę – rzekła, widząc moje zakłopotanie – przynieś sobie tylko ręcznik.
Jak już mówiłem, w gospodzie było bardzo ciepło, dlatego wskoczyłem tylko w szorty i z ręcznikiem na karku zbiegłem do sauny. Ciocia Heike pokazała mi jak się ustawia temperaturę i uruchamia nagrzewnicę. Owinąłem biodra ręcznikiem, tak jak widziałem to na zdjęciach i wszedłem do przyjemnie nagrzanego wnętrza. Wilgotny żar zaczął przedostawać się do szpiku kości, który dopiero co zamarzał na mroźnym stoku. Fajna rzecz – pomyślałem, ale nie zdążyłem jeszcze się rozpłynąć w zachwytach, kiedy ciotka uchyliwszy drzwi wślizgnęła się do środka, przewiązana jedynie pod pachami białym ręcznikiem. Usiadła w rogu, wyciągając na drewnianej ławce długie, zadbane nogi. Była bardzo zgrabną kobietą, co rzucało się już w oczy, kiedy biegała po gospodzie w krótkiej, tyrolskiej sukience. Jej figura nie różniła się praktycznie od figury Renaty.
– Opowiedz mi coś o sobie – poprosiła, wpatrując się we mnie iskrzącym spojrzeniem swoich jasnych oczu
Długie, farbowane na srebro włosy, które zwykle nosiła zaplecione w warkocze spływały teraz, wilgotne od pary wodnej, na lewe ramię, przysłaniając połowę twarzy. Twarzy nie młodej, ale i nie starej, promieniującej ponadczasową urodą.
Jej wzrok, kiedy usiłowałem coś chaotycznie opowiedzieć, zaczął podróżować po moich ramionach, torsie i brzuchu, aż się zawstydziłem. Było mi gorąco! Bliskość rozgrzanego, prawie nagiego kobiecego ciała, nie ważne, że należącego do pięćdziesięcioletniej kuzynki mojego ojca rozpaliła mnie pożądaniem.
*
– Markus, ciotka ma jeszcze tę swoją słynna nalewkę? – spytałem któregoś dnia starego narciarza.
W planach miałem wieczór z Renatą i wpadłem na pomysł, żeby może trochę podkręcić temperaturę tych naszych cnotliwych randek.
– Coś ci powiem – Markus objął mnie ramieniem, a oczy aż mu się zaświeciły – Heike niegdyś trzymała ją w swojej sypialni, w takiej wąskiej, dębowej szafie. Nie wiem czy tam jeszcze jest, bo dawno nie odwiedzałem jej sypialni – zarechotał – ale sprawdzić nie zaszkodzi.
Wstęp do kobiecej sypialni, a tym bardziej do sypialni mojej ciotki, uważałem za coś nie licującego z honorem dżentelmena. Potrzebowałem jednak tej nalewki, żeby zmiękczyć Renatę. Dlatego wyczekawszy nadarzającej się okazji, kiedy wiedziałem, że ciotki Heike nie ma w domu, zakradłem się na jej salony.
W zaskakująco skromnej sypialni, obwieszonej świętymi obrazami, obok prostego łóżka i niewielkiej toaletki znajdowały się dwie szafy. Jedna duża, rozsuwana z lustrem i druga, wąska, dębowa, taka jak opisał mi ją Markus. Jej drzwi otworzyły się z charakterystycznym dla starych drewnianych mebli skrzypieniem. Kiedy mym oczom ukazało się jej wnętrze, stanąłem jak wryty. Nie wiem, czy znajdowała się tam butelka ze słynną nalewką, nie znalazłem jej tam, szafa była jednak pełna fantazyjnych kobiecych ciuszków, służących jednoznacznie do nocnych igraszek. Całe jej wnętrze wypełniały koronki i tiule, jakieś fikuśne wstążki i kokardki, czarne, czerwone i ecru. Były tam i zwiewne szlafroczki, i haftowane ciężkie gorsety z fiszbinami, delikatne staniczki i skórzane pasy z podwiązkami.
Mój robak dostał prawdziwej wariacji, spłoszył go jednak nagły trzask otwieranych drzwi. Rzuciłem się do ucieczki, na szczęście strzeliło coś tylko na dole. Cały w wypiekach popędziłem jednak do siebie.
Markus miał rację.
– Twoja ciotka to teraz święta, Matkę Boską Fatimską przed domem postawiła, spotkania parafialne organizuje. Ale do kościoła biega na szpileczkach w krótkiej sukience. Wielka dama. Rogate trofea męża w salonie wymieniła na obrazy święte, ale mówię ci, że Alpenfieber ciągle skrywa smakowite sekrety – roześmiał się i wrócił do różańca.
3.
Któregoś wieczoru, kiedy wracając z randki przemykałem przez pierwsze piętro, z salonów ciotki dosłyszałem stłumione jęki. Początkowo zląkłem się, że może coś się stało, że może źle się czuje, dlatego ostrożnie zbliżyłem się do drzwi. Kiedy jednak podszedłem bliżej, zrozumiałem, że ten urywany oddech i jęk dochodzący zza szczeliny niedomkniętych drzwi, to nic innego, jak dźwięki rozkoszy. Moja pięćdziesięcioletnia ciotka po prostu przeżywała seksualną rozkosz! Spłoszony pomknąłem po schodach do siebie, zachodząc w głowę, kto tej przyjemności ciotce dostarcza. Wszyscy zgodnie twierdzili, że po śmierci męża żyje jak zakonnica. A jednak krew nie woda. Zapukałem do starego Steina, ale Markus klepał na łóżku różaniec i nie chciałem mu przeszkadzać. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że przecież kobiety, podobnie jak faceci mają sposoby, żeby dostarczyć sobie samemu uniesień. Urządzeń do tego celu jest przecież zatrzęsienie, do wyboru do koloru. Zza uchylonych drzwi nie dochodziły żadne męskie głosy, nie trzeszczały deski, ani sprężyny łóżka. „Wibrator – pomyślałem – niechybnie wibrator!”
Rozebrałem się i postanowiłem zejść do kuchni zrobić sobie kakao. „A nuż coś jeszcze usłyszę” – rzekłem do siebie podniecony i cicho, na palcach zbiegłem piętro niżej. W kuchni paliło się jakieś światło. Pomyślałem, że to może ojciec, ale to ciotka Halina stała przy lodówce, pijąc sok. Mówiłem, że w gospodzie było bardzo ciepło, można było chodzić w podkoszulkach, ale ciotka była w samym peniuarze, zarzuconym na gołe ciało. Czarny peniuar, jeden z tych prześwitujących ciuszków, które odkryłem w jej sypialni, zasłaniał ledwie pół uda, ale przez koronkowy materiał było prawie wszystko widać.
– Ależ upał! – rzekła trochę zaskoczona moim niespodziewanym wtargnięciem i dopiła szklankę soku do końca – Muszę chyba kazać zmniejszyć ogrzewanie. Pożera to zbyt dużo pieniędzy – dodała, po czym zbliżyła się do mnie na wyciągnięcie ręki.
– Widziałam, że spotykasz się z Renatą – zagadnęła, bacznie mi się przypatrując – Renata jest córką organisty. To dobra dziewczyna. Uważaj więc co robisz – dodała.
Zwiewny negliż praktycznie nie zakrywał jej krągłego biustu z doskonale widocznymi dużymi sutkami. Zresztą wskutek niedbałego przewiązania się w pasie na wierzchu była prawie połowa jej szeroko rozchylonych piersi. Zauważyłem też, że pod spodem nie miała nawet majtek. Dobrze więc się domyśliłem, co robiła!
– Jak chcesz z nią chodzić – kontynuowała ciotka – musisz ją tu zaprosić. W niedzielę urządzam urodzinowe przyjęcie. Niech przyjdzie.
Nie w głowie mi była jednak teraz Renata. Przed sobą miałem ucieleśnienie erotycznej gorączki Alpenfieber.
*
– Powiedz Markus, od kiedy ona jest taka święta? – spytałem starego rezydenta Alpenfieber, który widać wiedział wszystko i znał tutejsze tajemnice jak nikt inny – Od śmierci starego Neumayera? Kiedy to było?
– Stary Neumayer odszedł już ponad dziesięć lat temu. Miała wtedy może czterdzieści lat. Ale wszystko zaczęło się sypać już kilka lat wcześniej, kiedy wybudowali nowe ośrodki narciarskie, mówiłem ci już o tym. Gospoda zaczęła świecić pustkami i przynosić straty. Zabawa się skończyła. Potem stary umarł i nie miał kto dokładać do interesu. Ja tu przyjeżdżałem jednak co zimę, bo mieszkam w Salzburgu, tam miałem żonę i dzieci, i pomagałem jak mogłem. Przyznam jednak, że w tym czasie żyliśmy z Heike jak mąż z żoną. Liczyliśmy rachunki, kłócili się i uprawiali seks. Aż któregoś lata ona przyjechała do mnie, do Salzburga. Chciała się poznać z moją żoną. Pojechaliśmy na wycieczkę i mieliśmy wypadek. Mnie i twojej ciotce nic wielkiego się nie stało, ale moja żona, która akurat prowadziła samochód, zginęła. Heike wróciła do Alpenfieber i kazała postawić tu Kaplicę Matki Boskiej, w przebłaganiu za grzechy, a ja odtąd nie wypuszczam z rąk różańca. A potem przyjechał twój tato i wziął interesy w swoje ręce. Popatrz na Alpenfieber, tu nikogo nie ma! Myślisz, że kto to wszystko utrzymuje? Twój ojciec tyra na to całymi dniami!
Któregoś dnia, wracając późno od Renaty, z kolacji, którą musiałem zjeść z jej rodziną, znów na piętrze doszły mnie znajome odgłosy z apartamentów ciotki Haliny. Walczyłem z niezdrową ciekawością, ale przegrałem i zacząłem skradać się pod drzwi, które znów były uchylone, bardziej nawet niż przedtem. Przyłożyłem oko do szczeliny. W salonie świeciły się tylko kolorowe lampki na wielkiej, żywej choince, pod którą, w skórzanym fotelu leżała półsiedząc ciotka. Znajomy peniuar nie zakrywał już nawet piersi, po których krągłych liniach ślizgały się odblaski migoczących światełek. Miedzy jej rozchylonymi kolanami klęczał ojciec i lizał jej cipkę. Od pasa w górę był nagi i z podziwem spojrzałem na jego muskularne plecy. Ciotka drapała go po łysej głowie i wiła się z rozkoszy. Po chwili zaplotła stopy na jego karku i coraz głośniej stękając, cała zaczęła drżeć. Widziałem, jak tato przywarł ustami do jej piersi, a ona coś mu szeptała.
Zerwałem się z miejsca i schowałem w saunie, bo ojciec wstał i ruszył do wyjścia. Słyszałem jak krząta się w kuchni, a potem wraca do salonu. Wyszedłem z sauny, ale drzwi do apartamentów ciotki były już zatrzaśnięte. Działałem jak w amoku. Nie wierzyłem temu, co widzę, ale chciałem zobaczyć jak najwięcej. Alpenfieber był tak zbudowany, że na wielki taras można było dostać z wielu pomieszczeń, również z kuchni. Nie zakładając nawet kurtki, przez kuchnię wybiegłem na taras i przywarłem do okien salonu ciotki Heike. Choinka świeciła się nadal, ale nie było już tam nikogo. Kolejne okna wychodziły z jej sypialni. Ukradkiem zajrzałem do środka. Na ścianie paliła się tylko słabo czerwona lampka, oświetlająca wiszący nad łóżkiem duży obraz Matki Boskiej Śnieżnej. W jej świetle zobaczyłem ciotkę leżącą na nagim ciele mojego taty i całującą jego szeroką i zarośniętą klatę. Udami obejmowała jego lędźwie, które po chwili zaczęła ujeżdżać. Wyprostowała się i zrzuciła z ramion czarny peniuar. Dostrzegłem jak jej piersi podskakują rytmicznie. Ojciec chwycił je w dłonie, usiadł i zaczął namiętnie całować, a potem przewrócił ją na plecy i posuwał coraz szybszymi ruchami. Ciotka uniosła wysoko stopy i wtedy on zadał, widać decydujące pchnięcie, bo po chwili na łóżku zapanował spokój.
Nie mogąc złapać tchu uciekłem z tarasu, a kiedy zamknąłem się w pokoju, zapadłem w onanistyczny trans. W mej wyobraźni to ja byłem na miejscu ojca. „Wszystko przecież i tak zostaje w rodzinie” – pomyślałem.
*
Po kolejnej randce zaciągnąłem Renatę do mojego pokoju na poddaszu. Nie miałem magicznej nalewki ciotki Heike, ale miałem mocne czerwone wino, którym zamierzałem w końcu upić dziewczynę. Nie zaprotestowała, kiedy nalałem jej pełną szklankę i nawet wypiła ze smakiem. Obserwowałem ją i zauważyłem, że chyba zaczyna ją brać. Zacząłem ją delikatnie całować, w usta, szyję, ukradkiem rozpinając najpierw jeden, potem drugi guzik. Jej oczy stawały się coraz mętniejsze, a uśmiech coraz szerszy. Całowałem jej dekolt, a widząc, że mi na to pozwala, całkiem rozpiąłem jej koszulę i przywarłem ustami do jej piersi. Patrzyłem, jak ciężko oddycha, trawiona pożądaniem. Jej twarz i dekolt były rozpalone do czerwoności i ani się spostrzegła, jak zdarłem z niej koszulę i rozpiąłem stanik. Po raz pierwszy zobaczyłem w pełnej krasie jej biust, wielkie, jędrne cycki wiejskiej dziewuchy, z różowymi jak od szminki brodawkami. Lizałem je i gryzłem wsłuchując się w jej westchnienia. W końcu sięgnąłem dłonią pod spódnicę i szarpnąłem za majteczki… Wtedy coś się stało. Renata wyprężyła się jak struna i cała drżąc, zerwała się z mojego łóżka, zasłaniając się ramionami.
– Zostaw mnie zboczeńcu! – krzyknęła – Nie dam! Nie pozwolę. Tatko mnie ostrzegał! – dyszała, w pośpiechu ubierając rozrzucone części garderoby – Odczep się ode mnie! – warknęła i uciekła, trzaskając drzwiami.
Byłem w szoku. Wyszedłem na korytarz, ale usłyszałem już tylko szczęk zatrzaskujących się na dole drzwi i rubaszny śmiech Steina za ścianą. Byłem wściekły, niezaspokojony i roztrzęsiony. Wziąłem prysznic, ale i on nie ostudził moich zmysłów. W gospodzie Alpenfieber było stanowczo za gorąco. Na palcach zszedłem na pierwsze piętro, z nadzieją, że coś znów podglądnę, ale tam panowała już cisza i noc. Zajrzałem do pokoju ojca, ale spał cicho pochrapując. Wróciłem do siebie, z myślą, że nie zostało mi nic innego jak zapić się na amen. Wtedy ktoś zapukał do moich drzwi. Był to Stein. Wszedł i zza pazuchy wyciągnął stylowo rzeźbiona butelkę.
– Co to jest ? – spytałem.
– Nalewka Alpenfieber.
4.
Urodzinowa impreza ciotki Heike zapowiadała się niezwykle nudno. Na obiedzie pojawił się ksiądz proboszcz, a także niestety Renata z rodzicami. Renata siedziała z obrażoną miną po drugiej stronie stołu i nie odezwała się do mnie ani jednym słowem. Za to jej ojciec, organista, przyniósł flachę jagodowego bimberku, z którego słynęło Hofen i ostro ćwiczyli ją z proboszczem i moim tatą. Ja starałem się oszczędzać, ale nie było łatwo odmawiać, bo jak flaszka się skończyła, ksiądz proboszcz wyciągnął drugą. A kiedy towarzystwo się rozeszło, trzecią postawił Stein i mimo, że sam nie pił, to ostro polewał mojemu ojcu, którego oczy mętniały z każdym następnym kieliszkiem.
Kiedy zostaliśmy już tylko w swoim gronie, atmosfera zrobiła się luźniejsza. Markus zaczął śpiewać jakieś niemieckie przyśpiewki, a potem włączył muzykę i porwał do tańca Heike, w której tanecznych ruchach coraz bardziej widać było, że swoje też chlapnęła.
Ciotka Halina jak to ona, ubrała się w swoim stylu. Miała na sobie pasującą do rozpuszczonych, srebrnych włosów, białą koszulę z szeroko rozpiętym dekoltem, w którym, przy każdym ruchu podzwaniały złote naszyjniki. Bordowa, opalizująca spódnica, z wysokim, niczym gorset stanem i rozkloszowanymi fałdami, gdy zawirowała w tańcu, odsłaniała czarne podwiązki, podtrzymujące wzorzyste pończochy. Wysokie brokatowe szpilki stukały w rytm polki.
Kiedy wreszcie usiedli postawiłem wszystko na jedna kartę.
– Ciociu, mam coś dla cioci – rzekłem stawiając na stole butelkę od Steina.
– A co to? – spytała z niekłamanym zdziwieniem w oczach.
– Słynna tu podobno kiedyś ziołowa nalewka.
Siedzący naprzeciw Markus wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a od ojca dostałem pięścią pod żebro – Co to ma być? – wybełkotał.
Ojciec był już pijany w sztok i ledwie mogłem go zrozumieć. Ale cios zabolał.
– A kto ci takich rzeczy naopowiadał? – ciotka powąchała zawartość butelki, po czym spojrzała wymownie na Markusa – Chyba nie ten stary gawędziarz?
Stein aż trząsł się ze śmiechu.
– Ej Markus, ty stary durniu! – ciotka poklepała go po ramieniu – Skąd w tej świętej, siwej głowie biorą się takie pomysły?!
Zbity z tropu zaczerwieniłem się po uszy. A więc to wszystko były zwykłe ploty, fantazje starego erotomana, gawędziarza? Ale to, co zobaczyłem przez okna sypialni, przecież mi się nie przyśniło.
– Lepiej chodź zatańczyć ze swoją starą ciotką – chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła na środek salonu – Co to za cudowna nalewka? – dociekała, jakby pierwszy raz widziała ją na oczy.
Zrozumiałem, że może na serio wszystkie opowieści Markusa były literacką fikcją i zawstydzony nie potrafiłem nic odpowiedzieć na jej pytanie.
Impreza dogorywała. Zrobił się wieczór. Markus zaczął stękać, że jest już późno i dla niego najwyższy czas, a ojciec zalany w trupa siedział rozparty łokciami na stole z nieprzytomną twarzą.
– Wstawaj, Staszek! – trąciła go ciotka, ale głowa ojca bezwładnie opadła na ramię, tak że o mało nie stoczył się z krzesła – Upiłeś go Markus! – zwróciła się z wyrzutem do Steina – Teraz chodź, zaniesiemy go do łóżka.
Ruszyłem się z miejsca i razem ze starym narciarzem wzięliśmy ciężkie, bezwładne ciało taty pod ręce. Ciągnąc je nogami po podłodze, zawlekliśmy go do pokoju, gdzie ciotka pościeliła na prędce łóżko. Byłem zdegustowany zepsutą atmosferą. Nie tak to sobie wyobrażałem, choć sam już zaczynałem wątpić w to, co mi się w głowie ubzdurało. Niemniej jednak zły z powodu fiaska moich planów najchętniej rozpłynąłbym się w powietrzu. Ale ciotka nagle zatoczyła się na mnie i chwytając pod ramię wystękała
– Kręci mi się w głowie – a odzyskawszy równowagę stwierdziła, że musi wziąć kąpiel – zaraz mi przejdzie – dodała.
Wziąłem ją pod rękę i zaprowadziłem do łazienki.
– Pomóc ci ciociu? – zapytałem, nie wiedząc, po co to mówię.
– Dziękuję, poradzę sobie – odparła – ale idź do salonu. Jest tam jeszcze tyle jedzenia i picia.
Nie miałem już ochoty. Chore żądze opuściły mnie, a nastrój niestety zepsuł się nie do wytrzymania. Pobiegłem na górę, próbując wszystko uporządkować sobie w głowie. Zrozumiałem, że jestem chyba jeszcze strasznie niedojrzałym dzieciakiem, o przerośniętej wyobraźni. Nie znałem się na damsko-męskich grach, znajdując obiekt seksualnych fascynacji nie tam gdzie trzeba. A trzeba mi było wrócić do Renaty, kupić kwiaty, przeprosić i spróbować jeszcze raz, po bożemu, jak młodzi, grzeczni ludzie.
Potrzebowałem zmyć z siebie cały ten chory klimat Alpenfieber, który niczym grzybnia rozrastał się w mojej głowie. Utopiłem pod strumieniem prysznica wstrętnego robaka, a kiedy skończyłem się kąpać, pobiegłem jak najszybciej rozmówić się ze Steinem. Chciałem usłyszeć zapewnienie, że wszystko, co opowiadał było czystą fantazją. Zapukałem do jego pokoju, ale nie było w środku nikogo. „Poszedł jeszcze na dół?” – pomyślałem i na bosaka zbiegłem piętro niżej. Zobaczyłem go krzątającego się w kuchni. Nie zapalił nawet światła, tylko po ciemku dobierał się do lodówki.
– Markus. Musimy poważnie porozmawiać! – zacząłem ostro, ale stary rezydent przyłożył mi palce do ust i kazał się zamknąć. Napił się z butelki maślanki i stanął w ciemnym kącie kuchni.
W tej samej chwili usłyszałem na korytarzu kroki ciotki Haliny, która akurat wyszła z łazienki i przemknęła w prostokącie otwartych drzwi, niczym zjawa, odziana w długi, ciemny szlafrok. Markus widać na to czekał, bo chwycił mnie swoimi szponiastymi palcami za ramię i szarpnął w kierunku wyjścia. Spojrzeliśmy ukradkiem w ślad za ciotką, która zniknęła w pokoju ojca. Stein nie zwalniając uścisku pociągnął mnie pod uchylone drzwi. W ciemnym wnętrzu zobaczyliśmy jej sylwetkę, siadającą na łóżku taty.
– Staszek! – słychać było jej cichy głos – Proszę cię!
Ale śpiące bezwładnym, pijackim snem ciało ojca milczało. Wtedy dostrzegłem jak wzięła w ręce jego ciężką dłoń i wsunęła ją sobie pod szlafrok.
– Staszek, proszę cię, nie dzisiaj! – szeptała z wyrzutem w głosie – Dziś są moje urodziny!
Patrzyliśmy w milczeniu, jak rozchyliła poły szlafroka i nachyliwszy się nad śpiącą sylwetką ojca, usiłowała przytulić jego głowę do swej obnażonej piersi. Tato chrapnął głośno przez sen i przewalił się na drugą stronę łóżka.
– Nic z tego dziś nie będzie – zachichotał Markus i wycofał się na palcach, pchając mnie swym kościstym biodrem – Nie będzie dziś bara bara! – rechotał w swoim stylu, kiedy znaleźliśmy się z powrotem w kuchni.
Jego usta, białe od maślanki, którą popijał wydały mi się wyjątkowo obleśne.
– To przecież jego kuzynka! – warknąłem oburzony.
– I co z tego? Co im to szkodzi?
Dziesiątki pytań cisnęły mi się na język, ale nie zdążyłem zadać ani jednego, bo w drzwiach kuchni pojawiła się nasza gospodyni. Uśmiechnięta, odświeżona kąpielą, znów wydawała się promieniować wewnętrzną młodością. Tak, jak gdyby to, co widzieliśmy kilka chwil temu w pokoju taty było tylko projekcją naszej chorej wyobraźni.
– Markus! Wojtek! – tupnęła nogą – Impreza się jeszcze nie skończyła! Zapraszam do stołu!
– Heike, moja droga – rzekł łagodnie Markus, a obleśny uśmiech nie schodził mu z ust – w naszym wieku o tej porze chodzi się już spać!
– Od jutra! – zaśmiała się – Dziś są moje urodziny i będziemy się bawić do rana!
Ale Stein dopił maślankę i kłaniając się nisko poczłapał w kierunku schodów. Powiodła za nim rozczarowanym wzrokiem.
– Zostawiam ci młodego – rzekł na pożegnanie i zniknął na piętrze.
Byłem w fatalnym humorze i najchętniej pobiegłbym za Markusem.
– Wojtek! Zostało jeszcze tyle jedzenia. Chodź!
W salonie było już ciemno, ale ciotka włączyła telewizor, który rozświetlił wnętrze, ukazując stół pełen talerzy, kieliszków i ciast. Usiadła na kanapie i zaczęła przerzucać kanały. Odnalazłem na stole otwartą butelkę szampana i napełniłem nim dwa kieliszki.
– Twoje zdrowie ciociu!
– Myślałam, że poczęstujesz mnie swoją nalewką? – zaśmiała się, biorąc lampkę z moich rąk.
– Chcesz spróbować? – zamurowało mnie jej pytanie.
– W końcu dziś są moje urodziny!
Wstałem i rozlałem alkohol do wysokich kieliszków. Ciotka Halina wyciągnęła nogi na kanapie i patrzyła na mnie uśmiechając się.
– A mogłabym poprosić cię o jeszcze jeden prezent? – spytała – Miałbyś ochotę się dziś ze mną pokochać?
Moje serce waliło jak szalone. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wziąłem tylko kieliszki i stanąłem przed ciotką, bez słów akceptując jej propozycję. Roześmiała się, widząc moje skrępowanie, po czym delikatnie dotknęła moich szortów – On widzę ma ochotę.
Szarpnęła moje spodenki uwalniając pałającą żądzą męskość i delikatnie zsunęła mi z główki napletek. Poczułem, że ta krótka pieszczota doprowadza mnie na skraj wytrysku. Ale trwało to tylko chwilę. Ciocia wzięła ode mnie kieliszek, wypiła duszkiem połowę i położyła się na kanapie. Patrzyłem, nie wierząc w to, co widzę, jak rozwiązuje pasek szlafroka i rozchyla go na boki. W półmroku pokoju widziałem, jak kolorowe refleksy rzucane przez ekran telewizora ślizgały się po jej zgiętych nogach, brzuchu i rozchylonych szeroko piersiach. Spojrzałem w jej błyszczące, pod zaczesanymi na bok włosami oczy, które świdrowały mnie, w oczekiwaniu na reakcję, jaką wywrze na mnie to, co mi oferowała.
Wypiłem alkohol i odkładając kieliszek usiadłem na skraju kanapy. Wtedy podniosła jedną nogę i oparła stopę na wysokim oparciu sofy. W telewizji falował ocean, rzucając niebieski blask na jej otwierające się przede mną łono.
– No chodź już! – drugą stopą dotknęła moje obnażone klejnoty.
Wgramoliłem się miedzy jej kolana i objąłem dłońmi jej wielkie, miękkie piersi. Zacząłem całować i ssać jasne, okrągłe sutki, które z każdym ruchem tężały w mych ustach. Wsparłem się na rękach tak, że spotkały się nasze spojrzenia i wtedy w nią wszedłem. Poczułem jej dłonie pieszczące pod koszulką moje plecy. Jeszcze szerzej rozłożyła uda i objęła mnie stopami, zaplatając je powyżej moich pośladków. Kilka gwałtowniejszych ruchów biodrami doprowadziło mnie do krawędzi rozkoszy. Wyskoczyłem z niej, rozsiewając po tapicerce strugę nasienia i usiadłem na skraju sofy, zawstydzony przedwczesnym wytryskiem. W milczeniu spojrzałem jak wstaje i gasi telewizor
– Chodź! – rzekła, wyciągając do mnie rękę.
Podniosłem się i ruszyłem za nią do sypialni. Było tam zupełnie ciemno, tak że bardziej oczyma wyobraźni dostrzegłem, jak zdejmuje szlafrok i kładzie się do łóżka. Rozebrałem się i położyłem obok niej, a kiedy przytuliła się do mnie, poczułem na udzie jej gorącą waginę. Rozpuszczone włosy połaskotały mnie po twarzy, kiedy nachyliła się nade mną, a ciężkie, ciepłe piersi dotknęły mojego brzucha, gdy zaczęła całować ramiona, klatkę piersiową, brzuch i jądra. Poczułem, jak krew wypełnia zwiotczałą po przedwczesnym zrywie męskość i niebawem znów byłem w niej! Zmrużyłem oczy, rozkoszując się powrotem mocy w lędźwiach, kiedy spokojnie rozkołysała się nade mną w rytm skrzypiących cicho sprężyn. Bałem się tylko, czy znów za wcześnie nie dojdę, ale ciotka jakby wyczuwała moje obawy, bo zwalniała, gdy byłem za blisko, żeby po chwili gwałtowniej przyspieszyć. Uniosłem głowę, szukając ustami jej piersi. Musnąłem nosem duży, sterczący z podniecenia sutek, który gdy wziąłem go w usta był twardy, jak dojrzała truskawka. Chwyciłem jej pośladki i docisnąłem do siebie, aż krzyknęła. Ciężki, urywany oddech świszczał mi nad uchem. Przewróciłem ją na plecy i czując jak oplata mnie nogami, poddałem się szaleństwu alpejskiej gorączki. Jęczała bez skrępowania na całe gardło, a ja byłem blisko, znowu bardzo blisko.
Potrzebowałem już tylko kilka ruchów, żeby poczuć, jak fala gorącej rozkoszy przelatuje przez całą długość mojego członka i rozlewa się w oczekującym jej wnętrzu kobiety…
Nazajutrz, kiedy napatoczyłem się na Steina, klepnął mnie po ramieniu i szczerząc obleśnie zęby szepnął do ucha: – A nie mówiłem? Alpenfieber skrywa jeszcze niejeden sekret!