Zakazane pragnienia (I)
19 marca 2016
Zakazane pragnienia
Szacowany czas lektury: 13 min
Moje pierwsze opowiadanie tego typu, początek może i nudny bez erotyki, później ostro, dla niektórych pewnie za ostro będzie... Póki co początek.
PROLOG
Dzień za dniem wygląda tak samo, ale dziś jest inaczej.
Kończę osiemnaście lat i staję się dorosłą osobą. Teoretycznie powinnam się cieszyć z tej niewielkiej samodzielności. W końcu mogłabym uciec stąd i zostawić moje życie za sobą. Czy to jednak cokolwiek zmieni? Czy poprawi mój stan psychiczny i fizyczny?
Kocham osobę, którą powinnam nienawidzić i trzymać się od niej z daleka.
Teraz, zamiast świętować z przyjaciółmi w jakiejś dyskotece, siedziałam na kanapie i czekałam na niego.
Rano znalazłam obok siebie na łóżku prezent, był od niego. Byłam przyzwyczajona do podarków od niego, ale nie wiedziałam czego się mogę teraz spodziewać.
Pierwsze, co ujrzałam to karteczka:
„Pragnę cię w tym zobaczyć, gdy wrócę dziś do domu. Zrobię ci prezent o jakim nigdy nie śniłaś.”
Wszędzie rozpoznam to pismo, które jeszcze nie tak dawno budziło we mnie wstręt i obrzydzenie. Tego typu karteczki były w jego stylu, ale teraz budziły we mnie zupełnie inne uczucia.
Odgarnęłam biały papier zakrywający wnętrze pudełka. W środku ujrzałam czarny materiał, do którego nadal przypięta była metka Victoria Secret. Już wiedziałam, co to było. Wyciągnęłam je i położyłam na łóżku. Miałam przed sobą seksowną bieliznę w moim rozmiarze i podkreślające każdy fragment mojego ciała. Do tego znajdowały się tam czarne pończochy i szpilki. Wiedział jak chce mnie oglądać i spełniać swoje fantazje.
Patrzyłam na strój, który założę specjalnie dla niego i wiedziałam, że będzie usatysfakcjonowany. Pochłonięta tym, nie zauważyłam jeszcze jednej rzeczy.
Na dnie leżało pudełeczko. Delikatnie otworzyłam je i ujrzałam czarne perły i kolejną karteczkę.
„Dopełnienie tego stroju, aby zdobiły twoją seksowną szyję”
Uśmiechnęłam się do siebie.
Usłyszałam zgrzyt zamka. Wrócił, a ja czekałam na niego właśnie teraz, gotowa na spełnienie każdego jego życzenia i pragnienia.
Minęło kilka sekund podczas których poprawiłam swój wygląd na kanapie, aby mógł pożerać mnie wzrokiem od samego progu.
Wszedł wolnym krokiem i mogłam ujrzeć mężczyznę, który sprawił, że stałam się kobietą już kilka lat wcześniej. Od zawsze byłam tylko jego i jego ojca. Dziś jednak miałam należeć tylko do niego.
ROZDZIAŁ 1
Dziś nadszedł ten dzień, w którym kończy się moje spokojne i szczęśliwe życie. Mam dziesięć lat, ale czuję jakbym miała więcej.
Spakowałam swoje rzeczy do pudeł i torby. Wkrótce mnie już tu nie będzie.
Nigdy nie myślałam, że w ten sposób opuszczę naszą mieścinę w Montanie i udam się na Wschodnie Wybrzeże. Zawsze myślałam, że to tutaj spędzę całe swoje życie i pójdę na studia, tutaj w Missoula, a jednak po tych kilku szczęśliwych latach opuszczałam je. Od teraz miałam mieszkać na obrzeżach wielkiego, jak dla mnie, miasta, Nowy Jork wraz z jej nowym mężem i jego synem z pierwszego małżeństwa.
Stałam w przedpokoju i patrzyłam na krzątającą się młodą kobietę.
- Nie możemy tutaj zostać? - spytałam niepewnie swoją mamę. - Musimy wyjeżdżać?
- Słoneczko! - podeszła do mnie i pochyliła się. - Wiem, że ci ciężko. David ma tam pracę, dom. Nie może tego tak po prostu zostawić, a nas nic tu nie trzyma.
- Ja chcę tutaj mieszkać. - powiedziałam i tupnęłam ze złości nogą.
Mama popatrzyła na mnie i widziałam ten smutek w jej oczach. Ona zrobiłaby dla mnie wszystko i chciała abym była szczęśliwa, w szczególności od śmierci mojego taty. Czuła się więc rozdarta między mną, a nim. Wiedziałam też, że tym razem nie zrezygnuje.
- Wiem, że ci ciężko, ale ja go kocham. Na początku będzie ciężko, ale poznasz tam nowych ludzi i będziesz mieć wielu przyjaciół. Obiecuję. - Pocałowała mnie w czoło. - Poza tym poznasz Kyla, syna Davida. Na pewno się polubicie, bo on już nie może się doczekać spotkania z tobą. Rozmawiałam z nim przez telefon i wydawał się miły.
Przypomniałam sobie zdjęcie, na którym widziałam tych dwóch wysokich mężczyzn. Mama pokazała mi go już jakiś czas temu i wytłumaczyła mi, że ten z tyłu jest jej nowym mężem, którego poznała na seminarium w Waszyngtonie dwa lata temu. Pobrali się szybko i w tajemnicy w Las Vegas zaledwie miesiąc temu, a teraz mieliśmy z nim zamieszkać pod jednym dachem. Przed nim stał trochę niższy chłopak, mający jak mi tłumaczyła matka, szesnaście lat i uśmiechał się szeroko. Przypominał swojego ojca. Oboje mieli czarne, średniej długości włosy i brązowe oczy, a także lekko oliwkową karnację skóry. W tym spojrzeniu było zawarte coś jeszcze, lekki błysk.
Dziwnie się czułam przypominając sobie ich wygląd. Moje ciało lekko drżało i nie wiedziałam czego tak naprawdę się boję. Niepokoiło mnie to.
- Skończ się pakować, bo wieczorem mamy samolot. - powiedziała na koniec i znikła w swojej sypialni.
Nie mogłam dłużej tak stać. Weszłam z powrotem do swojego pokoju i rozejrzałam się po pustych, niebieskich ścianach.
Wszystkie swoje pamiątki, ubrania i obrazy spakowałam już do pudeł, których zawartość opisałam. Za kilka dni miały do mnie dotrzeć i znaleźć się w całkiem nowym pokoju. Rzuciłam okiem na torbę w rogu pokoju i sprawdziłam, czy najpotrzebniejsze rzeczy mam już w niej ułożone. Ostatni raz sprawdziłam jeszcze szafę, aby niczego nie zapomnieć.
Po wszystkim rzuciłam się na łóżko i ostatni raz rzuciłam okiem na widok za oknem. Już nigdy nie miałam zobaczyć tego miejsca.
***
Lot trwał kilka godzin, ale przez większość czasu pogrążona byłam we śnie. Nie zwracałam na nic uwagi. Pogrążona byłam we własnych wspomnieniach i marzeniach. Przypominałam sobie czas jaki spędzałam z rodzicami w naszym domu do śmierci ojca, moich przyjaciół i nasze wygłupy. Miało mi tego brakować.
Pierwszy raz opuszczałam nasze miasto i jak się okazało, miałam już tam nigdy nie wrócić. Wszystko, co najlepsze skończyło się w tej chwili. Pozostawiłam za sobą wszystko, dom, przyjaciół i... grób ojca.
Zmarł, gdy miałam pięć lat. Nie pamiętałam już go za dobrze, a jedyną rzeczą przypominającą mi jego twarz była fotografia. Zawsze miałam ją przy sobie. Przez te wszystkie lata brakowało mi go, ponieważ to on mnie wychowywał. Spędzałam z nim mnóstwo swojego czasu, i to on czytał mi bajki, chodził ze mną do kina, czy też bawił w piaskownicy. Ani razu niczego mi nie odmówił. Z matką nigdy nie było tak samo, nie była ze mną aż tak blisko. Dla niej liczyła się kariera i pieniądze. Pięła się po drabinie w górę, aby osiągnąć jak najwięcej w naszym mieście. Od śmierci ojca wiązała się z kilkoma mężczyznami, ale z żadnym nie była dłużej niż kilka tygodni. Każdy miał jakieś wady i zalety, nie potrafiła z nimi dłużej zagrzać miejsca.
Wszystko zmieniło się tak nagle, miesiąc temu, gdy wróciwszy oznajmiła, że wyszła ponownie za mąż, za niejakiego Davida. Dokończyła wszelkie formalności w naszej mieścinie i teraz udawaliśmy się do Nowego Jorku.
Miałam wreszcie poznać ojczyma i jego syna, a moje życie miało się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Miało to już wkrótce nastąpić.
- Shane! Wysiadamy! - usłyszałam jej głos.
Spojrzałam na nią i widziałam jej szeroki uśmiech na ustach. Tak bardzo cieszyła się z faktu, że się tutaj przeprowadzaliśmy. Mieliśmy żyć w wielkim mieście, tak jak sobie kiedyś wymarzyła, do tego mając u boku majętnego mężczyznę.
- Już idę. - powiedziałam i wstałam z miejsca.
Powoli szłyśmy przez lotnisko wraz ze swoimi bagażami.
Widziałam jak rozgląda się w różne strony zapewne w poszukiwaniu jego. Ja nie miałam na to najmniejszej ochoty i czas spędzałam na wgapianiu się wprost przed siebie tak, aby na nikogo nie wpaść. Lotnisko było ogromne i w łatwy sposób można byłoby się zgubić.
Zobaczyłam go i od razu rozpoznałam. Miałam pewność, że to on choć widziałam tylko jego zdjęcie. Stał kilka metrów dalej, wprost przede mną i uśmiechał się do osoby stojącej obok mnie. Mama nadal go nie zauważyła, ale ja tak. Mogłam się mu przyjrzeć i stwierdzić kilka ważnych rzeczy. Jak na trzydziestopięcioletniego mężczyznę wyglądał idealnie, był zadbany i przystojny. Miał na sobie dopasowane czarne spodnie i koszule w tym samym kolorze z rozpiętym guzikiem pod szyją. Mijające go kobiety na dłużej zatrzymywały na nim swój wzrok.
Po chwili obrócił się, a jego wzrok spoczął na mnie i jego uśmiech poszerzył się, gdy przebiegł wzrokiem po mojej sylwetce. Zatrzymał się na dłużej na mojej twarzy i zauważył, że mu się przyglądam. W tym wszystkim było coś dziwnego, coś co powodowało drżenie mojego ciała i ogarnęły mnie obawy przed tym co się stanie.
Szturchnęłam matkę łokciem i ta spojrzała w kierunku, w którym ja spoglądałam. W jej oczach zobaczyłam błysk, a po chwili znalazła się w jego ramionach namiętnie go całując. Odwróciłam wzrok na ten widok, ponieważ było w tym coś dla mnie obrzydliwego. Rzadko kiedy widziałam matkę w takiej sytuacji, gdyż zawsze starała się tego unikać przede mną. Teraz nie miałam zamiaru rezygnować z eksponowania swej miłości.
W końcu oderwali się od siebie i matka przypomniała sobie o moim istnieniu:
- Shane! To jest David. - wskazała na mężczyznę. - David! To mój mały skarb, Shane.
- Już nie taki mały. - powiedział szeroko się uśmiechając taksując mnie wzrokiem. - Przywitaj się ze mną.
Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę na powitanie.
- Miło mi cię poznać, proszę pana!
On chwycił moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie.
- Jestem Dave, a nie żaden pan. - zachichotał.
Objął mnie i przytulił. Byłam tak blisko niego i nie wiedziałam, co robić. Stałam prosto, sztywno nie wiedząc jak się zachować. Matka właśnie odbierała jakiś telefon i nie zwracała na nas uwagi, a on mnie nie puszczał. Jego ręka powędrowała po moich plecach, wzdłuż kręgosłupa aż dotarła do moich pośladków. Chwycił za jeden z nich i uszczypnął. Na koniec pocałował w policzek i dopiero wypuścił.
- Dobrze, że jesteś już z nami. - szepnął.
***
Siedziałam na tylnym siedzeniu jego auta.
Posiadał dużego Rang Rovera model Freelander 2. Był czarny i posiadał mocno przyciemniane szyby. Nikt z zewnątrz nie dojrzałby kto siedzi w środku i co też tam robi, za to osoba ze środka może doskonale śledzić ruchy innych. Kiedyś marzyłam, aby mieć właśnie takie auto, duże i przestronne, no i terenowe. Matka posiadała starego pikapa, którego kochała nad życie, ale on musiał zostać w naszym starym mieście.
Nie miałam ochoty na obserwowanie tego, co się dzieje wokół mnie. Ludzie przemieszczali się i opuszczali lotnisko im. Johna F. Kennedy'ego udając się w dalsza drogę, do swoich miejsc pracy czy też rodzin. My podążaliśmy do dzielnicy Staten Island, gdzie znajdował się jego dom i który miał się stać również moim.
Moje myśli krążyły wokół tego, co on zrobił tam, na lotnisku. Zastanawiałam się, czy mogę jej o tym powiedzieć. Przecież to nie jest normalne zachowanie, dotykanie w ten sposób dziecka, a w szczególności córki swojej nowo poślubionej żony jest czymś złym i nie miałam, co do tego wątpliwości. Ja byłam przecież jeszcze dzieckiem, dziesięcioletnią dziewczynką, która zaczyna pomału dorastać. Ona jednak była z nim szczęśliwa, a ja nie chciałam tego zniszczyć. Nie wiem czemu, ale nie budził we mnie zaufania i teraz coraz bardziej zaczynałam obawiać się tego, co może się wydarzyć w przyszłości.
Popatrzyłam przed siebie i poczułam jego wzrok na sobie. Nie był skierowany bezpośrednio, ale rzucał ukradkowe spojrzenia w lusterko, jakby chciał sprawdzić czy ciągle tam jestem. Uśmiechał się przy tym w dość dziwny sposób. Kolejny dreszcz przeszedł przez moje ciało i odwróciłam głowę w stronę szyby.
Widziałam także, że trzymał rękę na kolanie matki i swobodnie kontynuował z nią rozmowę.
***
Po kilkudziesięciu minutach samochód skręcił w boczną dróżkę, która prowadziła przez gęsty lasek. Wreszcie zatrzymał się przed bramą, była solidna i ogromna, przez którą nie było za wiele widać. Czekaliśmy chwilę na to, aż się otworzy i znajdziemy się w środku.
- Podekscytowana? - spytała moja matka.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Czy ciszyć się, czy też płakać? Znów czułam to przeszywające spojrzenie i wiedziałam kto sprawia, że tak dziwnie się czułam.
W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. Czekałam na to co nastąpi.
Wjechaliśmy na podjazd. Wąska, żwirowa dróżka prowadziła pod sam dom. Nie była długa, ale ozdobne drzewa i krzewy wokoło dawały dziwne wrażenie, że całość jest ogromna. Dom przed naszymi oczami wyglądał skromnie, a zarazem elegancko. Widać było wyraźnie, że był to stary budynek, odnowiony tak, aby wyglądał na nowocześniejszy. Kremowy tynk i ciemnoczerwony dach komponowały się z wystrojem ogrodu. Dom składał się z parteru i poddasza, a lekko przeszklone drzwi musiały prowadzić do wnętrza. Dostrzegłam także dwa miejsca garażowe, a przed nim stojący sportowy samochód.
Musiałam to przyznać, dom był piękny i nowoczesny, jakby świeżo po remoncie. W głębi serca ucieszyłam się na myśl o mieszkaniu w nim, ale ciągle miałam też jakąś obawę, o to co może się wydarzyć.
Nagle ktoś otworzył mi drzwi.
- Witaj w domu, Shane! - powiedział mój ojczym.
Wysiadłam zdziwiona na jego widok obok mnie. Okazało się, że musiałam się zamyślić przez tą krótką chwilę i on zdążył obejść samochód wokoło.
Moja matka była pełna zachwytu na ten widok.
- Piękny dom, kochanie. - powiedziała i przytuliła się do niego.
- Dziękuję. Teraz to też wasz dom. - uśmiechnął się trzymając ją w objęciach, drugim ramieniem chwycił mnie chcąc zaprowadzić do środka.
Po mojej ręce przeszło lekkie mrowienie i dziwna elektryczność.
- Mam nadzieję, że Kyle jest w domu. Musicie go poznać. - dodał.
Pomału otworzył drzwi na chwilę puszczając moją matkę. Ukazało się nam eleganckie wnętrze. Przeszliśmy przez próg i znaleźliśmy się w środku. Nie puszczał nas ani na chwilę, jakby myślał, że mu uciekniemy. Rozglądałyśmy się wokoło analizując wystrój i wykonanie. Miałyśmy przecież tutaj zamieszkać.
Wszystko było przestronne. Białe wnętrze urządzono czarnymi i srebrnymi, nowoczesnym meblami. Kątem oka dostrzegłam ciemne schody prowadzące na poddasze. Na prawo znajdowała się kuchnia, a przed nami rozpościerał się ogromny salon.
- Podoba się wam? - spytał.
- Jest piękny...
Matka nie dokończyła zdania, ponieważ przerwały jej dźwięki dochodzący z góry.
Skrzypienie i ruchy mebli były na przemian przerywane głośnymi okrzykami.
- Jezu! Cholera! - krzyczał męski głos.
- Pieprz mnie! - wtrąciła kobieta – Szybciej! Pragnę cię.
- Och...
- Dajesz!
- Dziwka z ciebie! Szmata! - krzyczał mężczyzna. - Suka!
Moja matka szybko podeszła do mnie i zakryła uszy. Nie wiedziałam więc, co dalej się dzieje i nie słyszałam więcej. Powiedziała coś do ojczyma, a ten krzyknął głośno. Usłyszałam tylko:
- Kyle! Złaź tu na dół!
Minęło kilkadziesiąt sekund, gdy na szczycie schodów ukazała się jego twarz. Taka sama jak na zdjęciu, które widziałam. Nie miał na sobie żadnej koszuli, tylko jeansy wiszące luźno na jego biodrach. Po jego ciele spływała cienka linia potu. Patrzyłam na niego z otwartymi ustami.
Zaraz za nim pojawiła się dziewczyna mająca około szesnastu lat. Cmoknęła go w policzek i poprawiając koszulkę zeszła na dół.
- Zadzwoń do mnie. - mruknęła do niego. - Do widzenia, państwu! - powiedziała głośniej i szybko opuściła dom.
Ojczym ciskał oczami pioruny w jego stronę.
- Jak się zachowujesz? Wiedziałeś, że dzisiaj je przywożę. - ostro skarcił syna.
Ten tylko wzruszył ramionami. Zszedł i podszedł do mojej matki z szerokim uśmiechem na twarzy...
- Jestem Kyle. Witaj! - mówiąc to objął ją i cmoknął w policzek. - Rozmawialiśmy przez telefon i miło mi wreszcie cię poznać.
- Mi również. - odpowiedziała.
Oderwał się od niej i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. Zmierzył mnie z góry na dół, tak samo jak jego ojciec i podszedł bliżej.
- Ty pewnie jesteś Shane. - powiedział zawadiacko i również mnie przytulił. - Wkrótce się lepiej poznamy - szepnął mi do ucha.
W tym wypadku także poczułam dyskomfort, a do tego jego słowa wzbudziły jeszcze większy niepokój. Jego ręce błądziły po moich plecach powodując w tych miejscach gęsią skórkę. Co jakiś czas jego ręce schodziły niżej, na pośladki.
Po kilkunastu sekundach oderwał się ode mnie całując w policzek i szepcząc:
- Jesteś słodka.
Wiedziałam już jedno, ta rodzina była dziwna.