Urlop z matką
12 listopada 2020
Szacowany czas lektury: 35 min
Wnętrze hotelowego pokoju uderzyło gorącym, stojącym powietrzem o zapachu wypranej pościeli. Rozejrzałem się za panelem klimatyzacji, ale znajdującym się zaraz przy drzwiach przełącznikiem udało mi się uruchomić tylko ogromny wentylator, zwisający z sufitu nad szerokim, małżeńskim łożem. Stolik, dwa tapicerowane krzesła i wnękowa szafa z ogromnym, rozsuwanym lustrem dopełniały architekturę wnętrza.
– Wspólne łóżko? – skrzywiła się mama. – Nie da się go rozsunąć?
Nie dało.
Trzy pensje pospolitego doktoranta na uczelni musiałbym odłożyć, żeby kupić wakacje na Kanarach. Ale trafiła mi się okazja, którą bez zastanowienia wykorzystałem, rezerwując wczasy prawie z rocznym wyprzedzeniem. To miał być prezent na drugą rocznicę dla mojej żony. Teneryfa to było nasze wspólne marzenie, jeszcze sprzed ślubu, ale wcześniej nie było nas na to stać. Aż tu nagle rocznicowy prezent przestał mi być potrzebny… Moja żona, Monika wniosła o rozwód. Była moją studentką. Dzięki mnie obroniła dyplom i dzięki moim kontaktom wyjechała do stanów na świetny kontrakt… gdzie uznała, że nasze małżeństwo nie ma dłużej sensu! Nie byłem może zupełnie bez winy: w trakcie szybkiej rozprawy rozwodowej udało się jej wywlec moją paskudną fascynację filmami porno z udziałem dojrzałych kobiet… Nie przypuszczałem wcześniej, że odkryła tę tajemnicę!
To był cios, na który zupełnie nie był przygotowany taki facet po trzydziestce jak ja. W mojej głowie zapanował chaos i ani się spostrzegłem, jak stanęły przede mną spakowane walizki; zabrałem co miałem i wróciłem do rodzinnego domu. Matka była zapracowaną lekarką, a ojciec zamiast osiąść na emeryturze zajął się na stare lata polityką i całymi dniami był poza domem. A ja byłem jedynakiem.
– Weź urlop, polecimy razem na Teneryfę! – zaproponowałem mamie któregoś dnia i tak znaleźliśmy się w końcu na Wyspach Kanaryjskich.
*
– Chodźmy na drinka. Zobaczymy co dają w tym all inclusive. – zaciągnęła mnie wieczorem do hotelowej knajpki.
Knajpka to może mało adekwatne słowo, dla kawiarni wielkiego turystycznego molocha. Przestronne i mało przytulne wnętrze, przypominające nasze domy weselne, wypełnione było wielonarodowym gwarem. Wolnych stolików nie było. Z samego środka lokalu szerokie kręte schody prowadziły w dół, do drugiej sali, skąd dochodziła głośna muzyka. „Pora dansingowa” – pomyślałem, ale ponieważ i tak nie było gdzie usiąść, zeszliśmy na dół. Zanurzyliśmy się w ciemność dyskoteki, wypełnionej migoczącym światłem, dymem i kołyszącym się w rytmie salsy bezosobowym tłumem. Na podświetlonej scenie kapela na żywo wygrywała latynoskie melodie. Wzdłuż ścian ciągnęły się pluszowe loże, a w rogu połyskiwał kolorowymi flaszkami niewielki bar. Wszystkie miejsca były jednak zajęte. Muzyka ogłuszała tak bardzo, że nie dało się rozmawiać, a pulsujące światło wręcz oślepiało.
Wtem ktoś złapał matkę za rękę.
– Aneczka? – zagadnęła ją niewysoka blondyna, o bujnych lokach, której wydekoltowana, brokatowa sukienka eksponowała ponętny, obfity biust. Mogła być w wieku mamy. Towarzyszył jej przynajmniej dziesięć lat młodszy, łysiejący facet, o umięśnionej posturze byłego zawodnika rugby.
– Jolka? Kochana… Co za spotkanie! – zawołała matka, składając usta do pocałunku.
No super – pomyślałem. Babka okazała się być znajomą ze studiów mamy, też lekarką i podobno żoną ordynatora warszawskiego szpitala, którego wiek i stan zdrowia nie pozwalał już jednak na wakacyjne wojaże.
– A Czesiek… – klepnęła w umięśnioną pierś swego partnera, który okazał się być malarzem i to nawet artystą – jest przyjacielem rodziny. Pilnuje mnie, żebym nie wpadła w jakieś kłopoty. – roześmiała się – A kim jest ten dżentelmen? – wskazała na mnie – Nie przyleciałaś tu z mężem?
– A to jest Wojtek. – matka uśmiechnęła się tajemniczo.
Ani się spostrzegłem, jak minęła północ. Chciałem wyjść, ale po prostu się nie dało. Towarzyszyłem matce niczym mrukliwa przyzwoitka do późnej nocy, cierpiąc coraz bardziej z każdym kolejnym drinkiem i każdą kolejną salwą śmiechu. A kiedy wreszcie towarzystwo ruszyło się do wyjścia, okazało się, jakby tego było mało, że przyjaciele matki zamieszkali drzwi w drzwi z naszym pokojem. Zmęczeni wypitym alkoholem szybko wylądowaliśmy w łóżku i wtedy się zaczęło. Przez cienkie hotelowe ściany z pokoju naszych sąsiadów zaczęły atakować nasze uszy coraz głośniejsze dźwięki bezwstydnego seksu. Ochom, achom i skrzypieniom sprężyn łóżka nie było końca. Nie mogłem zmrużyć oczu, wybity ze snu tak hałasem, jak i podnieceniem, które rozpaliło moje wyposzczone zmysły. Matka też długo wierciła się w łóżku, aż w końcu wstała i włączyła telewizor. Jak na ironię w telewizji leciał o tej porze jakiś erotyk. O dziwo, matka zamiast przełączyć na inny kanał, wiedziona zaskakującą dla mnie myślą, pogłośniła dźwięk niemal na maksa. Czy chciała zagłuszyć sąsiadów, czy może wpadła na pomysł, żeby sąsiedzi pomyśleli, że słyszą nas?
*
Nazajutrz, kiedy niewyspani opuszczaliśmy pokój, natknęliśmy się oczywiście na naszych nowych znajomych. I ani się spostrzegłem, jak wciągnęli nas w wir swojego życia. Skończyły się poranne joggingi i krajoznawcze wycieczki. Poczułem, że radość z urlopu zaczyna niebezpiecznie uciekać gdzieś między palcami.
– Kochana, ubierasz się jak zakonnica! – Jola zwróciła się przy śniadaniu do mojej matki.
– Proszę cię, masz figurę i ciało trzydziestki, powinnaś to wyeksponować. Musimy ci kupić coś seksi, zabieram cię dziś na szoping.
I tak w końcu zostałem sam. Mama wróciła późno, bo szoping z Jolą oczywiście musiał zakończyć się drinkiem, a od tego stronić nie zamierzała.
– Popatrz, co ta wariatka mi kupiła! – rzekła, wyciągając z torby, z logiem ekskluzywnej marki, wielki kłębek jaskrawo pomarańczowego materiału, który po rozwinięciu okazał się być plażowym pareo z ramiączkami. Mama stanęła przed lustrem i owinęła się nim niczym hinduska.
– To chyba nie tak! – zaśmiała się sama do siebie. Odłożyła pareo na poręcz krzesła, po czym ściągnęła przez głowę swoją skromną, sięgającą za kolano sukienkę w kwiaty, stając przed lustrem w samej koronkowej bieliźnie. Ukradkowym spojrzeniem ogarnąłem jej niemal nagą, wyprostowaną i energiczną sylwetkę. Długie, farbowane na rudo włosy spływały poniżej ramion. Miała dobrze zbudowane, silne nogi, szerokie i krągłe biodra, ale jej plecy i talia były szczuplutkie. Przełożyła rękę przez jedno ramiączko, owinęła się wokół zwiewnym materiałem i krzyżując go sobie pod biustem założyła na drugie ramię, dopełniając całości. – Hm… tak nie może być! – mruknęła pod nosem, poprawiając swój biały stanik z szerokimi fiszbinami, podtrzymujący jej dosyć duży, w stosunku do drobnego tułowia biust. Westchnęła, po czym bez wahania rozpięła biustonosz i wprawnymi ruchami wydostała go spod wdzianka.
– I jak ci się podoba? – spytała, odwracając się niespodziewanie w moją stronę. Jej duże, jasne oczy aż błyszczały spod zaczesanej na bok, rudej grzywki. Odbijało się w nich zadowolenie, że odważyła się kupić sobie taki ciuch. Pareo opinało jej nad wyraz jeszcze zgrabne i wysportowane, jak na swoje pięćdziesiąt kilka lat ciało, zwisając na cienkich ramiączkach i zakrywając ledwie połowę umięśnionego uda. Przez wyjątkowo zwiewny materiał prześwitywały krągłości jej nagich piersi i duże, ciemne brodawki. W naszym pozbawionym klimatyzacji pokoju zrobiło się nagle jeszcze goręcej, niż wskazywały termometry. Głośno przełknąłem ślinę, która zastygła mi w gardle w czasie, gdy z rosnącym podnieceniem przyglądałem się przebierankom własnej matki.
Najlepsze, że w jej zachowaniu nie było niczego nienaturalnego, czy grzesznego. Po prostu wróciła z zakupów, przebrała się w to odważne pareo i była ciekawa mojej opinii. Odparłem, że wygląda super, pięknie i młodo, po czym poszła wziąć prysznic, przebrała się i weszła do łóżka. Kątem oka patrzyłem na mamę, jak zagrzebuje się w naszej wspólnej pościeli. Była w cienkiej, nocnej koszuli, która ledwo przykrywała majtki. Poczułem, jak do mojego ciała wlewa się jadowity ferment, który niczym mocny i słodki trunek rozpalił mnie do czerwoności.
I z całą siłą rzuciły się na mnie zapomniane upiory młodości, karmiące się moim pożądaniem, skierowanym w stronę własnej matki. Wstyd się przyznać, ale były takie momenty w moim życiu, kiedy fantazje erotyczne na temat mojej mamy odbierały mi rozum i próbowałem, używając najbardziej szalonych podstępów ją podglądać. Pamiętam, jak wróciłem kiedyś ze studiów na weekend, ojciec wyjechał wtedy do babki i zostaliśmy sami w domu. Był duszny majowy wieczór. Zapaliliśmy sobie grilla i piliśmy piwo, po którym zaproponowała, że mnie ostrzyże, bo mam bardzo zaniedbane włosy. Zaprowadziła mnie do łazienki, posadziła przed lustrem i kazała zdjąć koszulkę. Śledziłem ją wzrokiem, jak z szafki wyciągała przybory do strzyżenia. Miała na sobie krótkie szorty i luźny t-shirt, pod którym nie nosiła stanika. Zauważyłem to w lustrze, kiedy pochyliła się nade mną, w jej szerokim dekolcie zatańczyły nieskrępowane niczym piersi. Mimo czterdziestu kilku lat i lekkiej nadwagi, którą wtedy miała, była po prostu seksowną kobietą. Obcinała mi włosy, a ja nie myślałem o niczym innym tylko o tym, że czuję każdy jej dotyk, jak opiera się łonem o moje plecy, jak muska koniuszkami piersi mój kark, jak gdyby to była gra wstępna. Chciałem, żeby dostrzegła, jak podniecenie rozsadza mi rozporek spodni… Dlatego poczułem niedosyt, kiedy skończyła. Miałem nadzieję, że ten wieczór będzie miał swój ciąg dalszy, ale nie wiedziałem co mam zrobić, gdy odeszła do swoich zajęć. Kiedy zatem tylko usłyszałem, jak poszła się kąpać, zakradłem się pod drzwi łazienki i wsunąłem pod nie lusterko. Leżąc na podłodze, mogłem dzięki temu dostrzec, jak matka rozbiera się do kąpieli. Zobaczyłem jej gołe cycuszki, może nieco za duży w tamtych latach brzuszek i naznaczone złotym meszkiem łono. Po chwili zniknęła w kabinie prysznicowej, a ja odleciałem z dłonią zaciśniętą w kroku. Całą noc marzyłem wtedy, że w końcu przyjdzie do mojego łóżka… Wyobraźnia doprowadzała mnie do szaleństwa.
Od tamtego dnia rozpoczęła się moja obsesja na punkcie filmów porno z udziałem „mamusiek”. One rekompensowały mi moje niezaspokojone pragnienia.
A teraz mama leżała obok, na wyciągnięcie ręki i spokojnie spała, cicho oddychając. W mojej głowie coś się jednak już wydarzyło, coś się zmieniło. Ja byłem już innym człowiekiem, z bagażem doświadczeń dorosłego faceta, a jednak uległem fantazji.
*
Kolejnego dnia zostaliśmy zaproszeni do wyjazdu na „ekskluzywną” plażę, jak to enigmatycznie określiła Jola. Wiedziałem, o co chodzi: zaciszne miejsce, gdzie elitarni panowie i szukające zagubionej dawno młodości panie mogą się nago poopalać. Stanowczo zaprotestowałem, ale matka była zdecydowana jechać. Miałem nawet wrażenie, że poczuła ulgę, że zostanę w hotelu. Może wiązała jakieś nadzieje z tym wyjściem, a może po prostu się przede mną wstydziła? Ta myśl, że planuje zrobić coś o czym, nie chciała, żebym wiedział, mocno mnie dotknęła. Dlatego postanowiłem jednak pojechać. Piękna plaża, ukryta przed wzrokiem ciekawskich w ciasnej zatoczce, otoczonej wysokimi czarnymi ścianami, do której lazurowy ocean naniósł na kształt złotego półksiężyca łachę piasku, nie była plażą nudystów, choć tak jak się spodziewałem, dominowało tu roznegliżowane towarzystwo w mocno dojrzałym wieku. Panował tu duch nieskrępowanej wolności, tak że obok kompletnie bezwstydnych naturystów, spore grono odpoczywało sobie w znacznie bardziej cenzuralnych strojach plażowych. Jak chociażby i ja: w sportowych szortach, których nie zamierzałem zdejmować. Moja matka ulokowała się właściwie pośrodku tej statystyki. Ubrana jedynie w pomarańczowe pareo zakrywała wprawdzie ciało, jednak prześwitujący materiał, opinający dość mocno biust, zdradzał całą jego nagość. Trochę niefortunnie ulokowałem się pomiędzy leżakiem mamy i Joli, które zaczęły trajkotać jak najęte, przerzucając się nade mną słowami. Dlatego, jak tylko zobaczyłem, że Czesiek zabrał się za przyrządzanie jakiegoś posiłku, postanowiłem wstać i mu pomóc.
Czesław, mimo wysokiego czoła i średniego wzrostu wyglądał niezwykle męsko ze swą owłosioną, muskularną klatą, szerokim karkiem i wyraźnie wypinającymi luźne szorty jajkami; pomyślałem, że należy do facetów, którzy podobają się kobietom. Szczególnie że zauważyłem, jak matka wodzi za nim powłóczystym spojrzeniem. Tymczasem Jola, żeby być bliżej swojej przyjaciółki, przeniosła się na mój leżak:
– A jak to jest z wami? – usłyszałem jej pytanie – Długo się spotykacie?
Czy ja dobrze słyszę? – W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. – Czy ona sądzi, że my z mamą jesteśmy parą… kochanków? Czy ona nie wie, że to moja mama? Z drugiej strony, skąd mogła wiedzieć! Nikt nie kwapił się, żeby wyprowadzić ją z błędu! Spojrzałem na Jolę, starając się wyłowić więcej słów. Siedziała na leżaku topless, nachylając się w stronę mamy. Miała rozpuszczone blond loki, opadające na opalone ramiona i wielkie rubensowskie cycki, wiszące nad zaskakująco płaskim brzuchem. Wytatuowana jaszczurka wspinała się po krągłości jej biodra, wślizgując się łebkiem pod białe kąpielowe stringi, niczym kusicielskie zaproszenie do świata rozkoszy. Tymczasem matka, dotychczas rozgadana jak papużka, zaczęła kręcić się w zeznaniach, dociskana ciekawskimi pytaniami Joli. Słuchałem tego z niedowierzaniem.
– A jaki on jest… no wiesz, w łóżku? – dociekała – Bo Czesiek to prawdziwe zwierzę! Mam nadzieję, że nie krępuje cię taka bezpośredniość, ale przecież nie jesteśmy pruderyjnymi mieszczkami. Seks to tylko rozrywka. W zeszłym roku, jak byliśmy tu z Cześkiem, poznaliśmy się z pewnym małżeństwem. Byli kilka lat od nas starsi, a wiesz, co się wydarzyło? Tak się zaprzyjaźniliśmy, że dla zabawy postanowiliśmy spać ze sobą na zmianę. Facet był emerytowanym wojskowym, przystojnym, wyprostowanym, ale w łóżku, przeciwieństwo Czesława. Pieścił mnie jak dziecko, a jak przyssał się do mojej cipki, to nie skończył, dopóki nie doszłam. – roześmiała się – A twój potrafi to robić?
− Pewnie… – usłyszałem wyszeptaną odpowiedź, czując jak podniecenie rozciąga moje szorty.
- Czesław, a jak ci było z Baśką? – Jola zawołała prowokacyjnie do swojego partnera – Kiedy udało się ich namówić na czworokącik, mogłam się napatrzyć do woli Czesiu, jak ją rżnąłeś. Piszczała z rozkoszy jak dziecko!
– Stara pudernica. – skrzywił się malarz. – Nie to, co nasza nowa przyjaciółka, zwiewna i efemeryczna bogini!
Coś nagle i niespodziewanie napełniło mnie bolesną zazdrością, że ten facet próbuje podrywać moją mamę, a jej sprawia to przyjemność. Ale matka nic nie odpowiedziała, wprost przeciwnie, zawołała mnie po imieniu i poprosiła, żebym wziął aparat i poszedł z nią zrobić jakieś ładne zdjęcia.
– Może chodźmy za tamte skały. – wskazałem skalisty cypel, oddzielający plażę od niewielkiej zatoczki, otoczonej klifami. W środku zatoczki tkwiła, omywana przez płytkie wody, skała o kształcie ołtarza. Nie było tam nikogo.
– Piękne miejsce! – powiedziała mama i walcząc z falami, podeszła do skały. W czasie, kiedy uruchamiałem aparat, zdążyła się już wdrapać na wierzch. Usiadła, wyciągając przed siebie zgięte w kolanach nogi i skłoniła do słońca twarz. Rozpuściła swoje długie, rude włosy, które zaczesała dłońmi na ramiona. Zacząłem pstrykać zdjęcia, najpierw z perspektywy, potem skadrowałem zbliżenie. Pomarańczowy materiał, opinający jej ciało, ukazywał wszystkie krągłości. Z rosnącym podnieceniem uchwyciłem w kadrze, jak nabrzmiały brodawki jej sutków.
Nagle ktoś położył mi dłoń na ramieniu.
– Kolega widzę też artysta? – niespodziewanie za moimi plecami zmaterializował się Czesław, ściskający pod pachą malarską skrzynkę.
– Aneczko, wyglądasz zjawiskowo! – krzyknął w stronę matki, która najpierw wzdrygnęła się na głos intruza, ale gdy tylko zauważyła malarza, uśmiechnęła się zalotnie. – Jesteś jak morska boginka. Widzę, że masz świetnego fotografa, ale czy pozwoliłabyś uwiecznić cię również pędzlem? – I nie czekając na odpowiedź, zaczął rozkładać przybory malarskie.
– Bardzo mi schlebiasz, ale co na to twoja muza? – zaśmiała się, dostrzegłszy zbliżającą się przyjaciółkę.
– Kochana – odparła Jola – co poradzisz na artystę! Artysta musi być wolny jak ptak. Skoro znalazł w tobie natchnienie, to mogę tylko rozłożyć ręce.
– Ta skała jest wspaniała! – Czesiek rzeczowo wczuwał się w rolę. – Widziałbym cię na niej w pozie syreny.
– To znaczy? Mam sobie przyczepić rybi ogon?
– Syrenka, jak ta w Kopenhadze. Byłaś w Kopenhadze? Zaimprowizujemy jakąś draperię z chusty Jolanty, będzie udawała rybi ogon. No i oczywiście u góry musisz być naga.
– Mam się tutaj… – matka położyła dłonie na biuście – …rozebrać? – zaśmiała się, a ja dostrzegłem w jej oczach ten sam błysk, co wczoraj, kiedy pokazała mi się w zakupionym kostiumie: zadziorna i zadowolona z własnej odwagi. Po czym na skinienie malarza rozwiązała swoje pareo i opuściła je na biodra. Śledziłem wzrokiem jej białe, jak mleko piersi, z wyjątkowo dużymi otoczkami ciemnych brodawek, kontrastujące z mocno opalonym dekoltem. Patrzyłem, jak rozchylają się na boki, zachowując wciąż jędrny, krągły kształt. Odniosłem wrażenie, jakby zupełnie zapomniała o mojej obecności, zahipnotyzowana komplementami Czesława. A Czesiek tymczasem zabrał Joli jej kwiecistą chustę plażową, którą miała zarzuconą na ramiona i zaczął wdrapywać się do matki na skałę.
– Zaraz ci pokażę, jaką masz przyjąć pozycję. – owinął chustą jej łydki, po czym wziął jej dłonie i tak oparł na skale, że twarz i biust matki zwrócone były w przeciwnym kierunku do zwisających poza krawędź skały nóg. Stałem wystarczająco blisko, żeby dostrzec, jak sterczą jej z podniecenia sutki. Czesław też to dostrzegł, bo niespodziewanie dotknął palcami jej piersi. – Są naturalne i piękne! Postaram się wiernie oddać je na obrazie.
– Jesteś niegrzecznym chłopcem! – skarciła go matka, odsuwając jego dłoń, ale wdziałem w jej oczach, że jest przyjemnie nakręcona.
– A to, co? – Jola zagadnęła wesoło, wskazując palcem namiot, w który niepostrzeżenie zmieniły się moje spodenki, rozciągnięte niekontrolowanym wzwodem – Zakisisz się w tych szortach! – zaśmiała się – Tutaj możesz je spokojnie zrzucić. Jesteś małomówny i nie potrafię cię jeszcze rozgryźć, ale to mnie pociąga… – dodała kładąc mi dłoń na pośladku, a jej naga, rozgrzana słońcem pierś, oparła się o moje ramię. Była taką seksowną „mamuśką” jak w moich ulubionych seriach porno. Ale ja nie byłem niestety etatowym jebaką „mamusiek” i zamiast zareagować jak prawdziwy facet, odwróciłem się bez słów i pobiegłem do wody popływać…
*
Nie mogłem znieść widoku matki, flirtującej z Czesławem, dlatego postanowiłem zostawić ją na pastwę sztalug malarza i pojechałem do hotelu. Kupiłem jeszcze kilka piw i w pustym pokoju, w samotności otworzyłem sobie na laptopie zdjęcia, które zrobiłem mamie na plaży. Pomyślałem, że spokojnie mogłyby trafić na rozkładówkę Playboya. Moje zmysły owładnęła chora fantazja, ale niebawem zmąciła ją jadowita kropla zazdrości. Matka ewidentnie leciała na Cześka, który dwoił się, żeby ją uwieść. Chciałem przestać myśleć już o niej, jak o obiekcie seksualnym, którego pożądam i o który robię się zazdrosny. Wszedłem na internet i zacząłem oglądać moje ulubione filmiki… Wtem, jakiś wewnętrzny głos krzyknął mi do ucha: Człowieku! Oglądasz pornosy, a na wyciągnięcie ręki miałeś cycki i chętny tyłek Joli! Bo czyż właśnie Jola nie była tą „dojrzałą” kobietą z moich rojeń? Nie pociągały mnie szczupłe nimfy, nie potrafiłem nawiązywać kontaktów z rówieśniczkami. Nie ja wychodziłem moją żonę, ale to ona mnie uwiodła, teraz wiedziałem już, dla jakich celów! Od lat kochałem się tylko w takich podstarzałych „mamuśkach” z dużym tyłkiem i cyckami, pomiędzy którymi mógłbym się zatracić. Byłem na siebie po prostu wkurwiony, że tak spłoszyłem się przed nią, jak dzieciak i uciekłem do morza.
Lepkie, jadowite myśli zatruwały moją głowę. Musiałem się od nich uwolnić.
Potrzebowałem świeżego powietrza i pomyślałem, że najlepiej będzie jak pójdę pobiegać. Przebrałem się w podkoszulek i szorty i wybiegłem na ulicę. Pobiegłem na plażę i promenadą do centrum kurortu. W mieście było gorąco, gwarno i duszno, dlatego wróciłem na plażę i wzdłuż wybrzeża, chłonąc morską bryzę powróciłem do hotelu. Kiedy wszedłem do pokoju, zauważyłem, że matka też już wróciła. Stała przy lustrze poprawiając na sobie czarną, elegancką, ale bardzo krótką suknię. Nie widziałem u niej jeszcze tego stroju, musiał więc być również nowym zakupem. Poczułem żal i złość; jak widać planowała wieczorne wyjście, ale najwyraźniej nie wybierała się ze mną!
– Wychodzę – rzuciła tylko od niechcenia i opuściła pokój.
Krew pulsowała mi w skroniach, a po całym ciele lał się jeszcze pot. Rozebrałem się i wszedłem do łazienki. Ostry prysznic zamiast ostudzić jeszcze podrażnił moje zmysły. Wyobraźnia posuwała mi widok mojej mamy, która wciągała na pupę koronkowe majteczki, jak dopasowuje do biustu kusy staniczek, wkłada sukienkę i wysokie szpilki. Moje ciało drżało z pożądania. Kiedy w końcu opuściłem łazienkę matki nie było już w pokoju. Poszła tam, gdzie miała iść. Beze mnie oczywiście. Chciało mi się pić, ale wszystko, co mieliśmy już wypiłem. Nie chciało mi się już iść na miasto, postanowiłem, że zejdę do kawiarni na piwo.
Zanim się ogarnąłem spostrzegłem, że jest już wieczór. Zbiegłem po schodach do kawiarni i wypiłem przy barze kufel zimnego pilznera. Ze schodów prowadzących na dansing dobiegała taneczna muzyka. Puknąłem się w czoło! Matka z pewnością jest na hotelowym dansingu. Nigdy przecież nie wychodzili wieczorami na miasto! Dopiłem piwo i pomału zszedłem na dół. W wypełnionej ciemnością, dymem, oślepiającymi błyskami kolorofonów i ogłuszającą muzyką wnętrzu początkowo niczego nie mogłem dostrzec. Skryłem się w kącie czekając, aż oczy dostosują się do ciemności. W końcu ich wypatrzyłem. Siedzieli w loży. Matka i Czesław. Tak jak się spodziewałem. Siedzieli pijąc drinki, wpatrzeni w siebie niczym dwójka kochanków. Zdziwiło mnie, że nie dostrzegłem nigdzie Joli, ale szybko dotarło do mnie, że taki może właśnie był plan. Patrzyłem z ukrycia i czekałem sam nie wiedzieć, na co. Z głośników popłynęła smętna ballada Bryana Adamsa, wtedy matka wstała i ciągnąc malarza za rękę zaprowadziła na parkiet. Położyła mu dłonie na ramionach, a on objął mocnymi rękoma jej talię, podkreśloną przez czarną, elegancką sukienkę. Patrzyłem jak kładzie głowę na jego szyi a on przyciska ją do siebie, jak jego dłonie szukają jej pośladków… Potem znów zabrzmiały gorące latynoskie melodie i wrócili do swojej loży, zagrzebując się w kącie. Przesunąłem się w inne miejsce, żeby móc lepiej ich obserwować. Szeptali do siebie, śmiali się, dopijając kolejnego drinka. Czesiek niemalże wgniatał ją w róg loży, ciągle nachylony nad jej uchem. Wtedy dostrzegłem jego dłoń na kolanie mamy. Widziałem, jak palce artysty malarza wślizgują się pod jej sukienkę, jak ściskają jej udo, które po chwili drgnęło, odchylając się od drugiego uda, a jego dłoń bezczelnie wślizgnęła się jeszcze głębiej. Obserwowałem twarz matki, która zastygła nagle w pożądliwym skupieniu. Ręka Czeska poruszała się coraz pewniej. Matka zmrużyła oczy, oddając się rozkosznym pieszczotom, ale nagle wyprostowała się zaciskając nogi. Zapewne Czesław posunął się o krok za daleko. Uśmiechnąłem się na ten widok. Ale szybko humor mi minął, widząc jak oboje zaczęli zbierać się do wyjścia.
Wróciłem do baru i chciałem zamówić sobie whiskacza, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
To była Jola. Przysiadła się, trzymając w dłoni drink z plastrem limonki i parasolką.
– Czesław pożyczył sobie twoją dziewczynę! – prychnęła sztucznym śmiechem.
– Niczego mu nie pożyczałem! – rzekłem stanowczo – Właśnie zamierzałem za nimi pójść! – wypaliłem, sam nie wiedząc, czemu to mówię, ale zazdrość i gniew nakazywały mi wyjść jak najprędzej.
– Poczekaj! – położyła mi dłoń na udzie, nie pozwalając wstać. – Niech robią, co chcą. Napijmy się czegoś. – szepnęła kusicielsko do ucha. – Niczego ci Ania nie mówiła? Postanowiłyśmy tego wieczora zamienić się naszymi facetami. Co ty ma to? – Jej palce nagle powędrowały w górę uda, gdzie nakręcany moją przeklętą wyobraźnią członek, wyrywał się ze spodni i zaczęła go delikatnie masować przez nogawkę Podniecenie mieszało mi w głowie. Nie wiedziałem już, o co tak naprawdę mi chodzi, czy o matkę, czy o tego pieprzonego uwodziciela Czesława, czy po prostu o Jolę, napaloną milfetkę, z którą mogłem iść się przespać. Potrzebowałem seksu jak umierający powietrza. Dlatego zamówiłem butelkę Martini, wziąłem Jolę pod rękę i poszliśmy na górę. Już sięgałem po klucz do pokoju, gdy coś podszepnęło mi, żeby minąć moje drzwi i pomaszerowałem prosto pod ich pokój. Jola nawet się nie zorientowała. Dopiero kiedy nacisnąłem klamkę i wepchnąłem ją do środka, stanęła jak rażona prądem. Czesław siedział w salonie na fotelu, tylko w czarnym, jedwabnym, rozchylonym szlafroku, spod którego wychylała się wielka, zadziornie zakrzywiona do góry pała (mój boże, była chyba dwa razy większa od mojej). Matka klęczała miedzy jego kolanami i robiła mu loda. Miała na sobie tylko czarne figi i kabaretki. Jej gołe piersi dyndały luźno pod schyloną sylwetką.
– Czesław! – Jola podniosła głos, na dźwięk którego matka zerwała się na równe nogi i w pośpiechu włożyła na siebie sukienkę. Ale Czesław roześmiał się tylko i rzucił jowialnym głosem:
– Wchodźcie do środka!
Wtedy Jola chwyciła mnie za rękę i ciągnąc za sobą, fuknęła z oburzeniem w głosie:
– Dlaczego nie czekaliście na nas?
– Jolanto! – skarcił ją Czesiek. – Spokojnie, to dla nich coś nowego. Zajmij się Wojtkiem, a my z Aneczką damy sobie sami radę.
Serce zaczęło mi nerwowo bić na widok tego, co się działo wokół mnie. Z głośników popłynął stary znajomy Bob Marley, ktoś rozlewał Martini… Spojrzałem na matkę, szukając w jej oczach odpowiedzi, ale dostrzegłem w nich tylko ilość wypitych drinków.
– To na czym, pani doktor, skończyliśmy? – usłyszałem jeszcze głos Cześka, który usiadł w fotelu i rozwiązał przed mamą swój szlafrok.
Wypiłem duszkiem całą szklankę i to dopiero mnie uspokoiło. Moje spojrzenie spotkało się z szukającym mnie wzrokiem Joli. Chwyciłem ją mocno za rękę i przyciągnąłem do siebie. Pod opiętą sukienką zafalowały jej piersi, na widok czego ogarnęła mnie taka żądza, że nie mogłem jej dziś już wypuścić z rąk.
– I po co było się tak długo opierać? – szepnęła mi do ucha – Jesteś małomówny i nie potrafię cię jeszcze rozgryźć, ale to mnie pociąga… – co rzekłszy, pchnęła mnie na łóżko i rozpięła mi spodnie. Podciągnęła brzeg krótkiej sukienki, pod która nie miała nawet bielizny i wzięła mnie bez zwłoki.
Sięgnąłem po jej biust i przyssałem się do sutka. Z pewnym rozczarowaniem stwierdziłem jednak, że cycki są sztuczne. Silikonowy implant sprawiał wrażenie, jakbym bawił się gumową lalką.
Mój wzrok zatrzymał się na lustrzanych drzwiach szafy, w których odbijał się profil matki, siedzącej malarzowi na kolanach. Zrozumiałem, że też nie próżnują. Patrzyłem, jak Czesiek ściąga jej przez głowę sukienkę i mocno obejmuje umięśnionymi ramionami jej ciało, które przy rubensowskiej obfitości Joli, wydawało się wręcz szczuplutkie. Zagapiłem się na jej jakże bardziej naturalne piersi, które zaczął miętosić w swoich łapskach. Patrzyłem z zazdrością, jak lubieżnie liże je i gryzie.
Matka zapiszczała, aż Jola odwróciła się z zainteresowaniem. Oboje spojrzeliśmy, jak Czesław wstał z krzesła, opleciony ramionami i udami mojej mamy, i niczym nadzianą na kij marionetkę, przeniósł ją przez pół pokoju, sadzając na toaletce, obok butelek alkoholu. Rude, zmierzwione włosy zakryły jej niemal twarz, tak że widać było tylko szeroko rozchylone, głośno łapiące powietrze usta. Widziałem, jak pot leje się mu po szerokim karku, kiedy brutalnie ściągnął ją z blatu i odwrócił tyłem do siebie, kładąc jej dłonie na krawędzi toaletki, a wypiętą pupę nadziewając na swojego penisa. Raz, raz, raz mlaskały jej pośladki w rytm jego ruchów.
– Chodźcie tu do nas! – zawołała go Jola, zdejmując przez głowę sukienkę, która już tylko niczym strzęp materiału, zwijała się pod obnażonym biustem.
Położyła się w poprzek łóżka, robiąc miejsce dla Cześka i zapraszającym gestem otworzyła przede mną swoje gniazdko.
Czesiek posłuszny jej słowom, porwał matkę na ręce, niczym małą dziewczynkę i położył ją obok nas. Zazgrzytały sprężyny, kiedy wgramolił za nią i chwytając pod kolanami jej szeroko rozchylone nogi, zaczął posuwać ją szybkimi pchnięciami, aż zatrzęsło się całe łóżko.
– A ty na co czekasz?! – ponaglała mnie Jola.
Nie dałem się prosić i po chwili pędziłem już na całego, jakbym chciał dogonić Czesława. Wreszcie złapaliśmy wspólny rytm i z zadowoleniem patrzyłem jak wielkie implanty Joli i okrągłe brodawki mamy podskakują w górę i na dół w zgodnym tempie.
Twarz mamy była rozanielona od rozkoszy, a może też od ilości wypitego alkoholu. Zapatrzyłem się na jej rozchyloną i czerwoną od seksu waginę, z zanurzonym w niej wielkim penisem malarza. Coś mnie ścisnęło poniżej brzucha i… wypaliłem.
Czesław chyba pożałował, że pierwszy przekroczyłem metę, bo zaczął stękać jak zarzynany niedźwiedź i po chwili moim oczom ukazała się i jego, wypełniona spermą prezerwatywa… Patrzyłem jak złazi z łóżka z długą, obwisłą kiszką między nogami i ubiera szlafrok.
Zrozumiałem, że imprez dobiega końca…
Ubraliśmy się i wyszli. Kiedy byliśmy już w naszym pokoju, matka złapała mnie za rękę i spojrzała mi w oczy pytającym wzrokiem.
– Nie powiesz niczego ojcu?
– A jak myślisz? – uspokoiłem ją.
Uścisnęła mnie mocno i z zadowoloną miną poszła do łazienki. Postanowiłem jeszcze przejść się na plażę.
Powietrze było ciepłe, wilgotne i ciężkie, tak że o mało nie zemdlałem. Dopiero jak wszedłem do wody, chłodna fala oceanu uspokoiła moje rozdygotane ciało. Pływałem chyba całą wieczność… A kiedy wróciłem do pokoju, matka już spała i wszystko, co przeżyliśmy wydało mi się tylko jakimś dziwnym, narkotycznym snem.