Teatrzyk: Środa/Czwartek (II)
29 stycznia 2023
Teatrzyk
Szacowany czas lektury: 37 min
Przedstawienie musi trwać. Adam i Monika. Nic nie jest takie jakie się zdaje. Opowiadanie może być ciężkostrawne. Boleśnie intensywne emocje.
Środa: Portret, pożądanie, strach
Mój skarb miał więcej niż ledwie jedno oblicze. Widownia być może jest zaskoczona mniej niż ja, „przecież to aktorka, głupcze” wołajcie. Śmiało, takie wasze prawo, ale czy myślicie, że o tym zapomniałem? Nie. Oczywiście, że nie. Co więcej, sam jestem tu dla waszej uciechy, wyrywam serce z piersi i sploty myśli z czaszki, wystawiam pod wasze wnikliwe spojrzenia. Powinienem był wiedzieć lepiej. Powiedzcie mi jednak, drodzy widzowie, co jeśli sam wybrałem rolę głupca? Zauważyliście, że aktorzy mają swoje maski i swobodnie je przywdziewają, ale nie, to działa zupełnie inaczej! To maski władają nami, nie my nimi. To demony, a gra jest opętaniem. Przywołujemy duchy, czasami miłe i uprzejme, innym razem straszne i przerażające, ale zawsze karmiące się nami, w zamian dające swoje moce; i za każdym razem przejmujące kontrolę. Możecie sobie myśleć co innego, choćby: skoro nie jest materialne, to nie istnieje. Co za bzdura! Materia to tylko kajdany dla wyobraźni, bez nich byłaby wszechmocna, ale i tak wszystko jest prawdziwe! Zbaczam jednak z tematu i przepraszam was za to. Opętałem się ignorancją, bo upierając się przy głupocie, można z czasem dostąpić mądrości. Takie są prawa naszej magii i zanotujcie sobie, przypomnijcie, gdy świat całym ciężarem będzie was miażdżyć. Może i wy zostaniecie aktorami, gdy w akcie czystej desperacji przyjdzie odprawić czary? Dość jednak o was. Nie zrozumcie mnie źle; jestem tu dla was, wasz wierny błazen kłania się wam w pas i gdybyście tylko naprawdę tego chcieli, mógłbym otumaniać was słowami bez końca! Jednak w głębi umysłów (tak i mojego, jak i waszych) chowa się też czystsza i szlachetniejsza prawda: najważniejszy jest mój skarb. Zapewniam: zmierzam do niego. Błagam o cierpliwość: jeszcze zajmę scenę o jedną chwilę dłużej. Jedno istotne pytanie więcej.
„Czego dowiedział się zatem wasz głupiec?”
Dość! Nie śmiem kraść waszego czasu, choćby i tylko by podać wam na tacy odpowiedź. To by wam zresztą tylko ubliżało. Zamiast tego i skoro przecież jesteście widzami: patrzcie, nadchodzi mój skarb opakowany w swoją śmieszną pidżamę w kotki. Jest bosa, jest piękna, jest uśmiechnięta!
– Wyglądasz jakbyś spała lepiej, skarbie.
– To dlatego, że spałam lepiej ukochany. A czy ty w sumie sypiasz? I jeśli tak to kiedy bo nigdy na moich oczach!
– Wstaję zawsze piąta trzydzieści.
– Ale nie dlatego, że ukochany pisze doktorat?
– Nie, mam donioślejsze zadanie na głowie: śniadanie. Owsianka z truskawkami. Smacznego.
– Spodziewałam się że powiesz: nauczanie „języka” Francuskiego.
– Zachowujesz się jakbyś nie mogła się doczekać.
– To wszystko jest i tak tylko snem ukochany. Może i dzieje się naprawdę, ale to tylko sen.
Wszystko jest prawdziwe. Wszystko i do bólu!
– Skarbie… mam rozkaz. Idzie w sprzeczności z regułą prawdomówności, ale jako mój rozkaz bierze priorytet. Nigdy już tak nie mów.
Spojrzałem na nią błagalnie, tracąc te nędzne strzępy, które zwałem własną godnością. Dotknęła mego, policzka starając się mnie pocieszyć. Anioł śmierci udaje anioła obietnicy.
– Wiedz tylko, że to nie jest zły sen i nadal trwa, a twój skarb oczekuje na kolejne polecenie.
– Dobrze. Przebierz się w samą bieliznę. Wybierz coś seksownego i koronkowego.
– To akurat będzie proste, większość z tego co mi kupiłeś jest seksowne, a duża część bielizny ma też przynajmniej trochę koronki!
– Tylko nie mów że koronka gryzie.
– Ale trochę gryzie. Nie bym się skarżyła i już lecę ukochany.
Dobrze: widzowie, przyznaję się do kłamstwa – zataiłem swoją motywację. W pewnych okolicznościach lepiej dla własnego samopoczucia jest być tępakiem. To chcieliście zobaczyć? Czy teraz jesteście zadowoleni, podczas gdy dyndam nad otchłanią trzymając się „nadal trwa”? Jestem przynętą na biesy grasujące w dole. Znam je tak dobrze, że tego najmniejszego przezywam „Reksio”. Je mi z ręki i najchętniej bym go nakarmił waszymi flakami. Śmieszna groźba obłąkanego? Nigdy nie zapominajcie, że wszystko jest prawdziwe, a nieistnienie to co najwyżej drobna i tymczasowa niedogodność.
Widzicie? Reksio łypie na was wygłodniałymi ślepiami i oblizuje jęzorem kły.
Pozdrawiam, wasz wierny błazen!
PS
A może byśmy tak wrócili do fabuły? Tam będzie milej i przyjemniej, obiecuję.
Napełnieni uczciwą owsianką i słodkimi truskawkami po śniadaniu, traciliśmy czas przy herbacie. Mój skarb, w swoim czarnym komplecie bielizny i niczym innym, ale też niczym się nieprzejmująca. Równie dobrze mogłaby tak siedzieć w kawiarni.
– Czy ukochany powie mi dlaczego ten cały seks oralny jest niby taki ważny? – Używała neutralnie konwersacyjnego tonu, jakby nie była nawet mocno zainteresowana tematem.
– Bo 95% w nim to emocje i pożądanie. Jeśli kochanka opanowała do perfekcji to, wszystko inne jest trywialne. – Odpowiedziałem klarownie.
– Emocje i pożądanie mężczyzny jak rozumiem? – Widocznie jednak nie aż tak klarownie jak mi się zdawało.
– Też, ale kobieta jest tak samo ważna. W sumie to dlatego jesteś tak ubrana. Dla siebie, nie dla mnie.
– Wybacz ukochany, ale jakoś nie potrafię w to uwierzyć.
– … a poza tym chciałbym ci zrobię trochę zdjęć w tym stroju – dodałem.
– Sesja zdjęciowa? Chyba w takim razie powinnam się też umalować? – Ożywiła się.
– Nie pomyślałem o tym, ale to dobry pomysł.
– Jakieś wskazówki tudzież preferencje, ukochany?
– Dzisiaj odpuść sobie jakikolwiek umiar i subtelność. Zaszalej.
– W takim razie muszę prosić ukochanego o trochę czasu i cierpliwości. – Obwieściła z uśmiechem na ustach.
– Zupełnie zrozumiałe – odparłem swobodonie.
Zwrot „trochę czasu” jest oczywiście całkowicie subiektywny, ale tutaj jedyna sensowną interpretacją jest „eufemizm”. Miałem dużo czasu, a Monika faktycznie zaszalała, nakładając makijaż iście wieczorowy i najbardziej soczyście bordową szminkę, jaką tylko miała. Sam zaleciłem brak umiaru. Błędnie, ale nie bardzo błędnie więc nie będę sobie czynić sobie wyrzutów.
– Skoro miałam iść na całość… – Zaczęła.
– Brakuje ci teraz tylko sukni, butów na wysokim obcasie… – Zażartowałem.
– Mówiłeś, ukochany tylko o komplecie bielizny. Staram się wypełniać polecenia co do joty. – Nie potrafiłem wyczuć czy była poważna.
– Przepraszam skarbie, wszystko jest tak jak być powinno. A teraz podejdź do lustra, chcę byś się obejrzała.
Wybrała smoliście czarny komplet bielizny. Stanik opinał jej piersi bez zarzutu, równoważąc ozdobę i funkcjonalność. Dół został stworzony tylko z jedną myślą: przykryć (ale nie zakryć) absolutne minimum. Dociekliwym spojrzeniem można było dostrzec, jak spod koronki prześwitują jej włosy łonowe.
– Co widzisz? – spytałem.
– Monikę. Siebie.
– Ale dzisiaj jesteś fotomodelką, i potrzebujemy kobiety namiętnej i lubieżnej. Jak twoim zdaniem wygląda taka kobieta? Nie mów, pokazuj.
Z wahaniem zmieniła postawę. Wysunęła biodro na zewnątrz, wsunęła kciuk pomiędzy ciało a stringi, jakby była gotowa je zerwać.
– Spójrz sobie w oczy i powiedz mi szczerze jak się czujesz.
– Jak wulgarna kur… prostytutka. – Opamiętała się zanim przeklęła.
– Ale nie jesteś prostytutką. Masz mężczyznę którego nazywasz ukochanym, jesteś oddana bez granic, a przez to szlachetna. Twoja namiętność i lubieżność jest dla mnie, i przez to jest niewinna i pozbawiona wstydu. Jesteś moją niewolnicą… Ale jeśli tak ci podpowiada wyobraźnia, nie cofaj się. Przyjmij to. – Poinstruowałem.
Z wahaniem zmieniła postawę. Wysunęła biodro na zewnątrz, wsunęła kciuk pomiędzy ciało a stringi, jakby była gotowa je zerwać. Nie drgnęła. Czytałem ją jak otwartą książkę – internalizowała nową myśl. Przyjmowała zaproszenie do nowego świata, nowych wartości. Przestawiała trybiki myśli. To jest najważniejsza i kluczowa zdolność, która czyni nas, aktorów, prawdziwie wolnymi – nawet od klatek nas samych. Możemy przyjąć cudzą formę i (a to już część zupełnie absurdalna!), nawet nie zawsze płacimy za to trwałym szaleństwem. Tak, wiem, życie nie jest sprawiedliwe widzowie! Nie zapominajcie jednak: to opętanie. Może i własnymi demonami, ale nawet one ma swoją stawkę. Nic nie jest za darmo, a już zwłaszcza wolność.
– Wiesz że można poprawić sobie humor uśmiechając się? To oszustwo dla ciała, emocje to droga dwukierunkowa. Oddychaj teraz szybko i płytko, jakbyś była podniecona, i nie przestawaj patrzyć sobie w oczy!
Dotknąłem jej szyi. Zadrżała pod moimi palcami niczym nastrojona struna. Jaką cenę przyjdzie mi zapłacić za tą boginię? Jej wolność też nie była darmowa.
– Widzisz? Seks zaczyna się w głowie. Czy myślisz, że jesteś w stanie przywołać dotyk swego ukochanego wyobraźnią?
– Tak. – Miała lekko zachrypnięty głos.
– W takim razie możemy zaczynać sesję zdjęciową!
– Stań na schodach dokładnie w takiej pozie jak przed lustrem i przywołaj mój dotyk.
Nie wiele po naszym „ćwiczeniu”, więc wyszło jej to z łatwością, a mi – świetne zdjęcie.
– Usiądź na stopniu. Nadal z pasją.
Wpierw przybrała pozę z nogą założoną na nogę i wyprostowanymi plecami, napiętą szyją. Choć ubrana jedynie w bieliznę, wyglądała szykownie niczym dama. Potrząsnęła głową jakby zrezygnowana po przegraniu wewnętrznej kłótni, doświadczenie znane mi samemu w najdrobniejszym detalu. Zdecydowała o przyjęciu innej roli. Szybkim, widowiskowym ruchem rodem z kabaretu rozplotła nogi, a następnie powolutku rozsunęła je. Położyła obie dłonie na swoich udach i z pochyloną głową, skierowała umalowane oczy prosto w obiektyw aparatu. Jasno, wyraźnie i demonstracyjnie wybrała prowokację. Może wyobrażała sobie, że tak dziwka wabi klientów? Czy mogę być pewnym? Nie. Żyjemy w różnych światach, czasami tylko zapraszając do nich gości. Wiem tylko, że w tamtej chwili postępowała z myślą o mnie. Zrobiłem kolejne zdjęcie. Dobre, nawet pomimo tego, że ręce mi lekko drżały. Może euforia, może podniecenie – nie byłem w stanie odróżnić jednego od drugiego. Nadal jednak zachowywałem pewność w głosie.
– Masz ochotę pokazać się z tyłu i pokusić dupką w stringach?
Podniosła się i obróciła, choć wyraźnie nie była pewna co zrobić dalej. Po chwili namysłu zdecydowała się postawić nogę na stopień wyżej. Wspomnienie niechcianego i wtedy mi nieznanego podniecenia z chłopięcych czasów, świeżo odkrytego pociągu do kobiecego ciała na wyciągnięciu ręki. Mój skarb wiedział o męskiej perspektywie więcej, niż ośmieliłaby się przyznać.
– Prześlicznie. Choć, zobaczysz swoje fotki. Monika nie uwierzyłaby jak szalony potrafi być mój skarb.
Uśmiechnęła się, skrzętnie ukrywając własne zażenowanie pod lakierem pewności siebie.
– Pornografia… ale postarałam się podążać za twoją metodą ukochany.
– Pornografia to bardzo bliska krewna sztuki. W gruncie rzeczy jest sztuką, tylko ma wzbudzać… konkretne emocje. I tak jak każda inna forma sztuki, najlepsza wypływa z wnętrza artystki.
Skoncentrowana oglądała swoje zdjęcia w napięciu. Nie byłem w stanie odgadnąć jej myśli, ale wiedziałem wyraźnie, że dotknął ją powidok pożądania, którym przecież nakazałem jej lśnić przed aparatem.
– Dobrze ukochany, przekonałeś mnie. Rozumiem cię całkowicie. Wiem, że mogę kontrolować się samą myślą, postawą i koncentracją, a mimo to nadal nie potrafię zrozumieć jak to wszystko ma się do, no… miłości francuskiej. – Powiedziała po długim namyśle.
– To akurat bardzo proste. Jeśli chcesz by twój kochanek poczuł się jak król świata musisz go przekonać, że go pragniesz do szaleństwa, poświęcić mu całą uwagę… i to wszystko jest prostsze gdy nie musisz udawać. Podobnie na zdjęciach. Technika jest banalna: bez zębów, rób jak najwięcej językiem, ustami; i w razie czego pamiętaj że niema czegoś takiego jak „zbyt mocne ssanie”.
– Czy więc pora, ukochany? Czy wydasz mi rozkaz? – Spytała, nagle bardzo poważna.
– Tak mój skarbie. Skup się na mnie. Pamiętaj lekcję z przed lustra.
Jej spojrzenie spalało mnie. Bolesne, przerażające, śmiertelne, a jednak też cudowne i wzniosłe! Czy nie rozumiała? Jaki mężczyzna jest w stanie to znieść? Ja? Teraz! Natychmiast! Skok w przepaść! Jak ćma w ogień! W burzę! Do niej!
– Chcę zacząć od pocałunku…
Przyciągnąłem ją do siebie, delikatnie, ale jednak łapczywie. Pragnąłem jej, wciąż, bez przerwy, w każdej chwili, jak tlenu. Przesunąłem dłonie w dół jej pleców, rozkoszując się każdym centymetrem i gdy nasze usta złączyły się w pocałunku, zszedłem niżej, do jej bioder; i jeszcze niżej, do pośladków. Przyjmowała wszystko, chętnie, otwarta, nieskrępowana i nie do poznania. Gorąca bogactwem uwolnionej pasji, pozbawiona hamulców. Zerwaliśmy pocałunek. Mój skarb oddychał szybko i płytko, wiernie podążając za moimi naukami lub w naturalnej reakcji, nie do odróżnienia – przyjęła wszystko tak szybko i sprawnie, że teraz stała się jednością z własną rolą. Jej magia jest potężna, widzowie!
– Skarbie, starannie mnie obserwuj, ale będę ci też prowadzić i tłumaczyć… i jesteś wspaniałą uczennicą. O lepszej nie śmiałem marzyć. – Mówiłem szczerze.
– Dziękuję ukochany. Masz na sobie moją szminkę… i twoja niewolnica czeka na dalsze instrukcje.
– Chcę cię na kolanach. Prymitywna sugestia pełnego oddania.
Patrzcie jak posłusznie, powoli i ostrożnie, ale bez cienia wahania schodzi w dół.
– Nie śpiesz się. Natura dopilnowała byśmy mogli trysnąć pod wpływem prostej stymulacji, ale nasz orgazm też może być silniejszy lub słabszy. Jeśli chcesz dać silniejszą rozkosz, stopniuj przyjemność, cofaj się przed szczytem, pozwalaj ochłonąć i wznawiaj. W ten sposób wprowadzisz mnie wyżej.
Patrzcie jak wiernie podąża za moją radą, niemal w zwolnionym tempie obejmuje mnie ustami.
– Ręce też są ważne. Możesz ich używać by pieścić siebie lub mnie. Albo jeśli chcesz pojechać ostro, po prostu trzymaj się mnie dla pewności.
Zdecydowała, że chce. Chwyciła mnie w zdecydowanie i pewnie rozcapierzonymi dłońmi, jak gdyby miało to jej dodać sił. Starała się, najmocniej jak tylko potrafiła.
– Nie ma nic bardziej wyzywającego i śmiałego niż spojrzenie prosto w oczy, zwłaszcza w takiej pozycji. Seks jest w głowie.
Skierowała swoje zielone, szeroko otwarte oczy wprost w moje. Przedarła się spojrzeniem przez moje źrenice wprost do moich nerwów, wysłała ciarki w dół moich pleców.
– I to wszystko, co możesz teraz zrobić. No może jeszcze spróbować głębiej, ale ostrożnie: to może być bardzo nieprzyjemne i wymaga praktyki. Zresztą, wbrew temu co sugeruje porno nie każdy mężczyzna lubi wciskać się do gardła. Ja, tak, ale no wiesz, nie jestem normalnym…
Zanim dokończyłem, przesunęła dłonie na moje pośladki i opadła całą sobą niżej, aż przytknęła nos do mojego ciała. Przyszło jej to łatwo, zbyt łatwo by pozostać w zgodzie z moją wcześniejszą oceną. Wycofała się, ale tylko po to, by ponowić ruch, i znowu, i znowu…
– Teraz mnie zaskoczyłaś! Ale zwolnij najdroższa. Potrzebuję przerwy. – Zatrzymałem ją.
Chwyciłem jej dłoń i dopiero teraz, wyostrzonymi zmysłami, zauważyłem, że umalowała paznokcie pod kolor szminki. Starannie i dokładnie: nic dziwnego, że kazała na siebie tyle czekać. Przejechałem kciukiem po gładkim, twardym lakierze. Jej makijaż oczywiście nie był równie trwały, szminka rozmazywała się na mnie. Zupełnie się tym nie przejmowaliśmy, patrząc sobie w oczy.
– Naprawdę jesteś moim skarbem.
– Dziękuję ukochany. Wiem że mówisz prawdę… ale czy dobrze zajmuje się twoim chujem? Jak przystało na twoją zabaweczkę do pierdolenia, twoje jebadełko i kurewkę.
Słodyczą głosu maskowała szpetne słowa. Uwolniona. Zapomniała o stygmatyzujących osądach. Zachowywała się tak, jak podpowiadała jej nieskrępowana wyobraźnia, a ja, jej pan, przestraszony własną hipokryzją, mogłem tylko stłumić własny szok. Ona, ja, a może i nawet lepszy aktor: wszyscy mają ulubione role. Bez znaczenia, przedstawienie musi nadal trwać.
Nadal trwa. Moje własne myśli: cierniste i zdradzieckie.
– Bardzo dobrze moja najdroższa. Nie zapominaj jednak że są też inne wrażliwe miejsca obok niego. Jądra i obszar za nimi, wewnętrzna strona ud… Gdy kochanek jest zbyt mocno pobudzony, zbyt blisko szczytu, możesz zawsze skupić się na pieszczeniu tych obszarów. Dają łagodną przyjemność.
Skupiła się na powolnym masowaniu moich ud. Westchnąłem, dając upust wszystkim moim wrażeniom.
– Masz rację, gdy szczerze się oddaję jestem… czysta. Nie ma miejsca na wstyd. Chcesz wystrzelić w moich ustach, prawda? Chcesz patrzeć jak twoja oddana sunia rozkoszuje się twoim smakiem by sprawić ci radość.
– Tak skarbie, i chciałem ci pokazać że dawanie przyjemności też sprawia przyjemność. Wszystko w głowie, pamiętasz?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego przesunęła dotyk na moje jądra.
– Skoro masz wolne usta to powiedz, kto cię tak wyszkolił?
– Czy robię coś źle? – Drobna nutka strachu.
– Nie skarbie, skądże, ale twoja wprawa… – Natychmiast pożałowałem swoich słów.
– Ja tylko się bardzo staram… – Zepsułem atmosferę. Tyle było dla mnie jasne. Ale jak to naprawić?
– I świetnie ci wychodzi, skarbie! A teraz wracaj do roboty.
Entuzjazm prysł, skrępowanie powróciło, i mogłem winić tylko siebie. Szperałem w myślach, poszukując wyjścia z sytuacji, czegoś, co mogło rozpalić, pobudzić ją nowo. To, co tam znalazłem, nie było szczególnie piękne, ale ja, desperat, potrzebowałem rozwiązania.
– Skarbie… moja ślicznotko, tylko ty potrafisz mi dogodzić. Pokaż swemu ukochanemu na co cię stać!
Zabrzmiało to w moich uszach paskudnie, ale jej pomogło, więc ciągnąłem, jak tylko potrafiłem.
– Lubisz brać całego do ust? Pieprzyć tak swego ukochanego? Patrzyć z tak bardzo bliska jak nadziany na ciebie odpływa? Jak jego cały jego świat koncentruje się na twoich wargach? Wyryć w nim wyższość ciebie, najcenniejszej niewolnicy nad tymi wszystkimi kurwami dookoła? Pokazać, że jesteś najlepsza, najbardziej namiętna, nie ma do ciebie nawet startu…
Udało mi się znowu wprowadzić ją w jej trans, ale słowa działały obusieczne. Ona nie mogła się zatrzymać. Ja nie mogłem się zatrzymać.
– To jest twoje miejsce skarbie. Służ dla swego ukochanego. Służ mi…
Włożyła całą swoją energię w ruch. Przesuwała się od samego szczytu aż do nasady, jednocześnie ssąc, najmocniej jak tylko potrafiła. Jej długie włosy falowały razem z nią i znowu wpiła się wzrokiem w moje oczy. Szybko wciągała mnie na szczyt i tym razem nie śmiałem jej powstrzymywać. Doszedłem zanurzony w ustach Moniki. Z jej oczu wyzierało zaskoczenie.
– Przełknij skarbie. To tylko znak, że dobrze się spisałaś… Bardzo dobrze.
– Dziękuję… Ukochany… – Bez zastanowienia połknęła.
– Czy nauczyłaś się dzisiaj czegoś nowego?
Musiała zastanowić się chwilę nad odpowiedzią.
– Nauczyłam się wielu rzeczy o sobie – odpowiedziała.
Bezpieczna i zawsze prawdziwa odpowiedź. Gładziłem ją delikatnie po policzku, myśląc co dalej. Jej poziom zaangażowania był znakomity, ale czerpała też z mrocznej studni samoponiżenia. Kiedyś, przechylając się tylko odrobinę zbyt mocno, może do niej wpaść, i jeśli nie przeraża was ta myśl widzowie, moje gratulacje, prowadziliście dotychczas przykładne i piękne życie. Nie ma nic pięknego w pogardzie. To najwstrętniejsze uczucie w ludzkim asortymencie. Pasożyt dusz.
– Dobrze skarbie. Teraz zamienimy się rolami. Połóż się na plecach. To rozkaz!
Mój skarb nie bał się pikanterii w seksie, ale nie rozumiał, że uległość można było czerpać również z uwielbienia. Czy zaskoczę widzów moim przekonaniem co do własnej ekspertyzy w tym zakresie? Jestem również skłonny zademonstrować w praktyce. Monika leżała u moich stóp z niepewnym wyrazem na twarzy i aureolą blond włosów. Nie wiedziała, dokąd zmierzam. To nic, ja wiedziałem wyśmienicie. Przesunąłem wzrokiem po niej, od palców u nóg, przez łydki, krągłe uda, biodra, brzuch. Każdy zakamarek był wspaniały, każdy szczegół fascynujący. Była cudem, była kobietą. Zamarła, gdy rozkoszowałem się nią moim wzrokiem, ale jakże miało mi to wystarczyć? Zszedłem na klęczki, by sięgnąć palcami. Musnąłem skórę na jej kolanie i zniżyłem się niżej, ceremonialnie całując dotknięte miejsce.
– Jesteś moją religią, skarbie. Jesteś moją świątynią i ołtarzem. Przyjmij tę ofiarę.
Powoli zmierzałem dłońmi w kierunku jej stringów, ale zdarłem je szybko i gwałtownie. Jej wilgotna muszelka była teraz na moim widoku, a moje intencje dla niej. Rozwarłem ją palcami i przywarłem ustami do wnętrza. Jej zapach i smak zdradzał podniecenie. Po chwili poczułem ręce w swoich włosach. Przyjmowała mnie. W odpowiedzi skupiłem się na dawaniu przyjemności: w wilgotne wnętrze wsunąłem dwa palce, językiem drażniłem łechtaczkę. Prosta technika, ale skuteczna, gdy kochanka jest już równie rozpalona, jak choćby mój skarb. Niedługo później wyczułem jak cicho, bez głosu, ale jednak napręża się w spazmie orgazmu. Poczekałem, aż fala rozkoszy się cofnie i gdy tak się stało, położyłem głowę policzkiem na jej zaspokojonym łonie. Dochodziła do siebie i mogłem jedynie jej towarzyszyć. Cierpliwie pozwalałem się pieszczotliwe drapać. Odezwała się pierwsza.
– Ukochany… nie jestem idiotką. Rozumiem. – Brzmiała odrobinie cierpko. Przyprawiona wstydem i złością.
– To dobrze skarbie. – Uwierzyłem jej na miejscu. Nie wiem czemu.
– Będziemy teraz tak leżeć? – spytała po chwili.
– Mnie jest bardzo wygodnie.
– Futerko nie przeszkadza? – zażartowała.
– Nie skarbie. Ale dzisiaj przystrzyż do paseczka szerokiego na około dwa palce.
– Dobrze ukochany. Czy masz ochotę wyjaśnić swoje preferencje?
– Nasuwa na myśl co się kryje pod włosami.
– … dziękuję za wyjaśnienie. – Brzmiała jakby żałowała, że pytała. Rozbawiła mnie.
– Ależ proszę mój skarbie.
– … i nie potrafię być taka jak ty. Nie mam w sobie tyle patosu. Nie mój styl. – Wyszeptała zamyślona.
– Martwię się o ciebie skarbie.
– Niepotrzebnie ukochany. Tylko… nie nazywaj mnie tak jak sama na siebie wołam. Nazywaj mnie dalej „skarbem”. – Nie chciała błagać, ale też nie musiała.
– Dokładnie taki mam zamiar. Chyba powinnaś zmyć makijaż, zupełnie ci się rozmazał.
– Nic dziwnego, że się rozmazał… ale może zamiast tego wolisz jeszcze jeden raz?
– Skarbie, umiar też jest ważny. Wieczorem powtórzymy lekcję, a później obejrzymy film.
– A jaki tym razem, ukochany? Więcej anime?
– Masz ochotę na silniejsze doznania, skarbie? Mam na myśli horror.
– Nie boję się horrorów.
– „Perfect Blue” może sprawić że zmienisz zdanie.
– Zobaczymy.
– Czy jesteś gotowa, na drugą rundę, skarbie?
Wyprostowała się na baczność w komiczny sposób, jednocześnie przywdziewając najbardziej szelmowski uśmiech na twarzy.
– Tak jest ukochany. Zwarta, chętna i gotowa na rozkaz. – Odparała prężąc się na baczność.
Z trudem powstrzymałem się od śmiechu.
– Szeregowa Monika! Rozebrać się!
Szybko pozbyła się spodni oraz koszuli. Nie nosiła pod spodem bielizny i doskonale mogłem zobaczyć nową „fryzurę” na jej łonie. Pogładziła ją dłonią, by zwrócić moją uwagę.
– Ślicznie mój skarbie. Dokładnie o to chodziło.
Powiedziałem, jednocześnie sam pozbywając się ubrania i gdy tylko skończyłem, Monika położyła na mojej piersi dłoń.
– Co ma zrobić teraz twoja kurewka mój ukochany?
Skrzywiłem się w myślach.
– Skarbie, tym razem 69. Mam wrażenie że nie muszę ci tłumaczyć…
– Wiem co to, ale to będzie mój pierwszy raz.
Postanowiłem nie powątpiewać w słowa mojego skarbu; choć, muszę przyznać, wymagało to znaczącego wysiłku woli. Sięgnąłem do swojego sztywniejącego penisa i zacząłem się masować, patrząc Monice prosto w oczy.
– Ukochany… dlaczego zamiast tego nie pozwolisz bym cię przygotowała w swoich ustach? By zesztywniał we mnie…
– Jutro. Ty na dole, ja na górze. – odparłem lakonicznie.
W odpowiedzi skinęła głową i położyła się splatając dłonie na brzuchu.
– Skarbie, myślę że nie ma sensu bym się hamował. Sprawnie operujesz usteczkami.
Nie protestowała, a gdy przyjąłem pozycję, wzięła mnie do ust bez oporów. Mruknąłem z zadowoleniem, ocierając się policzkami o uda, gdy pochylałem się w dół, do jej krocza. Niemalże przyssałem się do niej, jednocześnie czując pieszczący mnie, ruchliwy język mojego skarbu. Przyciągnąłem do siebie jej kolana. Jak rozkoszna w dotyku jest gładka, kobieca skóra i miękkie ciało! Zgłębiałem ją językiem, starannie drażniąc wrażliwe punkty i nieomal sam mogłem wyczuć przez skórę przyjemność, którą dawałem. Pozwoliłem sobie na moment dumy, jak malarz zadowolony z ukończonego obrazu; ale nie zamierzałem zwalniać. Mój skarb odpowiadał szczerze, z pełną mocą rozbudzonej kobiety. Już mnie to nie dziwiło; może moje pierwsze wrażenie było błędne, a może natura przydzieliła jej obfitą wrażliwość? Tak czy inaczej, jeśli tylko jej wierzyć, właśnie szczytowała pierwszy raz w tej pozycji. Z moim fiutem w ustach. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, ale skażoną domieszką złośliwości.
– Widzę skarbie, że ci dogodziłem… ale chyba zapomniałaś o swojej części. Pozwól że ci pomogę…
Zanim jeszcze skończyłem mówić, podniosłem lędźwie do góry, szykując się do pchnięcia. Tak, widzowie, teraz się przekonamy gdzie leżą granice mojego skarbu. Zacząłem pieprzyć jej usta. Wchodziłem głęboko i szybko, skrępowałem mocnym uściskiem nogi i choć szarpała się odruchowo, nie próbowała przerwać penetracji. Ściskała mnie ustami. Mocno. Dobrze. Bardzo dobrze. Czułem, że przykryła zęby językiem. Starała się i sama tylko tego świadomość zwielokrotniła moją przyjemność. Przestała się też szarpać. Nie przerywając ruchu bioder, zwolniłem prawą dłoń z jej uda i wślizgnąłem się dwoma palce do jej wilgotnego wnętrza. Miała mojego chuja w ustach, miała moje palce z piździe. Mimowolny pomruk zadowolenia wyrwał się z mojego gardła, ale było mi nadal mało. Nadal miała jedną wolną dziurkę, a chciałem ją całą. Wcisnąłem mały palec do odbytu mojego skarbu, prowokując zdławiony protest. Tak, teraz brałem ją kompletnie i gdy w końcu dotarłem do swego szczytu, upewniłem się, że jestem zanurzony w pełni. Wytrysnąłem prosto do jej gardła i jedyne czego mi brakowało do pełni satysfakcji to widoku jej zielonych oczu. Spełniony wstałem, uwalniając spod siebie Monikę. Miała na twarzy wyraz szoku, jakie wywołać może tylko przekroczenie osobistej granicy.
– Brawo mój skarbie. Z rana mnie zaskoczyłaś, więc uznałem że muszę zobaczyć na ile cię stać, i muszę przyznać że jestem pod wrażeniem.
Nie odpowiedziała. Dyszała. Uklęknąłem przy niej. Uciekała wzrokiem, więc ująłem jej podbródek, by zmusić do spojrzenia na mnie.
– Skarbie, to był komplement. Naprawdę wspaniale się sprawiłaś i dałaś mi przyjemność. Wiesz czego oczekuję.
– Dziękuję ukochany. – Miała niepewny głos.
– Bardzo ładnie, mój skarbie. – Pogładziłem ją uśmiechając się łagodnie. Odruchowo, bez szczerości, odwzajemniła uśmiech.
– To było też ostrzeżenie mój skarbie. Nie żartowałem mówiąc, że lubię ostro. Jeśli masz zamiar zrezygnować, jeszcze masz na to czas.
Nie odpowiedziała mi. Ani słowem, ani gestem, ani grymasem twarzy. Chciałem więcej, chciałem czegokolwiek, ale nie pustki! Mój skarbie, czy nie rozumiesz? Oszalałem dla ciebie, więc daj mi, do cholery, coś! Choćby wstręt i wzgardę, zapamiętałbym sobie, by jątrzyć rany po twym odejściu.
„Perfect Blue” to jeden z najbardziej przerażających filmów, jakie kiedykolwiek powstały, i gdyby nie to, że jest animowany, byłby autentycznie nie do zniesienia. Na pewno dla mnie, bo sam doskonale wiem, jak cienka jest granica pomiędzy światem materialnym i niematerialnym. Pomyślcie: codziennie jest przekraczana. Większość z tego, co mnie otacza, kiedyś istniało tylko w czyjejś wyobraźni. Większość istot zasiedlającą wyobraźnię wdarła się tam kiedyś z zewnątrz. Gdy pomiędzy jednym i drugim rodzi się sojusz, gdy w zgodzie nacierają, jak im się oprzeć? Jak można walczyć, gdy prawa ręka akcji i lewa ręka myśli jest tak samo spętana?
Nie wiem, co dokładnie odczytała ona. W gruncie rzeczy jej nie rozumiałem. Wiem tylko tyle, że mój skarb nauczył się kolejnej nowej rzeczy o sobie. Tyle byle głupiec odczyta z jej twarzy. A co myślicie wy, widzowie? Czy to wszystko układa się w jakąś mającą sens całość? Może i ja potrafię więcej, mam swoje szamańskie moce, ale to wy widzicie więcej. Czy mogę was zakląć? Przekonać do służby mi? Choć na chwilę, błagam, i przecież daje wam wszystko, co mam!
Spokojnie, tylko żartuję. Wiem, że są też prawa, których nie mogę wzruszyć. Jeszcze nie teraz.
Czwartek: „Kochankowie”
Wstałem bez potrzeby budzika. Nawyki robią swoje, jednak łatwiej, gdy letni wschód słońca również przypada wcześnie. Przeciągając się, zszedłem do kuchni w poszukiwaniu życiodajnej herbaty, ale znalazłem tam znacznie więcej.
– Dzień dobry ukochany.
– Nie możesz spać skarbie? Jest bardzo wcześnie.
– Wspominałeś ukochany, że wstajesz zawsze o tej godzinie więc gdy się obudziłam nie było sensu znowu zasypiać. Tym razem to ja zrobiłam śniadanie.
– Dziękuję skarbie, ale w dzień będzie zbyt gorąco by pobiegać, więc proponuję zjeść trochę później.
Związanie włosów, sportowe ubranie. Marne pozory! Miała słabą kondycję i nie sposób było złożyć tego na karb braku snu. Stopniowo zwalnialiśmy, aż osiągnęliśmy tempo zwyczajnego spaceru. Mieszkam na malowniczym odludziu, więc przynajmniej był to spacer przyjemny, z towarzyszącym śpiewem rannych ptaków i rodzącym się żarem letniego upału. Maszerowaliśmy bok, w bok i noga, w nogę.
– Gdy spałeś, ukochany, weszłam do twojej sypialni. Patrzyłam na ciebie przez chyba dziesięć minut nie wiedząc co mam czuć. – Jej głos był suchy i bezbarwny.
– Jestem zaszczycony twoją uwagą.
– Drwisz?
– Nie. – Potrząsnąłem przeczącą głową.
Nie zamierzałem ukrywać się za sarkazmem, ale nie powiedziałem wszystkiego. Bardziej zaimponowała mnie jej swobodna prawdomówność. To objaw siły jej zaufania. Tylko zahartowane serca są do tego zdolne. Serca, które już swoje przeżyły.
– Ile masz za sobą związków, skarbie? – Spytałem ośmielony.
– Osiem. Najdłuższy trwał rok. – Odparła sucho.
– Pytam, bo ciekawi mnie to co pokazałaś wczoraj…
– Chyba już wspominałam że uważam zdolność dogodzenia mężczyźnie za przydatną? – Ledwo tamowała wściekłość.
– Ale nie aż w takim stopniu. Moniko. – Starałem się być jak najbardziej łagodny.
Użyłem jej imienia, by zasygnalizować przejście do poprzedniego świata, i zrozumiała. Byliśmy teraz zwykłą dwójką osób. Może nawet parą przyjaciół.
– Miłość jest ważniejsza. Rozmowa jest ważniejsza. Otwarcie się jest ważniejsze. Nie mówię tu o sobie. Mówię o normalnych, zdrowych ludziach.
Słowa przychodziły mi lekko. Spędziłem dość życia pod butem wstydu, nie zamierzałem spędzić choćby i kolejnej minuty. Scena należy do mnie i jeśliście jeszcze stąd nie uciekli, to wy czujcie wstyd. Schowajcie swoją chorą fascynację, tak by jej nikt nie zobaczył i by nie śmierdziała zbytnio. Bez obaw, mnie nie przeszkadza, o mnie się nie martwcie. Myślcie o sobie.
– Mam za sobą dwie dziewczyny. Pierwsza nie żyje. Przedawkowała. Druga po prostu odeszła szukając kogoś bardziej normalnego i nie mam do niej pretensji. Został tylko ból. – Powiedziałem spokojnie.
– Dlaczego mi to mówisz? – Była zaskoczona.
– Ponieważ, Moniko, romans polega na wzajemnym poznawaniu swoich wrażliwych stron. Odsłaniasz się, więc robię to samo. Tak postępują kochankowie… ponoć.
– Potrafię tylko dlatego, że…
Litościwie nie dokończyła, ale wiedziałem, co ma na myśli. Byłem straceńcem, ale czułem wdzięczność do kata za tę odrobinę miłosierdzia. Rozszczepiłem się, śmiejąc się w myślach z własnej osoby. Dość tego!
– Wiem. Nie musisz tłumaczyć. Ale skoro nadarzyła się okazja, możesz poćwiczyć. Przysięgam, że zrobię wszystko by ci towarzyszyć. Chcę byś wyniosła coś dla siebie. – Starałem się brzmieć na silnego i spójnego.
– Podchodzisz do danego słowa poważnie. – Brzmiała na po prostu wyczerpaną.
– Oczywiście. Szanuję siebie i ciebie zbyt mocno by postępować inaczej. Moje przysięgi są dla mnie święte. Moja wola jest dla mnie święta.
– Brzmisz jak religijna osoba.
– Starałem się zrozumieć religijność. Długo. Moja jedyna konkluzja to istnienie ludzkiej zdolności dopatrywania się reguł i sprytu tam gdzie istnieje tylko chaos i przypadek. Podobnie jak wszędzie potrafimy dopatrzyć się twarzy. Ale skoro czai się w tym taka siła, żal z niej nie skorzystać. Hackowanie duszy. – Uśmiechnąłem się niezręcznie. Moje wyjaśnienie nie mogło brzmieć sensownie.
– Zawsze jakieś reguły do obejścia? – Prychnęła lekko śmiechem.
– Jedyne reguły jakie lubię to moje reguły. – Potwierdziłem.
Widzowie, czy nie rozumiecie? Jestem aktorem z ambicjami. Chcę kształtować. Rzeźbić, układać, aranżować. Redefiniować. Zakończyć ten świat i rozpocząć kolejny. Nie mówcie tylko, że będziecie tęsknić! Ta scena jest ciasna, brudna i ciemna, a nowa może być wspaniała. Gdzie się podział wasz optymizm?!
– Wiesz… tak naprawdę o siebie nie dbam. Żadna tam ze mnie fitnesska. Zwyczajnie tak spalam nerwy. To, albo alkohol. Albo kolejny mężczyzna. – Wycedziła powoli.
– Znam. Nie z pierwszej perspektywy, ale to ją ostatecznie zabiło. Wiesz…
– Wiem. Nic nie napawa mnie większą trwogą… Brzmię teraz trochę jak ty. Ten dobór słów! – Nie pozwoliła mi skończyć.
– Ależ ci mówiłem, słowa mają swoją moc.
– Hackowanie duszy dla zaawansowanych! – Skwitowała rozbawiona.
– Więc chyba też rozumiesz czemu ta druga uciekła. – Dodałem ponuro.
– Do pewnego stopnia. Ale też stchórzyła.
– Nie rozumiem.
– „Normalność” to ograniczenia i granice. Choćby pomiędzy ciałem i duchem. Granice których nie uznajesz, i jak sam zauważyłeś nie grasz wedle normalnych reguł. A nieznane przeraża.
Porwała mnie z mojego wewnętrznego świata, wprost do swojego przedstawiając swoją egzotyczną wizję. Wziąłem ją, jakbym był dzieckiem, niczym klocek do rąk; długo obracałem w palcach, zastanawiając się: jak mogę go wykorzystać do budowy mego zamku? Nie pasował kształtem, kolorem, rozmiarem; ale ciekawił mnie. Był nowy, był inny, otwierał możliwości.
– Jesteś bardzo mądra, mój skarbie. – Powiedziałem po dłuższej przerwie.
– Dziękuję, ukochany. Schlebiasz mi. Ale prosiłeś o prawdę, a ta jest taka, że sama sobie tak tłumaczyłam własne życie. Do dzisiaj. Przed dyskusją o „romansie”. – Odpowiedziała zrezygnowana.
– Więc dzisiaj romans? – Spytałem ostrożnie.
– Romans. – Potaknęła.
– Jestem najbardziej romantyczny po seksie, skarbie. – Lekko zażartowałem.
W odpowiedzi jedynie zaśmiała się perliście.
– Skoro nie zamierzamy już biegać, rozpuść włosy skarbie.
– Oczywiście ukochany.
Spokojnym ruchem uwolniła warkocz. Jej włosy zawirowały przez chwilę.
– Podobają ci się?
– Wyglądasz z nimi niczym bogini miłości.
– Wiesz są dość rzadkie. Ale nie widać tego, gdy są do samego pasa.
Dalej spokojnie spacerowaliśmy. Chyba nawet zbyt spokojnie.
– Nie mogę już dłużej czekać.
– Przeważnie jesteś bardziej dosadny i konkretny, ukochany. – Odpowiedziała z wyczuwalną nutką wyzywającego sarkazmu.
– Dobrze skarbie, powiem ci dokładnie co teraz zrobimy. Będziemy uprawiać seks tu, w porannym słońcu. Wpierw powoli, stopniując napięcie. Doprowadzimy się wzajemnie do szaleństwa i oboje osiągniemy pełne spełnienie. Wejdziemy na najwyższy szczyt zatraceni w sobie, przypominające dzikie zwierzęta. Czy teraz jestem wystarczająco dosadny i konkretny, skarbie?
Zadrżała w odpowiedzi. Przybliżyłem się do niej, przyciągnąłem do siebie, tak by dotknąć ją całym ciałem. Przesunąłem dłońmi po jej plecach, ale nie przyjęła pieszczoty.
– Skarbie… oboje wiemy, że jesteś gorącą kobietą. Mam cię prowadzić? Mam ci rozkazywać? W porządku. Spójrz mi w oczy i powiedz „Weź mnie całą, jestem i chcę być twoją własnością.”.
Najpierw odruchowo uciekła wzrokiem na bok, ale następnie, powoli, świadomie skierowała swoje piękne, zielone oczy w moje.
– Weź mnie całą, jestem i chcę być twoją własnością… – Wyszeptała cicho.
– Bardzo dobrze skarbie. Kim jestem?
– Jesteś moim ukochanym. – Miała znajomo zachrypnięty głos.
Po plecach przeszły mi ciarki.
– Co to znaczy, skarbie?
– Jesteś panem mojego ciała i duszy. Daję ci rozkosz. – Brzmiała pewniej.
– A ty jesteś moim skarbem. Drogocenna, piękna, wyjątkowa, całkowicie oddana. Twoja namiętność jest potężna, ale pod moim rozkazem. Jesteś zaklęta. Czy mnie rozumiesz?
Skinęła głową w odpowiedzi. Chwyciłem jej silne pośladki i ścisnąłem, rozkoszując się kobiecym ciałem. Rozwarła usta, zachęcając do pocałunku i przyjąłem jej zaproszenie. Łapczywie i intensywnie, ale się odwzajemniła. Chwyciła mnie poniżej pasa i powoli przesunęła się niżej, naśladując mnie samego. Przerwałem pocałunek, by móc jeszcze raz na nią spojrzeć. Jej policzki były zarumienione, oddychała głęboko. Kierowany impulsem wsunąłem palec do jej ust. Objęła mnie szczelnie ustami i zaczęła starannie oblizywać.
– Chcę zanurzyć się w tobie. Chcę poczuć jak mój skarb mnie przyjmuje w swoim mokrym, jedwabistym wnętrzu… Czy jesteś wilgotna?
Nie czekałem na odpowiedź, sam wsunąłem dłoń pomiędzy jej bieliznę i łono szorstkie od włosów. Mruknąłem zadowolony, wsuwając się do środka.
– Jesteś. – Powiedziałem z uśmiechem na wargach.
Odwzajemniła się, sięgając do moich bokserek. Chwyciła mnie pewnie, zdecydowanie.
– Tak skarbie. Namacalny dowód mojego pożądania. Mężczyźni są tacy prości, prawda?
Uwolniłem jej usta i ująłem za policzek.
– Przynajmniej w tym zakresie. – Odparła żartobliwym tonem.
– Teraz, skarbie… albo sama pozbędziesz się ubrania albo je z ciebie zedrę i będziesz musiała wracać zupełnie naga.
Cofnęła się o krok. Mogłem znowu objąć jej sylwetkę wzrokiem. Kolejny ruch w tańcu, kolejny takt, zmiana rytmu. Teraz powoli, nieznośnie powoli sięgnęła do krawędzi swojego topu. Leniwie zaczęła przesuwać materiał w górę, odsłaniając swoje skromne piersi i gdy w końcu przeciągnęła przez głowę, stała przez kilka sekund z ramionami w górze, pozwalając, by słońce lizało ją promieniami. Moja bogini miłości pobłogosławiła mnie słodkim uśmiechem i odwróciła się do mnie plecami, na tyle wolno bym mógł nacieszyć się widokiem każdego centymetra jej ciała i znowu, w zwolnionym tempie zsuwała swoje szorty wraz z majteczkami. Dostrzegłem lepką nitkę śluzu, powoli rozciągniętą i błyszczącą. Niżej, do ud. Niżej, do łydek. Wypięła się do mnie wulgarnie niczym profesjonalna striptizerka. Zagryzłem wargi i nerwowo sięgnąłem, by samemu pozbyć się ubrania.
– Ukochany, pozwól mi. Obiecuję że niczego nie porwę… – Powstrzymała mnie uwodzicielskim głosem.
– Tak skarbie. Oczywiście…
Podeszła kręcąc biodrami i wsunęła obie dłonie pod moją koszulę. Nie śpieszyła się, dając sobie czas by oblać pocałunkami każdy centymetr świeżo odsłoniętego ciała, a ja, choć spragniony, chłonąłem jej uwagę niczym gąbka wodę. Ocierała się o mnie policzkiem. Z wytęsknieniem i wyrazem zupełnej podległości patrzyła w górę, wprost we mnie.
– Czy jestem dobrą kurewką, ukochany? – Spytała niewinnie.
– Jesteś. – Pogładziłem jej skroń na znak aprobaty; ale nie była „kurewką”, była moim skarbem.
– Och, ukochany… – Wyczuła moją nieszczerość.
Pozbywszy się koszuli, sięgnęła do moich spodni. Zdejmowała je równie powoli.
– Już cię nie będę prowokować ukochany… ale chyba cię to kręci gdy jesteś już blisko. Na pewno kręci mnie.
Naprężony członek wyskoczył z moich bokserek. Polizała go.
– Smakuje mężczyzną. Samczym podnieceniem… i był już lekko wilgotny wcześniej.
Oczekiwała na moje słowo. Serce zabiło mi mocniej.
– Weź mnie do ust skarbie. Proszę.
– Proszę? Ty przecież nie prosisz!
Kpiła ze mnie delikatnie, ale czy nie miała racji? Włożyłem kciuk, rozwierając jej usta. Nie powinienem był prosić, tylko brać. Wsunąłem się męskością, przesuwając się przez wrota jej warga, ocierając o dywan języka. Patrzyła mi w oczy, bez mrugnięcia, jakby w transie. Oferowała swoje oddanie i nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego. Jej poddanie wyostrzało każdy bodziec setki razy. Jak gdyby lepiej wiedziała, czego chcę niż ja sam. Pogładziłem ją po policzku.
– Wiesz, skarbie, co robić. – Powiedziałem.
Powoli, ociężale, zamknęła usta, obejmując mnie szczelnie. Zaczęła ssać i drażnić mnie językiem. Nie byłem w stanie powstrzymać się od cichego jęknięcia, ale to tylko ośmieliło ją. Stała się bardziej intensywna, natarczywa; a jej oczy, mogę przysiąść, nawet bardziej zielone. Zaczęła przesuwać głowę wzdłuż prącia, od samego czubka aż po jądra. Jej obie dłonie zawędrowały do jej krocza, pieściła również siebie. To wszystko nazbyt skomplikowane.
– Skarbie, przestań. Wystarczy.
Zatrzymała się, chyba nawet nieco zaskoczona. Z głośnym i nawet lekko zabawnym dźwiękiem wydobyła mnie ze swoich szczelnie zamkniętych ust, po chwili ocierała się zalotnie policzkiem o mojego członka.
– Chcę wejść pomiędzy wargi poniżej twojego pasa skarbie.
Uklęknąłem, pochyliłem się do tyłu, wystawiając swojego napiętego penisa.
– Dosiądź mnie.
Skinęła delikatnie głową, równocześnie kucając w szerokim rozkroku. Poczułem jak prześlizguję się do jej aksamitnego wnętrza. Przymknęła oczy. Chwyciłem ją za pośladki podpierając ją, wyręczając choć trochę jej uda.
– Nie wiem czemu, ukochany, ale sądziłam, że będziesz wolał być na górze. Na pewno nie na kolanach. – Wyszeptała cicho.
– Jeszcze nauczę cię wszystkich pozycji, nie bój się skarbie. Może nawet nie tylko seksualne…
– To brzmi jak rytualne upokorzenie…
Przywdziała wiedzący uśmiech. Pocałowałem jej szyję.
– Tak możemy się bawić, skarbie.
Podniosła się do pchnięcia, pomagałem jej siłą swoich ramion. Westchnęła cicho, ponownie opadając. Objęła mnie, spojrzała mi głęboko w oczy. Wcisnąłem do jej pupci swój palec wskazujący. Syknęła cicho.
– Ukochany lubi wszystkie dziurki? – Spytała kokieteryjnie.
– Absolutnie. I jeszcze tego nie wiesz, ale wypełnienie tam potrafi wzmocnić kobiecą rozkosz. Nie wywołać, ale wzmocnić.
Mruknęła cicho, przygotowując się do kolejnego ruchu. Przyjęła powolne tempo, jedno pchnięcie co pięć sekund.
– Ufam ci na słowo, ukochany. Oddaję się.
Kontynuowaliśmy bez pośpiechu.
– Jak nazywamy tą pozycję, ukochany? – spytała cicho.
– Proponuję: anioł-łaski-i-asceta – odpowiedziałem.
– Asceta? – zachichotała.
– Na kolanach – dodałem wyjaśnienie.
– Oczywiście zrozumiałam.
– Ale teraz pora na twój pomysł skarbie.
Nie była znowu lekką jak piórko dziewczynką, musiałem napiąć wszystkie mięśnie, ale dałem radę wstać, trzymając ją przy sobie za uda. Teraz to ja narzucałem tempo i choćby dla kontrastu raptownie przyśpieszyłem. Zareagowała głośnym jękiem i sprawiła mi nim satysfakcję.
– Może: goryl-i-małpka? – Wysapała ciężko.
Pochłonięty całym ciałem nie byłem w stanie wysilić się na głos. Ciągnąłem nawet pomimo wysiłku stanowiącego barierę dla mojej przyjemności, aż w końcu opadłem z sił. Musiałem postawić ją na ziemi.
– Nie martw się ukochany. Twój skarb pomoże… – Wyszeptała czule.
Pomogła mi się położyć na plecach i natychmiast dosiadła mnie. Starała się wrócić do mojego rytmu, jej długie włosy falowały. Wpiła się we mnie paznokciami, gdy dochodziła. Jej orgazm trwał dłużej niż jakiejkolwiek innej znanej mi kobiety, dość długo bym mógł się uwolnić z własnych okowów. Wypełniłem jej wnętrze nasieniem, nim jeszcze powróciła do zmysłów i gdy powróciła, powróciła również do mnie, powoli opadając głową do mojej twarzy.
Oboje musieliśmy odpocząć. Położyliśmy się obok siebie i choć warunki były polowe, nie narzekaliśmy. Oparła głowę na moim ramieniu i objąłem ją, najczulej jak tylko potrafiłem.
– Mówiłam ci, że się ciebie nie boję… ale czy nie boisz się sam siebie?
– Nie skarbie, dobrze mi w mojej własnej skórze.
– Zazdroszczę ci. Moje życie to pasmo autodestrukcyjnych wyborów.
– Naprawdę? Powiedz w takim razie jakie jest twoje najwcześniejsze wspomnienie?
– To chyba będą moje siódme urodziny. Dostałam wtedy jako prezent sukienkę w kwiatki. Żółtą.
– To brzmi fajnie.
– Ale później było gorzej.
Spiekota już na dobre się rozgościła. Na niebie tylko kilka nędznych chmurek.
– Ale czegoś się boisz ukochany?
– Samotności. Tego, że bez towarzystwa oszaleję.
Widzowie, wasze sarkastyczne komentarze są zupełnie oczywiste. Możecie mnie uznawać za szaleńca, wasze to prawo i nie zamierzam was z niego obdzierać. Zwracam jedynie uwagę na dwa aspekty kontekstu sytuacji. Po pierwsze, wasz rechot nie czyni was lepszymi. Po drugie zaś, mój skarb przyjął moje słowa dostojnie i ze spokojem. Zamilkliśmy oboje na chwilę. Monika pierwsza przerwała ciszę.
– Pamiętasz jak tłumaczyłeś zamiłowanie do uległości? Myślę że nie masz racji. Myślę, że to bardziej ucieczka od odpowiedzialności. – Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nie chodziło wcale o abstrakcyjny trend, a bardzo konkretny i bliski przypadek.
– Bardzo ciekawa i wcześniej nieznana mi perspektywa. – Odpowiedziałem ostrożnie, ale zgodnie z prawdą.
– Tak naprawdę znasz się psychologii słabiej niż ci się wydaje, ukochany. – Wyszeptała.
– Nieprawda. Uważam że nie znam się wcale. Nie wiem czemu ludzie postępują tak jak postępują.
– A sprawiasz zupełnie inne wrażenie.
– Rozumiem, że to odnośnie percepcji mojej oceny własnych zdolności, ale nie ich samych jako takich? – Jak wiele warstw pośrednich…
– Owszem.
– Wiem, sprawiam wrażenie aroganta. Ale nie jestem.
– Nie jesteś, ukochany.
Zgodziła się ze mną. Może naprawdę tak myślała? Ja pozostałem szczery i głupi. Nie wiem, dlaczego inni ludzie podejmują takie, a nie inne wybory.
– Jakie anime tym razem? – Spytała uciekając do bezpieczniejszego tematu.
– Może tym razem ty chcesz wybrać, skarbie?
– Oj, wiesz ukochany że znam tylko „Czarodziejkę z Księżyca”.
– W takim razie możemy obejrzeć „Adolescence of Utena”. – Estetyka obu dzieł jest zbliżona.
– A o czym to?
– To… skomplikowane.
Utena jest surrealistyczna, ciężko ją wyjaśnić. Na dodatek film jest kontynuacją serialu anime, choć po prawdzie nawet tego nie jestem na sto procent pewny.
– Kiepscy jesteśmy w tym całym „romansie”. – W głosie nie dostrzegłem żalu, lub wstydu. Samo zrezygnowanie.
– Może i tak ale uczymy się, skarbie. I mamy czas by próbować dalej. Przynajmniej dzisiaj.
– Dobrze, ukochany. Ale jutro dużo seksu. – Westchnąłem słysząc jej żądania.
– Chyba zapominasz o swojej roli, skarbie. To ja decyduję.
– Oj ukochany. Przecież widzę jak pieprzysz mnie bez przerwy wzrokiem.
– Czy to aż tak bardzo oczywiste? – Spytałem zdziwiony.
– Od samego początku. I teraz też.
– Ale obiecałem…
– Ciiiii. Wiem. Wracajmy do ról.
To przecież tylko przedstawienie. Może i boli mnie niekiedy, może i boli też ją, ale miała niezaprzeczalną rację: byliśmy po prostu parą aktorów. Kukiełkami pod naszą własną kontrolą, ale jednak kukiełkami, a kukiełka nie powinna mieć zbyt wiele wolnej roli. Powinna sprawnie podążać za instrukcjami. Nie ważne, że wydaje je sobie sama. Zupełnie nieistotne.
Wszystko jest przedstawieniem. Nie powinienem o tym więcej zapominać.
– Wróćmy też do domu zjeść śniadanie, skarbie.
Ujęliśmy swoje wątki i próbowaliśmy tkać z nich zrozumienie. Splataliśmy ze sobą opowieści o pierwszych pocałunkach, pierwszą śmiercią widzianą na własne oczy, marzeniach, tragediach, radości i rozpaczy. Gdy wątek się urywał, ociężale i powoli snuliśmy kolejny wtuleni w siebie. Pozwalała się pieścić i całować. Monotonne? Może dla was, widzowie! Ja czuję się, jakbym kąpał się w ciepłym miodzie. Razem obserwowaliśmy, jak czystość nieba osnuwa się ciemnymi chmurami i rozrywa pęknięciami błyskawic. To nas uciszyło. Wiedziałem, że miała za sobą ciężką noc, ale zabrakło mi uwagi, nie zauważyłem, kiedy zasnęła. Ująłem swój skarb, najdelikatniej jak tylko potrafiłem. Niosłem ją w swoich ramionach, układałem na łóżku, i teraz to ja nie wiedziałem, co czuć. Nie ważne jak skrajnym jestem dziwakiem: jestem człowiekiem, nawet bardziej niżbym sobie tego życzył. Zawsze chciałem być czymś więcej, a czasami chciałem być nawet czymś mniej. Dziś jednak wspiąłem się na szczyt człowieczeństwa, a z niego widzę więcej niż pejzaż. Zwierzęce prawdy, wszyscy moi przodkowie i minieni bogowie; wszystko rozpostarte przed Kochankiem. Nie rozumiem z tego nic, ale co z tego? Nadal wszystko jest prawdziwe! Nadal! Niezależnie od tego, czy się to komuś podoba, czy nie! Jesteście tu, moi widzowie tak samo bezsilni, jak ja i jak mój skarb. Czy też nie kusi was wznieść się ponadto wszystko, ale skoro skrzydeł brak – to może i podła, ale za to najbliższa szczurza nora?
Zamiast tego jestem ja, aktor w roli Kochanka.
Tutaj.
Starannie zbierający dokładne wymiary piekła, pod wasze wejrzenie, ale nie dla was.
Dla niej. Wszystko po to, by sprawić praktyczny podarek, i to nawet pomimo mego własnego braku doświadczenia. Część z was uznaje mnie za (używając eufemistycznego języka) „niepełnego rozumu”. Pewnie od dawna, ale no cóż, dopiero teraz mogę się z wami zgodzić.