Syfiara

26 lutego 2014

Szacowany czas lektury: 13 min

Bądź wierny. Ja zawsze byłem wierny. Nie żebym nie miał okazji. Jeszcze jak boksowałem czy potem, w robocie, gdziekolwiek. Bywały imprezy, czy to w zakładzie, czy na wyjazdach, baby nie raz się pchały, zwłaszcza jak było picie.

Dla mnie to było nie do pomyślenia. Nie zdradziłbym Alicji, nie dałbym po prostu rady, taki mam już charakter. Naiwny.

Alicja była zazdrosna o mnie tak przed ślubem, podczas narzeczeństwa, jak i po, a baby się pchały, a ja je olewałem. Nie zdradziłbym nigdy.

Zdradziła mnie ona. Pracowaliśmy w jednym zakładzie, tylko ona, pani magister, w biurze, ja na hali. Poszła z Przewoźniakiem, samym panem dyrektorem.

Co mnie najbardziej wkurwiło, to nie to, że się skurwiła, to też, ale jeszcze bardziej, że wszyscy wiedzieli i nikt nie powiedział. Dopiero jak już stało się to tak jawne, że tylko ja zostałem z tych co nie wiedzieli, ktoś powiedział i mnie. Ludzie są skurwysynami.

Co masz za ubaw z tego, że kolega nie wie, że mu się żona skurwiła? Ja bym powiedział od razu, zwłaszcza komuś z kim dzień w dzień na hali... Potem głupie tłumaczenie, że oni myśleli, że ja dobrze o tym wiem. Szkoda słów.

Wyszedłem na idiotę. Może zawsze nim byłem. Jak raz człowiek się domyśli, że jest idiotą, tak już potem nim jest do końca życia.

Poszła do niego. Zrozumiałem.

Nie jestem święty, ale pewne rzeczy widzę. Wiem, że ja nie mogłem dać jej tego wszystkiego.

Z nim była szczęśliwsza, mogła wreszcie posmakować życia, o którym marzyła i do którego była stworzona. Ale życie jest podłe i takie ma czasem zagrania, żeby człowiekowi pokazać, że gówno wie...

Umarło się chłopu.

Alicja wróciła.

Już miałem w dupie, co kto o tym myślał. Wziąłem z powrotem. Dobrze, że wróciła.

Jak Przewoźniak niespodzianie kopnął w kalendarz, jego żona, z którą nigdy nie miał rozwodu, zabrała mieszkanie i Alicję, na którą nie mogła patrzeć, od razu wykopała na ulicę.

Wróciła z płaczem.

Nie odzywałem się do niej długi czas, nie dawałem rady. Ona za to gadała za nas dwoje. Jakby znów miała siedemnaście lat. Mówiła o nowym życiu, o tym, że my, że razem.

Nie mówiłem nic. Przepraszała.

Nie było jej trzy lata. Jak poszła do tamtego, ja zostałem z teściową.

Nie powiem, żebym był człowiekiem wypalonym, ale nie miałem już takiej radości w sobie jak przedtem.

Z dziećmi nam nie wyszło. Teściowa mówiła, że to przez to tak Alicji odbiło.

Poczciwa kobieta z teściowej, straciła przez to wszystko z pięć lat życia.

Pozwoliłem, żeby wróciła też ze względu na jej matkę właśnie. Szkoda mi było. Kobiecina całowałaby po rękach, gdybym jej dał.

Alicja była duszą tego domu. Bez niej było przykro. Dawniej co rusz były jakieś urodziny, czy inne przyjęcia, zapraszała gości przy różnych okazjach. Lubiła, jak się coś działo. Uwielbiała pichcić do tego takie rzeczy, że się ludzie przepychali. Chwalili ją wszyscy.

Nie dziwota, wykształcona i piękna jak jakaś gwiazda. To ja nie miałem szkoły. Ona lubiła, jak przychodzili ludzie z jej środowiska, też po studiach. Nie raz dlatego bywał u nas i Przewoźniak. Razem wyjeżdżali do teatru, czy na wycieczki zakładowe. Mnie wcale nie było przykro, bo wiedziałem, że to jej życie, że ja jej podobnych rozrywek nie zapewnię. Nie dziwota też, że się z nim wreszcie zwąchała.

Może niepotrzebnie za mnie wychodziła.


Byliśmy młodzi. Ja byłem sportowcem. Pięściarzem. Nie bokserem, bo boksery to takie psy są, pięściarzem. Pięciokrotnym mistrzem województwa, wicemistrzem kraju i to tylko na punkty. Dziewuchy szły za sportowcami jak gęsi.

 

Poznaliśmy się na majówce w parku, nasze towarzystwa się zeszły, wspólni znajomi.

Mnie od razu spodobała się Alicja. A może to ja spodobałem się jej. Była we wszystkim inna niż pozostałe kobiety. Nigdy nie znałem tak pięknej i mądrej osoby. Byliśmy młodzi. Od razu postawiła na mnie swoją pieczątkę, że ja będę jej i tyle.

Nie było nam źle. Może tak jak mówi teściowa, to przez wiek jej odbiło, albo przez ten brak dzieci.

Bez Alicji było gorzej. Trzy lata bez wigilii. Teściowa szła do niej. Patrzyła na mnie zawsze z taką winą w oczach. Przykro jej było, ale ja kazałem jej iść. Niech święta z córką spędzi kobieta. Ja siedziałem w domu. Sam.

 

Wróciła i znów mogło być jak dawniej. Tak jak teraz, szykowanie do wigilii od dwóch dni. Sprzątanie, gotowanie. Cały dom aż się trząsł i pachniał. Ja też robiłem swoją część, choć nie wiele tego było. Pojechać po coś, czy coś przynieść z piwnicy, a tak to siedziałem tylko z gazetą i patrzyłem, jak dookoła mieszkanie kipiało. Jedyne co, to, że musiałem na koniec zawieźć do domu Izkę. Dziewczyna pomagała Alicji we wszystkim. Sama była z największej biedoty. Było ich w domu ze dwanaście. Alicja przygarnęła ją, załatwiła pracę, wyprowadzała na ludzi. Chociaż w domu nazywała ją „Syfiarą”, to lubiła sierotę jakby była z rodziny. Ja ludziom przezwisk nie nadaję. Alicja tak na nią mówiła dlatego, że dziewczyna ciężko się uczyła czystości. Czy osobistej czy wokół siebie. Często przychodziła do nas w brudnych ciuchach, śmierdząca potem i skarpetami. O włosach żeby nie wspomnieć. Alicja załatwiła dziewczynie robotę u ludzi, przy jakimś dziadku, ale za miastem. Trzeba było jechać trzydzieści kilometrów w jedną stronę.

Ja ją przywoziłem i odwoziłem, jak miała wolny dzień, siedziała u nas. Czy to sprzątały z Alicją w domu, czy coś gotowały, czy tak jak teraz, szykowały święta.

Siedziałem i czekałem, żeby odwieźć ją z powrotem do dziadka. Nie mogłem nic wypić, bo przecież zaraz jazda samochodem, nie to, żebym pił, jedynie wieczorem. To Alicja nauczyła mnie smakować wina. Sama nie piła, ale lubiła patrzeć jak ja siedziałem w fotelu ze szklaneczką. Mówiła, że wyglądam wtedy jak jakiś grecki intelektualista. Piłem wino też jak odeszła, tak mi już się to przyzwyczajenie zakorzeniło. Tego wieczora nie mogłem się napić i już mnie brały nerwy.

Wreszcie skończyły robotę. Alicja, Izka i teściowa. Wszystkie trzy usiadły i plotkowały. Ja już szykowałem się do drogi. Siedziały jeszcze pół godziny. Nie chciałem poganiać. Wreszcie Alicja domyśliła się, że mnie nosi i zarządziła, żebym odwiózł Izkę na służbę.

 

Śnieg nie spadł jeszcze ani razu. Całkiem było ciepło jak na grudzień. Droga czysta. Jechało się dobrze. Jedyny szkopuł to Izka, której gęba nie zamykała się nigdy. Nie ważne czy kto odpowiadał, czy nie. Śmierdziało od niej piwem i przepoconym dezodorantem. Ważyła tyle, że szklanka starczyła, żeby mieszało jej się w gębie. Nie odpowiadałem. Nic mnie nie obchodziło, co powiedział dziadek, kim była Helena, czyj pies gdzie uciekł i kto co na to powiedział. Kiwałem tylko głową, skupiony na nocnej drodze. I całe szczęście.

Mijaliśmy wieś, w której mieszkała moja znajoma, Hanka Wojtaszek.

Jak Alicja odeszła do Przewoźniaka, widywałem się z nią, była moją koleżanką ze szkoły. Spotkaliśmy się przypadkiem w mieście. Zaprosiła do siebie. Jej mąż pływał, aż nie utonął.

Znalazłem dom. Zaszedłem. Okazało się, że mieliśmy się ku sobie już w szkole, tylko ja potem zająłem się sportem, ona swoimi sprawami, a potem pojawiła się Alicja, a ona wyszła za tego marynarza... Ja nie zdradziłem Alicji, to ona zdradziła mnie. Tylko dlatego zrobiłem to z Wojtaszkową. Tylko raz. Dzwoniła, zapraszała, ale czułem się jakoś nieswojo w jej domu, do siebie też nie miałem ochoty zapraszać, bo teściowa i w ogóle, jakoś nie potrafiłem. Teraz, jak pomyślałem o Hance, zrozumiałem, że mogło być mi z nią nawet dobrze. Kot. Zahamowałem tak ostro, że Izka tylko dzięki temu, że przypięta, nie rozbiła się o szybę, do tego skręciłem instynktownie, aż zarzuciło nas bokiem. Samochód dobry. Nic nam się nie stało. Kotu też nic, skurwysynowi. I pomyśleć, że ten samochód sprzedał mi Przewoźniak i to po bardzo korzystnej cenie. Już wtedy kombinowali z Alicją. Może poczuł się winny i tak w ramach wymiany towarowej, sprzedał za bezcen. Śmieszyło mnie to potem, jak już się dowiedziałem, że wymieniłem kobietę za toyotę, miałem nawet sprzedać, ale samochód dobry. Zatrzymałem.

- Jezzussmaria, ale pan zahamował!

- No.

- Co to było?!

- Kot. Jebana jego rasa. Nic ci się nie stało?

- Nie, ale tak mi serce wali, że chyba je zaraz wyrzygam.

- Mi też.

Tacy byliśmy wystraszeni, że jak nam przeszło, dostaliśmy ataku śmiechu.

- Panie Mirku, niech pan lepiej zjedzie ze szosy.

- Tak. – Dopiero sobie uprzytomniłem, że stoję dalej w poprzek drogi. Guma z opon śmierdziała jeszcze bardziej niż oddech dziewczyny. Ruszyłem powoli, ale adrenalinę miałem jeszcze w organizmie, jak kiedyś na ringu. Zjechałem na żwir zakola, na którym zawracały autobusy. Zatrzymałem samochód, żeby ochłonąć. Wyłączyłem silnik. Siedzieliśmy w ciszy. Izka patrzyła na mnie, ciągle szczerząc zęby w uśmiechu. Dyszała piwem i farszem z pierogów. Przechyliła się i pocałowała mnie w usta.

Pasy rozpinaliśmy po omacku. Rozłożyłem szybko siedzenie i wlazłem na jej stronę. Zadarłem chude nogi i ściągnąłem z płaskiej dupy brudne, szare dresy. Poczułem smród skarpet tuż przy twarzy. Kroksy spadły i zaparła się nogami o sufit. Zerwałem białe majtki, odsłaniając kudłatą pizdę. Dziewczyna rozpięła mi spodnie i próbowała zsunąć. Pomogłem jej. Kutas aż wystrzelił z gumki od majtek.

- Ale pan ma wielkiego, panie Mirku!

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zadarłem jeszcze wyżej chude nogi i wepchnąłem go w kosmatą pizdę.

- Ojesssu!

Ruchałem jak dziki. Jej spocone, nieumyte ciało, jeszcze bardziej powodowało we mnie podniecenie. Czułem dokładnie gorący zapach cipy. Wsadzałem tak szybko i głęboko, że przez chwilę przestała oddychać. Popatrzyłem na nią, czy nie traci przytomności.

Z rozdziawionych ust wydała wreszcie głośne stęknięcie.

Poczułem jak wbija mi paznokcie w pośladki.

- Ojesssu, panie Mirku!

Wyjąłem w ostatniej chwili. Dziewczyna prędko złapała pałę i dokończyła ręką. Alicja nigdy nie robiła podobnych rzeczy. Spuściłem jej się na bluzkę. Było tego tyle, że miała mokry cały brzuch.

Ubrała się, zapięła dresy i ruszyliśmy w drogę.

Gdy wróciłem do domu, Alicja była już w łóżku. Nie spała, oglądała telewizję. Wziąłem prysznic. Byłem przyzwyczajony do higieny. Wyniosłem to z domu, potem jako sportowiec i w pracy na hali, nie wyobrażałem sobie, jak można się nie umyć.

Gdy wszedłem do łóżka, wyłączyła telewizor. Nie lubiłem zasypiać, gdy ktoś mi gadał nad uchem. Wiedziała o tym i szanowała to moje przyzwyczajenie. Teraz gdy wróciła, bardziej jeszcze niż przedtem.

Przysunęła się do mnie i pocałowała. Trafiła w policzek.

- Dobranoc – powiedziałem. Odkąd wróciła, jeszcze jej nie dotknąłem. Jakoś nie mogłem znaleźć w sobie ochoty. Ona nie nalegała. Rozumiała, zachęcała mnie, ale nie nachalnie.

Co dzień była mi wdzięczna za wszystko. Teraz za to, że odwoziłem Syfiarę, taki kawał, po nocy, za zakupy, pracę i ogólnie, za to, że byłem taki dobry dla niej i jej starej matki.

Była zmęczona całym dniem roboty i choć ja nie zrobiłem nic, traktowała mnie, jakbym i ja przetyrał cały dzień i zasługiwał na wypoczynek. Nie chciało mi się spać. Udawałem. Myśli miałem nieczyste. W ciemności widziałem świecące oczy Izki wijącej się na siedzeniu toyoty. Rudą pizdę Hanki Wojtaszkowej, potem twarz chińskiej kurwy, sprzedającej się za parę groszy.

Wszystko się pozmieniało.

Kiedyś Chińczyków zobaczyć można było tylko w telewizji. Teraz mijało się ich kobiety, stojące na obwodnicy.

Wyglądała jak blade dziecko. Nawet na wysokich obcasach. Wcale nie wydała mi się żółta, w świetle nocnej latarni raczej pomarańczowa. Gdyby człowiek wiedział, że tyle zachodu z tą gumą...

Żałowałem. Nie dała rady założyć, ale pieniądze były jej potrzebne.

Piszczała jakbym ją mordował. Żeby wreszcie skończyć, musiałem zakryć jej usta i zamknąć oczy. Niby przyjemność, a jednak przykro.

 

Na kutasie poczułem dłoń Alicji.

- Ktoś tu podnosi głowę – szepnęła po chwili. Nie odpowiedziałem. Odczekała jeszcze. Nie reagowałem. Wzięła to za przyzwolenie. Wsunęła się na mnie, i przykryła kołdrą. Zeszła niżej. Zrozumiałem, że chce mnie wynagrodzić.

Zsunęła slipy i poczułem jak dyszy mi prosto w kutasa. Całowała mój brzuch w nie zmienionym od lat rytuale. Dookoła. Z lewej, z prawej, pod pępkiem, niżej, potem chwila przerwy i jej usta na spodzie fiuta. Najpierw delikatnie, całując z dołu do góry, potem z boku.

Nie zmieniło się nic.

Lubiłem to, i jak nagle łapała go dłonią, obciągała i dmuchała delikatnie w sam czubek. Leżałem bez ruchu w ciemności. Teraz czekałem na jej mokre usta. Delikatnie i coraz mocniej, aż ciepło jej buzi objęło wreszcie główkę. Nigdy nie widziałem, jak to robiła, ale wyobrażałem sobie, mojego kutasa i jej wargi. Jak rozpycha sobie nim policzki, jak wali mi konia, trzymając go w ustach, jak bawi się delikatnie jajcami. Rozkosz nadchodziła. Spiąłem pośladki. To był znak, że za chwilę powiem jej, że to już. Ona ucieknie wtedy, przykryje dłonią i pozwoli mu strzelać w jej palce do woli, po czym wstanie, pójdzie do łazienki umyć ręce i wypłukać usta. Nadszedł moment. Milczałem. Ssała ufnie. Jeszcze moment i już. Milczałem. Zawahała się, ale przytrzymałem jej głowę. Wbiłem jeszcze głębiej i podniosłem biodra. Targnęła głową, ale nie walczyła. Zacisnęła tylko silniej palce. Spuściłem się do końca. Wreszcie wstała i bez słowa poszła do łazienki. Słyszałem jak wróciła, ale udałem, że śpię. Przytuliła się i usnęła.


Ruchałem Izkę prawie za każdym razem, gdy odwoziłem ją do dziadka. Cały czas na tym samym autobusowym zakolu. Już jak dojeżdżaliśmy, odpinała pasy i ściągała gacie.

Pewnego razu wzięła mi go do ręki i przytknęła sobie do drugiej dziurki. Popatrzyłem na nią raczej rozgniewany.

- Nie lubi pan? Niektórzy lubią.

- Mruknąłem coś tylko i już nie nalegała. Wyruchałem normalnie, w pizdę, jak trzeba.


 

Wiedziała.

Wiedziałem, że wie. Chciała, żebym ruchał tamtą. Pewnie namówiła ją sama. Dziewczyna była jak pies, nie zdradziłaby nigdy. To ona zdradzała i potrzebowała, żeby wszyscy tak jak ona, żeby mogła z tym żyć. Zrozumiałem.

 

Szykowała się do spania. Na głowie miała ręcznik. Na brzegu łóżka wcierała krem w świeżo ogolone nogi. Ja siedziałem jeszcze na fotelu i gapiłem się w jej prześwitujące białe majtki. Zauważyła moje spojrzenie i uśmiechnęła się tak kobieco. Wreszcie, gdy już się położyła, poszedłem wziąć prysznic.

Chuj sterczał mi pod piżamą. Tak wszedłem do pokoju. Widziałem, jak patrzy na mnie, jak śledzi moje ruchy. Poukładałem gazety i wreszcie się położyłem. Nie gasiła telewizora. Przysunąłem się do niej i dotknąłem między nogami. Pogładziła mnie po ręce. Ściągnąłem piżamę i wszedłem między jej uda. Sięgnęła, żeby zgasić światło telewizora, ale pilot spadł z łóżka. Złapałem za gumkę od majtek i zsunąłem. Patrzyłem na jej czarną cipę. Nie widziałem jej od bardzo dawna. Alicja przyglądała mi się niepewnie. Przytknąłem kutasa i poczułem, jak cała się trzęsie. Złapała go i obciągnęła. Pachniała lawendowym mydełkiem i kremem, zupełnie inaczej niż Izka. Zsunąłem fiuta niżej, aż zaparłem go o jej tyłek. Naprowadziła z powrotem na cipę, ale znów zjechałem niżej.

Trzymała go, cały czas patrząc mi w oczy. Wsadziła sama. Powoli. Otwierając usta.

Jak był już w środku, pchnąłem mocniej. Jęknęła i aż podskoczyła. Nigdy nie widziałem u niej takiej twarzy. W oczach miała łzy. Ścisnęła mocniej palce i ruszyła tyłkiem. Szepnęła: „Powoli”.

Pchnąłem ostro. Złapałem za włosy na cipie i pociągnąłem. Zaniosła się głośno. Wsadziłem prawie do połowy, cofnąłem i znów pchnąłem. Głębiej i mocniej. Krzyknęła. Zagryzła wargi i zaszlochała. Mocniej. I mocniej. Głębiej. I mocniej. Beczała. Ciemne brodawki podskakiwały pod nocną koszulą, a ja ruchałem. Mocno i głęboko. I szybciej i mocniej, aż jej paznokcie przebiły piżamę i zraniły bicepsy. Spuściłem się, wpychając aż po same jajca. Dyszała. Łzy płynęły jej po nakremowanych policzkach na poduszkę.

Chuj bolał mnie kilka dobrych dni, ale przeszło.

Tamtej nocy coś się przełamało. Przeszłość została w przeszłości. Nie przebaczyłem. Nie było już komu. Nie było tamtej Alicji. Była inna kobieta. Dobra, piękna i mądra. Czuła i niedoskonała. Taką pokochałem.

 

Nie ruchałem już więcej Syfiary. Na początku dopraszała się i przykro jej było, że skończyły się nasze przystanki na zakolu. Wreszcie dała spokój. Dziadek zmarł i zajął się nią jego syn. Poszła mieszkać do niego, potem gdzieś wyjechali.

 

Alicja uwolniła się z winy. Ja ją uwolniłem. Teraz byliśmy już tylko my dwoje.

Nie kochaliśmy się tak nawet za młodu. Bywało, że zasypialiśmy złączeni. Jak zwierzęta. Swobodni bezwstydni i brudni.

Czasem, patrząc mi w oczy, przekładała go sobie niżej. Drżąca, zlękniona i podniecona tym, co zaraz ją spotka.


Ja jestem wierny, ona też jest mi wierna. Nie szukamy już tego, co nie jest nam dane.

W to wierzę. Tak jest i tak będzie, jestem tego pewien jak nigdy przedtem.

 

Koniec i kropka

 

Ten tekst odnotował 6,751 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.48/10 (12 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (6)

+1
0

przyglądała mi się nie pewnie


"niepewnie"
Jedyne, co zauważyłem.

Dyskretyny urok pięściarza. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jeszcze sporo tam pewnie jest.
Dzięki.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0

Nie raz dlatego bywał


musiałem na koniec zawieść do domu Izkę.


Pomylić czasowniki zawieść (‚sprawić komuś zawód’) i zawieźć (‚dostarczyć kogoś, coś w jakieś miejsce’) może jeszcze od biedy Jaś z drugiej klasy gimnazjum, ale jeśli przytrafia się to...

że przez chwile przestała oddychać.


nipewnie.


I zaproś dużo, dużo przecinków, bo pusta bije po oczach.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
...zaproś dużo przecinków...
Nie mogłem nic wypić bo przecież zaraz jazda samochodem
lubiła patrzeć jak ja siedziałem w fotelu
Piłem wino też jak odeszła
Nie ważne czy kto odpowiadał
nie rozbiła się o szybę. do tego skręciłem instynktownie
Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
przez chwile
Poczułem jak wbija
Gdy wróciłem do domu Alicja była
Odkąd wróciła jeszcze jej nie dotknąłem

A tego lepiej nie poprawiać:
Jej mąż pływał, aż nie utonął

Świetnie napisane. To bardzo subiektywne odczucie, ale mnie stylem mówienia twój narrator=bohater przypomina narratora=bohatera "Kultu" Orbitowskiego. Jak byś jeszcze gdzieś wtrącił, że gość "miał sprawę" z panienką, to bym napisał, że
rok temu kupiłem twoją powieść w Empiku za 27,61 pieniędzy i nie żałuję.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Od groma, Dzięki za uwagi. Zaraz (się) poprawię,
MrHyde, to pochlebna omyłka.
Czytelnik - Cenny komentarz, no i również wkradła ci się literówka :p " I zaproś dużo, dużo przecinków, bo pusta bije po oczach."

pozdrawiam

AS
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Żaden komentarz, ot jakieś kopiuj-wklej z neta. Literówka - nie mam możliwości nanosić poprawek 🙁
A treść - autor Orbitowski nie jest mi znany, więc nie mam porównania. Może dlatego, że styl mnie nie porwał, treść też tak sobie. Kiedy mam wolną chwilę, zaglądam i czytam z nadzieją, że może kiedyś klęknę i pochylę głowę. Żart.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.