Porwanie (I)
29 września 2012
Szacowany czas lektury: 39 min
Monika, ze słuchawką w dłoni, obróciła się w swym dyrektorskim krześle i poprawiając żakiet nacisnęła przycisk łączący ją z sekretarką.
- Małgosiu – powiedziała stanowczym tonem, jakim lubiła się zwracać do innych – ostatni raz mówię. Nie łącz mnie już z nikim, choćby kolejny drugi po Bogu się znowu dobijał.
- Ale... – głos w słuchawce był lekko przestraszony.
- Skończyłam – ucięła ostro – jestem od trzech godzin na urlopie i dawno mnie tu nie ma – dokończyła odkładając słuchawkę.
Bycie dyrektorką banku miało wiele zalet, bardzo przeliczalnych, szczególnie w powiązaniu z potrzebami wymagającej trzydziestoośmiolatki, lecz wiązało się także z pewnymi drobnymi niedogodnościami, jak na przykład całkowity brak życia osobistego, ciągły stres i praktyczne wyeliminowanie ze słownika takiego wyrażenia jak "czas wolny". W jakimś stopniu rekompensowała to dyskretna, ale najlepszego gatunku biżuteria, którą Monika miała na sobie, i kostiumy szyte na miarę u renomowanych krawców, idealnie opinające się na jej krągłych biodrach, eksponujące opalony biust dojrzałej kobiety. Ale już dawno postanowiła sobie, że tym razem z urlopem będzie inaczej.
Monika westchnęła. Czekała ją jeszcze jedna ważna rozmowa. Być może najważniejsza w ciągu ostatnich kilku lat. Wstrzymując oddech wyciągnęła komórkę z niedawno zakupioną kartą prepaid, której nie używała w żadnym innym celu niż ten jeden. Przyłożyła chusteczkę do mikrofonu, by jej głos był nierozpoznawalny i wybrała jedyny kontakt, który miała na liście. Po kilku sygnałach usłyszała męski głos.
- Rychło w czas...
- Bez nerwów – odpowiedziała najspokojniej jak potrafiła – pieniądze już macie. Przynajmniej pierwszą część. Druga po pracy. Wszystko tak jak było ustalone. Dziś w nocy. W kopercie z pieniędzmi jest klucz, o którym mówiłam i adres. To sprawdzone i nie będzie żadnych problemów. Proste zadanie i wszystko ma być zrobione zgodnie z planem. – Ostatnie słowa "zgodnie z planem" starała się powiedzieć jak najwyraźniej. – Rozumiesz? - nie czekając na odpowiedź kontynuowała ważąc każde słowo – macie ją uprowadzić, a po tygodniu ma być odstawiona w umówione miejsce. Co z dziwką tam zrobicie, to mnie nie obchodzi, ale ma być dostarczona w całości, bez żadnych uszkodzeń, śladów i tym podobnych – mówiła to już kilka razy, ale kolejny raz o tym przypomniała. Na wszelki wypadek dodała – tylko wtedy dostaniecie drugą część kasy. Czy to jest jasne?
- Rozmawiasz z profesjonalistą – odezwał się głos w słuchawce. Wiedziała jedynie, że ma na imię Robert. Tylko raz widziała rozmówcę i to z daleka. Na dodatek przez ciemne okulary, by nie być rozpoznaną. Wciąż miała w pamięci tego wysokiego, szczupłego bruneta koło trzydziestki w rozpiętej pod szyją, śnieżnobiałej koszuli. Taki lekko latynoski typ, przenikliwym wzrokiem obserwujący otoczenie. Mimo odległości zwróciła uwagę na jego zadbane dłonie i wypolerowane na błysk buty. Wyglądał na niezwykle opanowanego i spokojnego, ale wiedziała, że to typ spod ciemnej gwiazdy i przechodziły ją ciarki na samą myśl, do czego może być zdolny. Głos w słuchawce wyrwał ją z zamyślenia. – Ale jakby co, to my się zajmiemy jej zniknięciem, bez dodatkowych kosztów.
Te słowa lekko zmroziły Monikę. Nie chciała, by komukolwiek stała się krzywda. To, jak on spokojnie mówił, że porwana może zniknąć, świadczyło o tym, do czego jest zdolny. Że dla niego zabić, to pewno jak splunąć. Przez ułamek sekundy pomyślała, żeby jednak odwołać akcję, ale wieloletnia praca w banku nauczyła ją radzić sobie ze stresem. Poza tym, już wiele razy o tym myślała i była przekonana, że... suka musi dostać to, na co zasługuje. Jej odpowiedź do słuchawki była bardzo stanowcza:
- Nie dostaniecie nic. Rozumiesz? Ani załamanego grosika, jeśli coś zrobicie nie tak jak mówiłam! – wystarczająco znała życie, by wiedzieć, że pieniądze przemawiają bardziej od słów. – Moi ludzie się nią zajmą potem. Ale do tego czasu ma być cała. Czy to jasne?
- Wszystko jasne – usłyszała głos w słuchawce – będzie dokładnie według planu.
Z ulgą wcisnęła przycisk kończący połączenie. Tak naprawdę to była przerażona. Ale z drugiej strony, miała pełną świadomość, że musi to zrobić.
***
Monika weszła do specjalnie wynajętego na dziś pokoju, kiepskiego, opustoszałego motelu, gdzieś za miastem i z ulgą ściągnęła z siebie swój markowy kostium. Długo kąpała się pod prysznicem i poświęciła masę czasu na nasmarowanie się kremami sprawiającymi, że jej skóra stawała się miękka i gładka. Uwielbiała swe ciało, raczej pełne, ale tak po kobiecemu. Założyła satynową, gładką koszulkę sięgającą do połowy ud. Delektując się jej gładkością rozpuściła włosy i spojrzała w lustro. Wyglądała naprawdę seksownie. W dekolcie widoczne były fragmenty jej pełnych piersi, wypychające na boki górę koszulki. W pracy jednak musiała odrobinę więcej ukrywać, by wzbudzać szacunek odpowiedni do stanowiska i dopiero w prywatnych miejscach mogła epatować swą kobiecością, pozwalając sutkom naprężać delikatny materiał. Spojrzała na swe odsłonięte zgrabne uda, kolana, zadbane stopy. Lubiła tak czuć się naga pod niewiele skrywającą koszulką. Nawet sama świadomość, jak ładnie ma przystrzyżoną i wydepilowaną naokoło kępkę pod nią, wywoływała u niej przyjemne ciarki. Tak właśnie, prawie goła lubiła kłaść się do łóżka.
Patrząc w lustro zdała sobie sprawę, jak niemal codziennie to robi i jak często brakuje jej, by ktoś też to mógł podziwiać, miał ochotę rzucić się na nią, zdzierając tę resztę osłaniającego materiału. Jak często chciała, by jej przystrzyżona kępka znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie... zniewolona, zdobyta, wzięta... Bezwiednie zacisnęła uda na samą myśl...
Ale mężczyźni na ogół się jej bali. Onieśmielała ich jej pewność siebie, stanowisko, wciąż utrzymujący się sexapeal. Raz poznała kogoś w Internecie. Jego opisy, co jej będzie robił były tak obrazowe i oburzające, że aż się z nim umówiła. Facet okazał się bardziej stremowany od niej. Gdy zobaczyła jego przestraszoną minę po tym, jak odważył się dać jej klapsa, podziękowała i poszła. Lecz te opisy wciąż buzowały w jej głowie. Kolejny internetowy gawędziarz, gdy tylko dowiedział się na spotkaniu, że jest dyrektorką, zrobił się milutki i uprzejmy i pytał, czy nie ma dla niego jakiejś posady. A ona przecież tylko chciała choć przez chwilę poczuć się bezbronna, podległa, zależna od zachcianek kogoś, na kim nie zrobią wrażenia jej protesty czy pozycja. Czy to aż tak dużo? Czy zawsze musiało być tak, że jeśli ona czegoś we własne ręce nie weźmie, to nie będzie to dobrze zrobione? Ile nocy miała tak stać przed lustrem czekając, aż ktoś ją wyzwoli? Ale dzisiejszy wieczór miał być nareszcie inny. Wiązała z nim wiele nadziei.
Położyła się do łóżka w oczekiwaniu... Miała założyć bieliznę pod koszulkę, ale pomyślała, że lepiej będzie, jeśli pozostanie bez majteczek. Myślała, że nie zaśnie i nawet nie miała zamiaru zasypiać, ale ciemność i cisza, które ją otaczały, zrobiły swoje. Zamknęła oczy na chwilę...
Obudził ją odgłos powoli otwieranych drzwi. Otrzeźwienie przyszło momentalnie. Serce niemal w niej zamarło... Wiedziała, że... to już. Zdążyła tylko podnieść głowę i dostrzec jakieś trzy postaci zbliżające się do niej w mroku, po czym została przygnieciona do łóżka. Mocne ręce przytrzymywały jej ciało, a czyjaś dłoń zasłoniła jej usta i oczy. Poczuła, jak jest przewracana na brzuch, a sznury krępują jej dłonie i kostki, by nie mogła się wyrywać. Ktoś przylepił jej taśmę na usta. Jej próby wyrwania się nie robiły na intruzach najmniejszego wrażenia. Poczuła, jak jej ciało przytrzymywane podnosi się w górę i jak sprawnie jest wynoszona na zewnątrz. Po chwili poczuła, jak wkładają ją do samochodu, usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i warkot uruchamianego silnika.
Po chwili dłonie zasłaniające jej twarz odsunęły się i dopiero wtedy dotarła do jej świadomości groza sytuacji. Zobaczyła, że siedzi na tylnym siedzeniu pędzącego gdzieś samochodu. Przyciemnione szyby sprawiały, że nie miała pojęcia, dokąd podążają. Była tam prawie naga, w samej koszulce, a po obu jej stronach siedziało dwóch mężczyzn, przytrzymujących ją w żelaznym uścisku. Jeszcze raz chciała się wyrwać, ale wywołało to jedynie radość jednego z nich, który miał chyba większy biceps niż jej udo.
- Nie wierzgaj mamuśka, bo sobie coś zwichniesz – powiedział niemal nie zważając na jej podrygi, po czym zwrócił się do siedzącego z przodu mężczyzny. – Ale poszło łatwo, bułka z masłem, co nie szefie? – wydukał zadowolony z siebie.
Mężczyzna z przodu zajęty prowadzeniem samochodu nie odwracając się odpowiedział oschle.- Zachowuj się młody. Jeszcze nie koniec roboty.
Kilometry mijały i Monika miała więcej czasu, by przyjrzeć się otoczeniu. Ekipa wcale nie wyglądała na jakiś profesjonalistów, jak sobie to wcześniej wyobrażała. Nie mieli nawet żadnych kominiarek na głowach, nie założyli jej opaski na oczy czy coś w tym stylu. A może po prostu zakładali, że i tak jakby co, to nie będzie miała okazji zeznawać? Przecież zlecając porwanie, sugerowała, że jej ludzie się nią zajmą... Ale tak czy siak nie wyglądali na zawodowców. Ten, który cieszył się, że łatwo poszło, wyglądał jak typowy nakoksowany kark z osiedlowej siłowni. Miał nie więcej niż 19 lat, ostrzyżony na króciutko i przypakowany tak, że ledwo się mieścił w swojej bluzie z kapturem zdobionej krzykliwymi napisami. Na dodatek strasznie się wiercił i był podniecony całą sytuacją i widać było, że rozpiera go energia. Trzymał mocnymi dłońmi jej ramię. Nie wyglądał na specjalnie rozgarniętego. Po jakimś czasie, gdy już ochłonął z pierwszych wrażeń, popatrzył na zadbane, dyrektorskie ciało Moniki i niemal krzyknął na całe auto:
- Fajna ta mamuśka!
Monika poczuła się nieswojo będąc w łapach takiego delikwenta. Nie była przyzwyczajona w pracy, że ktokolwiek śmiał zachowywać się wobec niej grubiańsko, a ten młody patrzył na nią coraz pewniejszym wzrokiem, na dodatek przytrzymując ją mocno, gdy zaczynała wierzgać. I najgorsze było to, że nic nie mogła zrobić. A młody był nią coraz bardziej zainteresowany. Trzymając ją za ramię, położył bezczelnie drugą dłoń na jej brzuchu, jakby obmacując jaki miękki. Następnie przesunął ją wyżej dotykając jej pierś przez materiał, po czym rzucił:
- Fajne ciałko ma ta dzidzia...
Monika zaczęła się wyrywać na ile mogła, ale nie na wiele się to zdało. Młody grubiańsko macał jej pierś przez koszulkę jakby ją oceniał. Nawet bezczelnie potrząsnął nią na boki, wpatrzony jak w obrazek. Siedziała tak prawie naga mocno przytrzymywana pomiędzy dwoma typami spod ciemnej gwiazdy. Nie zważali na jej pomruki spod taśmy, a nawet chyba były one dla nich zabawne.
Mężczyzna po drugiej stronie był o wiele starszy, tak już trochę po czterdziestce. Był ścięty na jeża, a jego twarz zdobiły dwie blizny. Od razu było widać, że należy do półświatka, ale wyglądał na bardziej doświadczonego i spokojnego i nie dobierał się do niej. Jednak też patrzył z zaciekawieniem i z takim dziwnym uśmieszkiem na jej krągłości.
- Nie podniecaj się tak młody – rzucił tylko spod nosa.
Młody tymczasem się rozkręcał. Zwrócił uwagę na jej odsłonięte zadbane włosy.
- Wow – wypalił łapiąc jej kosmyk – patrz to. Jak w TV. Dziuńka pewno jakaś biurowa. Wyższe progi – dorzucił, po czym skierował swą uwagę na jej zaciśnięte, nagie kolanka. Monika od samego tego wzroku dostała lekkich dreszczy. Patrzył na jej kolana jak klient nocnego lokalu na uda striptizerki. Monika skuliła się lekko, choć i tak wiedziała, że jakby co, to nie na wiele się to zda. Gdyby choć mogła mówić... Zwyzywała by młokosa, który nie zauważał nawet, że ona jest przecież od niego dużo starsza, traktując jak jakąś lalę z dyskoteki.
- Może zobaczymy, co ma pod koszulką? – zaśmiał się i położył swą ciężką dłoń na jej udzie.
Monika spięła się cała, po czym zaczęła rzucać się na wszystkie strony i stękać z całych sił, przez zakneblowane usta. Młody nie zważał na to ani trochę, tylko podekscytowany, trzymając koniec jej koszulki, zaczął unosić go do góry. Monika patrzyła w napięciu jak jej krągłe, kobieco gładkie uda odsłaniają się, ciągle nie zaprzestając prób wyswobodzenia się. Poleciała jej nawet jedna łza z kącika oka, ale nie mogła ona mieć najmniejszego wpływu na mocno zaabsorbowanego mężczyznę.
W tym momencie na chwilę odwrócił się prowadzący samochód szef szajki. Był to Robert, któremu Monika wcześniej zlecała porwanie.
- Kurwa, młody, zachowuj się! - niemal krzyknął wskazując palcem na młodego. – Co to, burdel czy robota?! Wiesz, że gówniarstwa nie toleruję!
Młody zabrał swą dłoń i oparł się. Widać było, że przejął się reprymendą.
- Spokojnie szefie... takie tylko żarty...
Robert odwrócił się i powrotem skupił na prowadzeniu auta. Kark nie dobierał się już do Moniki, ale ta czuła ciągle na sobie jego wzrok. Na dodatek jej uda były teraz prawie całe odsłonięte. Młody wpatrywał się w nie rozmyślając intensywnie. Monika usłyszała szept starszego do dryblasa.
- Wyluzuj Jurek. Po co Roberta drażnisz? Wiesz, że dziś ty jej pilnujesz...
Te słowa zmroziły Monikę. W tym właśnie momencie do jej świadomości dotarła powaga sytuacji. To już nie były jakieś tam wyobrażenia, to działo się naprawdę... jechała ubezwłasnowolniona, a facet, który będzie mógł z nią zrobić naprawdę wszystko siedział tuż obok, tak, że czuła jego oddech. Czuła także, jak młody przytrzymując ją za ramię nie może się oprzeć, by palcami nie muskać z boku jej piersi przez koszulkę. Ten jego dotyk tam był jak najbardziej realny. Tak samo jak jego... pożądanie. Nawet wytarta skóra na siedzeniu i źle zacerowana dziura z tyłu przedniego fotela, uświadamiały jej, że jest właśnie tu i teraz, w aucie pędzącym gdzieś w nieznane, gdzie będzie " pod opieką" Jurka wiele długich godzin... W samej koszulce, półnaga... Jego ciągły dotyk silnych palców na boku jej miękkiej piersi i ta świadomość nieuchronności jej losu, sprawił, że poczuła dreszcze. Przecież sama to planowała, a jednak ciągle głowiła się jak ona, taka słaba, będzie tam mogła obronić się przed takim potężnym, nagrzanym młodzieńcem. A im bardziej myślała, o tym, im więcej w głowie miała obrazów jak nie może się przeciwstawić jego potężnym, twardym jak stal ramionom i im bardziej dostrzegała to, z jakim ogniem w oczach patrzy on na jej kształty, tym bardziej było jej tam w dole... wilgotno.
Mimo to wiedziała, że będzie się bronić ze wszystkich sił. Świadomość, że ta obrona nic nie da, że choćby już nie wiem co zrobiła, to ani odrobinę nie panuje nad tym, co się przydarzy, była z jednej strony przerażająca, z drugiej... tym bardziej wywoływała taką dziwną ekscytację.
Kolejne minuty jazdy upływały już w kompletnej ciszy. Monika, poruszając niezdarnie ciałem, starała się zasłonić swe obnażone na widok mężczyzn, gładkie uda, jednak nie na wiele to się zdawało. Lubiła zawsze eksponować swoje nogi, ale zwykle okryte były pończochami i to ona decydowała długością spódnicy jak wiele odsłonić. Tu miała jakieś takie wrażenie, że stanowczo za dużo jest na widoku. Patrzyła jak wyglądają one bezbronnie pomiędzy ubranymi w obdarte dżinsy nogami nabuzowanych testosteronem mężczyzn, siedzących po jej obu stronach. Na dodatek jej sutki wyraźnie odznaczały się na materiale koszulki, którą miała na sobie, a piersi podrygiwały do góry za każdym razem, gdy najechali na jakieś nierówności na drodze. Jednak jedyne, co mogła zrobić, to czekać tak, aż dojadą na miejsce. Musiało minąć jeszcze kilkanaście minut, by zatrzymali się na jakiejś ustronnej polanie, w gęstym lesie. Drzwi samochodu się otwarły i zauważyła, że obok miejsca, w którym się zatrzymali stał nieotynkowany, nieco podniszczony z zewnątrz, piętrowy domek. Wkoło nie było żadnych świateł. Tylko blask księżyca pozwalał jej dostrzec otaczający wszystko złowrogi las. Panowała kompletna cisza, przerywana jedynie odgłosami świerszczy. Nie było słychać jakichkolwiek odgłosów obecności ludzi w najbliższym otoczeniu.
Mężczyźni złapali ją i próbowali wyciągnąć z auta, ale Monika mocno zaparła się nogami o fotel. Wtedy Robert, widząc jak jego podkomendni nie mogą dać rady, obrócił się i wyciągnął nóż. Gdy przystawił go do szyi Moniki, jej serce zamarło. Jego głos był niezwykle spokojny:
- Posłuchaj, nie będę ukrywał: mam cię tu dla kogoś przechować i jeśli przechowam cię w całości, dostanę kolejną część dobrej kasy. Ale... jak masz robić kłopoty i mamy się męczyć, to bez żalu zrezygnuję z reszty i zakończę to tu i teraz – na chwilę zawiesił głos, a Monika patrzyła przerażona to na nóż, to na jego pełne spokoju oczy. Po chwili poważnym tonem zapytał – Czy rozumiesz?
Monika powoli pokiwała głową.
- Nie! – powiedział podniesionym głosem i przycisnął jej nóż do szyi – Czy naprawdę rozumiesz?! - zapytał jeszcze wyraźniej niż wcześniej.
Monika z przerażonym wzrokiem zaczęła kiwać głową, z o wiele większym zaangażowaniem.
- No – powiedział już spokojniej szef, odsunął rękę z nożem od jej szyi i opuścił go miedzy jej uda. Monice zrobiło się gorąco i jeszcze mocniej zacisnęła nogi, ale dłoń Roberta przesunęła się jeszcze niżej do kostek, gdzie przeciął krępujące ją więzy. – Więcej razy już nie będę pytał. Wyłaź.
Monika dobrze zrozumiała, co to oznacza i przerażona posłusznie wygramoliła się z auta. Musiała jednak przyznać, że Robert miał dar przekonywania i potrafił to robić szybko i fachowo.
Dom w środku był skromnie urządzony. Widać było odrapane ściany, a meble pamiętały pewno czasy jej młodości. Jedyną zaletę stanowiło to, że było w miarę czysto. Została zaprowadzona do małego pokoju, którego jedyne wyposażenie stanowiła prycza, kran z zlewem w ścianie i muszla klozetowa w rogu. W małym oknie zauważyła kraty. Czyżby to miał być jej apartament na najbliższe dni? Ktoś rozplątał jej więzy na rękach i gdy drzwi się za nią zamknęły, mogła w końcu z ulgą zerwać taśmę z ust.
Usiadła w rogu na pryczy i podkurczając uda skuliła się. Słyszała odgłosy mężczyzn na zewnątrz. Nie wiedziała, co dalej się wydarzy i ta świadomość była w jakimś stopniu ekscytująca. Jednak stres dawał się we znaki. Przez chwilę uspokajała się, że przecież wszystko pod kontrolą, że pobędzie tu trochę i zostanie odstawiona tam, gdzie planowano, że pieniądze nigdy nie zawodzą. Poza tym, przeżyła już kontrolę skarbówki, wizyty gospodarskie z centrali i konieczność osobistego zwolnienia kilku znajomych, wiec na tym tle jej obecna sytuacja wcale nie należała do tych najgorszych. Wcześniej sobie radziła i teraz też sobie poradzi.
Z tych rozmyślań wyrwał ją odgłos zamykanych drzwi na dole. Zapanowała cisza, która wcale nie wróżyła nic dobrego. Monika nie była nastolatką, a dojrzałą i doświadczoną kobieta, a jej znajomość ludzkich zachowań była imponująca. Spodziewała się odgłosu kroków na schodach prowadzących do jej celi i... kolejny raz nie zawiodła się na swych przewidywaniach. Dopiero ten coraz głośniejszy, powolny tupot ciężkich butów na stopniach uzmysłowił jej sytuację. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie lekko, ale jakoś tak inaczej to sobie wyobrażała. A tu nagle stanęła twarzą twarz z realną sytuacją, w której jest sam na sam w całym budynku z jakimś pełnym energii, przerośniętym młodym byczkiem. Miała w pamięci jego potężne ramiona. Pewno gdyby chciała je odepchnąć lub uderzyć, byłoby to jak bicie piąstkami o skałę. Patrząc na siebie doszło do niej, jak wobec tej siły jest słaba, malutka i na dodatek... bez majtek. A przecież on był tak zainteresowany tym, co ma pod koszulką i... zbliżał się. Choć zawsze czuła przyjemność, gdy zauważała jak działa na mężczyzn jej widok, to teraz spanikowała na chwilę i mimowolnie jakby chciała za wszelką cenę ukryć swe, przyciągające uwagę atrybuty. Zagryzając paznokcie skuliła się na pryczy. "Co ja najlepszego zrobiłam?"- dotarło do niej z pełną siłą, w chwili, gdy drzwi się otwarły.
Ukazał się w nich Jurek. Popatrzyła na napakowanego przybysza, na jego umięśnioną sylwetkę, wobec której była jak laleczka. Jego wzrok z taką buńczuczną pewnością siebie, bez skrępowania błądził po jej ciele. Nie było w nim pytania "czy?". W jego spojrzeniu widziała jedynie krótkie zastanowienie "jak?", co sprawiło, że aż wstrzymała oddech na chwilę. Nieraz sobie żartowała z koleżankami na temat takich "chłopczyków", że pewno taki jakby przycisnął, to by kości połamał, ale mając naprawdę takiego przed sobą i jeszcze w takiej sytuacji nie było jej do śmiechu. Resztką sił zebrała się do kupy i walcząc z zdenerwowaniem spojrzała mu w oczy. Dobrze znała ten rodzaj spojrzenia. Teraz ona w jego oczach była tylko... dzidzią, której zdanie nie za bardzo ma znaczenie. Widziała, jak pożera jej ciało wzrokiem. Patrząc na niego z trudem utrzymywaną hardą miną obserwowała jak się zbliża. Walcząc z atakami paniki, starała się okazać, że nie boi się intruza, ale i tak mimowolnie skuliła się jeszcze bardziej.
- Co ty sobie wyobrażasz chłoptasiu... - powiedziała hardo, gdy stał już nad nią, tonem, jakim zwykle zwracała się do podwładnych, którzy nie stosowali się do jej poleceń.
Jednak Jurek nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję; konwersacje to nie było to, co kręciło go w jakikolwiek sposób. On miał teraz w głowie coś całkowicie innego. Pragnął innej rzeczy. Monika widziała jak bardzo pragnął. Nie zdążyła nawet zaprotestować, gdy on pociągnął za jej kostkę tak mocno, że położyła się na pryczy. Trzymała swą koszulkę w dole zasłaniając się nią jak mogła. Ale wystarczyło jedno szarpnięcie i jej dłonie wylądowały nad głową przytrzymane w stalowym uścisku. Jurek bezceremonialnie podciągnął jej koszulkę pod szyję odsłaniając dla siebie całą jej bezbronną nagość. Chłonął wzrokiem jej opalone, pełne kobiecości ciało, nie mogąc się nasycić tym widokiem. Szczególnie intrygowały go jej sterczące sutki na jędrnych piersiach, które podrygiwały przyciągając uwagę, gdy Monika bezsilnie próbowała się wyswobodzić.
On nie chciał teraz poznać jej duszy, o czym myśli, jakie ma problemy. Nie fascynowała go jej praca, którą nawet nie była zainteresowany. Teraz interesowało go tylko jej ciało, a dokładnie akurat w tym momencie ciągle nie mógł oderwać wzroku od jej cycków. Miał w dupie, czy należą do dyrektorki banku, czy do kogokolwiek innego. Fascynowało go jedynie jak jej czerwone sutki bezbronnie kołyszą się na siłą obnażonych przed nim piersiach. Po prostu była dla niego tylko gołą babą, z którą sobie może zrobić, co chce. Perfidnie, pomimo jej oporów, złapał jej pierś i delektował się nią chwilę miętosząc. Zdążył tylko powiedzieć "łaaaa", zanim wbił się w jej szybko nabrzmiewającego sutka ustami. Ssał go przerywając tylko na chwilę, by dać jej piersiom klapsa i ponownie dossać się do czerwonego, wrażliwego guziczka. W ogóle nie interesowały go jej bezsilne złorzeczenia w stylu: "ty bydlaku, puść... pożałujesz... nie...". Nawet nie zauważył jak jej sutki stają się sterczące od narastającego podniecenia i póki co nie interesowało go to. Zajęty był tylko dogadzaniem swym potrzebom, a jego potrzebą w tym momencie było jej ciało. W końcu jednak nasycił swą pierwszą ciekawość jej skarbami i pokazał, że potrafi jednak mówić do kobiety:
- No dobra mamuśka, pokaż dupcię... - powiedział przekręcając ją bez owijania w bawełnę na brzuch. Monikę zdziwiło jak łatwo, mimo jej protestów, jedną ręką przekręcił jej nagie ciało. Jego gra wstępna była niezwykle "wyrafinowana". Ciągle ją trzymając tak, że nie mogła się wyrwać, złapał za goły pośladek i delektował się jego dotykiem. – Świetna. Już wcześniej patrzyłem na nią. Mioooodzio... nie za mała, jak te młode pipy... jest za co złapać...
Monika czuła jego dłoń jak ściska ją, co było tak upokarzające... Żeby choć mogła go ugryźć, ale była tak przyciśnięta, że nawet nie mogła za bardzo się poruszyć. Poczuła się niemal tak bezsilnie, jak niemowlak przekładany z lewa na prawo. Jeszcze nigdy nie była tak słaba i bezwolna, a co najdziwniejsze... zaczęło to wywoływać u niej dziwne emocje, których jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. Gdy kątem oka widziała, jak jego dłoń przesuwa się niebezpiecznie do środka jej pupy, jej głosik stał się piskliwy i proszący i zamarła na chwilę, ale on nic nie robił sobie z jej paniki. Kiedy zadowolony z siebie bez litości i bez jakiejkolwiek głębszej refleksji wtargnął palcami pomiędzy jej pośladki, w jej najintymniejsze rejony, to niemal zaskomlała. Postępował z nią tam perfidnie i bez zastanowienia nad kobiecą wrażliwością. Było to straszne, ale jednocześnie jego szorstki, bezczelny dotyk wywoływał tam taką dziwną słodycz, z którą tak trudno było walczyć, tak samo trudno, jak z jego umięśnionymi rękami. Mimo jej protestów i popiskiwań, jego palce wsunęły się głębiej docierając do jej cipki. Nawet wyglądał jakby nie zwrócił uwagi na to jak jest wilgotna... pewno uważał, że to normalne i zawsze tak jest, bo tylko takie miał doświadczenia. Nie zwrócił także uwagi na to, jak wyrywając się mu na ułamek sekundy sama się mocniej wypięła. Świadomość, że tak pewno postępował z wieloma innymi biednymi kobietami wcześniej, wywołała w głowie Moniki eksplozję.
W tym momencie jednak jego arsenał zachowań gry wstępnej się wyczerpał. Rozpiął rozporek, wyciągnął penisa i siłą, której Monika nie mogła się przeciwstawić podniósł jej biodra do góry wypinając ją całkowicie dla siebie. Nie było żadnej taryfy ulgowej. Wyrywała się jak mogła, ale mogła naprawdę niewiele. Ona walczyła niemal jak o życie, a dla niego to była tylko drobna niedogodność.
- No weź się tak nie wierć – powiedział tylko odrobinkę rozdrażniony, nacelowywując w nią – jeszcze chwilka i będziesz w niebie – wycedził z pełnym przekonaniem. Jej biodra w jego mocarnych rękach były prawie jak w stalowych kleszczach. Była tak wilgotna, że wszedł w nią gładko. Zaczął ją bezceremonialnie posuwać. Jego oddech stawał się głębszy z każdą sekundą i po chwili Monika miała odczucie, jakby była zniewoloną branką, w dłoniach jakiegoś potężnego barbarzyńcy, który napierając na nią z tyłu brał, co swoje. Jej podniecenie rosło, ale starała się ze wszystkich sił nie okazywać tego. Jednak nie dała rady... Po chwili zaczęła pojękiwać, coraz głośniej, coraz wyraźniej przy każdym kolejnym pchnięciu. On nie zwrócił na to uwagi, pewno też przekonany, że to najnormalniejsze w świecie u kobiet, które posuwa. Zresztą za bardzo był już nakręcony, by sobie zaprzątać sobie głowę takimi pierdołami. Monika powoli zaczęła odlatywać, delektując się kolejnymi pchnięciami i stalowym uściskiem jego silnych dłoni na jej zniewolonych biodrach. Jej piersi poruszały się gwałtownie w rytm kolejnych uderzeń. Z emocji zaczęły jej latać gwiazdki przed oczyma. Położyła swą dłoń na jego szorstkiej dłoni, przytrzymującej jej zniewoloną bezbronną pupę, i jakby starała się ją ściągnąć z siebie, ale robiła to bez przekonania. A im bardziej wirowało jej w głowie, tym jej starania były bardziej bezsilne.
W tym momencie Jurek mocniej westchnął i przygniótł ją swoim całym ciężarem. Ledwo mogła złapać oddech pod jego umięśnionym cielskiem, a w środku poczuła, jak się do niej spuszcza. Jurek westchnął jeszcze raz, drugi... poczuła jeszcze jeden impuls tam w środku i jej oprawca przestał się ruszać na chwilę. Przyduszona chciała zrzucić go z siebie, ale nie miała dosyć siły. Przygnieciona słuchała jego ciężkiego oddech przy swym uchu.
Dopiero po chwili poruszył się. Wstał, dał jej klapsa na cześć i zapinając rozporek ze słowami "oj mamuśka, mamuśka" wyszedł zostawiając ją, poprawiającą sobie koszulkę i kulącą się na pryczy.
No tak. Tego można się było spodziewać. Właśnie dlatego nigdy nie gustowała w młodszych. Rach ciach i załatwione. Choć z drugiej strony, gdy sobie przypominała ten jego kipiący testosteronem, napalony na nią wzrok, przechodziły ją dziwne ciarki. Monika rozłożyła się na pryczy odpoczywając i przeżywając, w jaki sposób z nią postąpił ten rosły młodzian.
Jednak po chwili przekonała się, że młodość u mężczyzny ma także zalety. Nie minęło kilkanaście minut, a znowu usłyszała kroki na schodach. Tym razem Jurek złapał ją za ręce rozkładając na łopatkach, przygniatając swym ciałem. Teraz jego gra wstępna ograniczyła się do podniesienia jej koszuli i półminutowego macania całego jej wywijającego się ciała, zanim rozszerzył jej uda siłą i wtargnął w nią bezceremonialnie. Dysząc ciężko posuwał ją, przygniatając całym swym cielskiem i choć Monika znowu poczuła się całkowicie zdominowana, nie zdążyła się jeszcze odpowiednio rozgrzać, by poczuć ponownie te ekscytujące ciarki. Po chwili okazało się, że Jurkowi zebrało się na sentymenty i zaczął na siłę wciskać swój język w jej usta. Teraz była atakowana od dołu, do tego jego ciężka dłoń trzymała ją mocno za pierś, a u góry jego język wdzierał się w nią zachłannie. Tego już było za wiele. Starała się wyswobodzić choć swe usta, gdyż nie uważała, że jeden z tych karków, których czasem widywała na ulicach rzucających żenującymi dowcipami był dla niej odpowiednim partnerem. Na dodatek ta różnica wieku. Ale ta jego siła, przed którą nie umiała się obronić, to jego proste podejście do niej jako kobiety, ta jego męska bezceremonialność sprawiały, że Monika zawstydziła się na samą myśl, co by było gdyby uległa i wpuściła dotykając swoim językiem jego języka... to odczucie było odpychające, ale i w dziwny sposób przyciągające... i wtedy zachciała sprawdzić, jakby to było. Tam na dole brana bez liczenia się z jej zdaniem, a w ustach ta oznaka uległości... Jej usta rozwarły się lekko, a języki spotkały się. Ciągle się broniąc gdzie indziej, wpuściła jego język do siebie i zaczęła owijać go swoim. To było z jednej strony tak upokarzające, jak osoba z jej pozycją oddaje swą godność jakiemuś ulicznemu koksiarzowi, a z drugiej... tak mocno nie mogła się temu oprzeć. Już prawie nie kryjąc się z tym ocierała zapamiętale swoim językiem o jego język i z każdą sekundą rosło jej podniecenie. Przez chwilę poczuła się całkowicie zdominowana, a broniła się już tylko po to, by poczuć jak mało tutaj znaczy jej opinia. On dopychał ją mocno, a ona wywijała się już nie w obronie, a od deszczy, które przeszywały jej ciało przy każdym pchnięciu. Już prawie całkiem oddała się w jego posiadanie cała sobą, a nie tylko fizycznie... i wtedy... jego oddech zamarł i... poczuła w środku jak jego energia tryska w niej zabierając ze sobą cały samczy wigor...
Przyszedł do niej jeszcze dwa razy... wyrywając ją ze snu i choć za każdym razem trwało to za krótko, co powodowało lekką irytację, Monika jednak w jakimś stopniu poczuła się dziwnie spełniona. Sama świadomość, jak działa na krążącego w tę i z powrotem młokosa i jak nie może się on powstrzymać, by nie wyładować się na niej, i jak szybko przy niej osiąga spełnienie, był czymś, czego dawno nie przeżyła.
Zbudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Było już późne popołudnie. Odruchowo skuliła się i zacisnęła profilaktycznie uda widząc w drzwiach Jurka. Tym razem był on jednak jakiś bez energii, jakby niewyspany i czymś wykończony. Trzymał w ręku metalową, podrdzewiałą tacę, na której leżał popękany talerz z czymś, co wyglądało na jedzenie. Monika zakrywając się kocem obserwowała go czujnie jak zbliża się i kładzie tacę na stoliku obok. Była przygotowana na wszystko, że znowu posłuży jako dziewka do rozrywki dla Jurka, ale całkowicie zniknęła gdzieś jego wczorajsza ruchliwość i energia. Przestępując z nogi na nogę wyszedł ziewając. Monice przemknęło przez myśl, że wykończyła chłopaka i pojawił się w jej głowie jakby cień satysfakcji. Ale dopiero gdy drzwi się za nim zamknęły, odetchnęła.
Jedzenie nie nadawało się do niczego, ale nie mogła za dużo wymagać od "hotelu" tej klasy, w którym właśnie przebywała. Nie była przyzwyczajona do takich warunków. Pomyślała, że właśnie w tej chwili lądował na Karaibach samolot, na który miała zabukowany lot, na wszelki wypadek. Tu służyła jedynie za maskotkę dla jakiegoś napalonego dryblasa. Na dodatek była pełna najgorszych przeczuć co do dalszego swego losu uwięzionej. A tam... wszędzie czyhające na nią luksusy, turkusowe morze, przemiła obsługa kłaniająca się w pas, reagująca na każde najmniejsze skinienie, ocean komplementów i kwiatów, którymi była obsypywana i tak co kilka miesięcy, rok do roku, aż do... zrzygania.
Mijały kolejne godziny i mimo przejęcia sytuacją, nuda zaczęła dawać jej się powoli we znaki. Z dołu słyszała jedynie chrapanie, przerywane tylko dwa razy odgłosem kroków i spłuczki w toalecie. Zaczynało się już powoli ściemniać, gdy usłyszała odgłos auta za oknem, jakiś trzask drzwiami, odgłosy rozmowy, z której fragmentów wywnioskowała, że Tomasz (zapewne ten facet z bliznami) zmienia Jurka, a po chwili samochód odjechał. Zapanowała cisza. Monika skuliła się znowu na swej pryczy. W jej głowie znowu zaczęły szaleć różne emocje... strach, niepewność, a także pewnego rodzaju ciekawość tego, co się wydarzy. Spodziewała się wkrótce usłyszeć kroki na schodach. Jednak mijały kolejne minuty, a nic takiego się nie działo. Po godzinie, gdy już zaczęła wątpić w swą znajomość ludzkich zachowań, usłyszała odgłos nieśpiesznych kroków na schodach. Skuliła się w narożniku, do którego dosunięta była jej prycza i oczekiwała na to, co będzie.
Drzwi otworzyły się i wejściu ukazał się Tomasz. Obserwowała go, jak zbliża się spokojnym krokiem do okna jej celi. Spojrzał na nią tylko na chwilę i wyglądając na zewnątrz wyciągnął papierosa. Widać było wyraźnie teraz jego blizny na twarzy, ale także lekko już siwe włosy na skroniach. Twarz jego była już lekko pomarszczona, ale żel we włosach i sygnet świadczyły, że wciąż uważał się za faceta na chodzie. Monika zauważyła także wytatuowane oznaki świadczące, że więzienie nie było mu obce.
- Chcesz szluga? – zapytał Monikę wyciągając do niej paczkę papierosów.
- Nie łudź się – odparsknęła mu Monika – nastroju nie zrobisz.
Tomasz uśmiechnął się. Nie był już młokosem jak Jurek i konwersacje nie były czymś, przed czym rozpaczliwie by się bronił.
- Nie kryguj się tak, lalka – spojrzał na nią bez emocji – widzę przecież, że nie jesteś jakaś młódka, co jeszcze nie wie, jak to się kręci. – Trzymał cały czas wyciągnięte pudełko.
Monika po chwili sięgnęła po jednego papierosa. W końcu co miała sobie żałować. Tomasz wyciągnął ciężką zapalniczkę na benzynę i odpalił jej. Następnie zaciągnął się, a z jego ust wydobyły się kłęby dymu.
- Nie cierpię małolat – powiedział – właśnie taka babka jak ty by mi pasiła. Co już przeżyła swoje. Może by mnie nawet na mszę udało jej się czasem zaciągnąć, he he – zaśmiał się.
- I co, mam się wzruszyć? – zapytała Monika rozluźniając się odrobinę na pryczy – poza tym akurat moje aspiracje wykraczają daleko poza pragnienie usidlenia jakiegoś... bandziora.
- Wszystko na swoim miejscu i do tego jaka wygadana – Tomasz uśmiechnął się. – No dobra – powiedział gasząc peta – schodzimy na dół.
- Nigdzie nie mam zamiaru się ruszać – oparła się patrząc wyzywająco na Tomasza – niczego ci tu nie ułatwię...
Tomasz tylko uśmiechnął się.
- Sama ładnie pójdziesz – powiedział spokojnie – za stary jestem na jakieś siłowania.
- Hah... to mnie rozbawiłeś – odparsknęła mu, ale przestało jej być do śmiechu, gdy zobaczyła, jak Tomasz nieśpiesznie wyciąga ze spodni gruby, skórzany pas. Wyglądał na bardzo solidny i ciężki. Uśmiech na jej twarzy zmienił się w przerażenie, gdy zobaczyła jak idzie w jej stronę. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy złapał ją, rzucił na brzuch i przygniótł kolanem do pryczy. Poczuła jak unosi jej koszulę do góry odsłaniając goły tyłek. Już to samo w sobie – jak jej pupa została wystawiona do lania - było upokarzające.
- Nie zamierzasz chyb... – zdążyła powiedzieć, ale przerwało jej uderzenie pasa. Dostała tylko dwa razy. Ale nie były to takie zwykłe razy. Monika w życiu nie pomyślała, że to może tak zaboleć. Tomasz znał się na rzeczy. Z przerażeniem oczekiwała trzeciego, ale już po pierwszym była gotowa na całkowitą kapitulację. Ale te dwa razy i tak były niemal ponad to, co mogła znieść. Z jej oczu pociekły łzy, dłonie zacisnęły się na kołdrze. Czuła wielkie upokorzenie leżąc tak z gołą pupą, na którą dostała razy i jeszcze musiała pokornie prosić wzrokiem o litość. Ale ból był silniejszy od upokorzenia. Chciała całą sobą być grzeczna, aby tylko nie dostać więcej.
- Chcesz jeszcze? - zapytał spokojnie Tomasz.
- Nieee... - przez łzy odpowiedziała Monika.
- Na pewno? – Tomasz upewniał się. – Może jeszcze nie jesteś przekonana?
- Na pewno - odpowiedziała Monika ciągle jeszcze zaciskając z bólu dłonie na prześcieradle. - Jestem przekonana... gnojku. Nie musimy walczyć.
Poczuła jak Tomasz z zadowoleniem ściąga z niej swoje kolano.
Poszedł w stronę drzwi, a Monika wstała i z opuszczoną głową poprawiając koszulkę na tyłku ruszyła za nim. Szybko ją ułożył.
Zeszli na dół do kuchni. Tomasz usiadł na drewnianym taborecie przy obdartym stole. Monika milcząc z opuszczoną głową stała w wejściu.
- No coś taka markotna – uśmiechnął się Tomasz. – Podejdź no tu.
Monika zrobiła kilka kroków do przodu.
– Fajna by była z ciebie żonka. Wiesz, jak się dobrze słuchać – mówiąc to poklepał ją po pupie i położył rękę na biodrze. – To jak dobra żonka, nałożysz teraz swojemu dzisiejszemu mężusiowi obiadek. Monika ruszyła w stronę blatu kuchni. Krew w niej buzowała. Ona, dyrektora banku miała usługiwać jakiemuś kryminaliście? I to jeszcze niby jako jego żona?! Ale jedyne, co mogła zrobić, to zacisnąć zęby i z opuszczoną głową iść nałożyć mu jedzenie. Ale jego głos zatrzymał ją.
- Nie tak... zrobisz to jak bardzo dobra żona... - powiedział, po czym dodał po chwili – nago.
Monika zawahała się na chwilę, ale nie chciała już więcej poczuć tego pasa. Zaczęła niezgrabnie podciągać koszulkę do góry.
- Eeee, co ty chałturę tu odwalasz... - powiedział Tomasz – taka dobra żonka jak ty robi to przed mężem, tak, żeby mu okazać jak jest oddana i pokazać dobrze wszystko, co do niego należy.
Monika zacisnęła tylko zęby i podeszła do Tomasza. Nie mogła się przemóc. Ten jego wzrok kryminalisty wpatrujący się w nią niecierpliwie nie ułatwiał jej niczego. Jednak, gdy spojrzała na leżący teraz na stole pas, zrezygnowana zaczęła powoli podciągać do góry swoją koszulę. Ze złością i łzami w oczach myślała jak ten bydlak śmiał jej tak zrobić. A co było w tym jeszcze gorsze to, to, że teraz rozbiera się grzecznie przed nim i posłusznie wykonuje jego polecenia. Odsłaniała tak bezwolnie przed nim wszystkie swe sekretne skarby. Tomasz zainteresował się jej szerokimi nagimi biodrami i zdobiącym je owłosionym trójkącikiem, który tak bezbronnie teraz wyglądał. Jej loczki były starannie przystrzyżone i zadbane i widoczny był pod nimi zarys jej szparki. Monika nigdy w życiu spodziewała się, że będzie ona atrakcją dla kryminalisty po wielu odsiadkach, od którego właśnie dostała lanie. Zresztą nie tylko jej cipka, ale i całe jej ciało było posłusznie odsłonięte dla Tomasza, który trzymał dłoń na jej biodrach jakby przytrzymywał swą własność. Mogła tylko znosić to z zaciśniętymi piąstkami. Czuła, jaką reakcję wywołuje w nim ten widok. Ile mu daje przyjemności swoim obnażeniem. Zjadał niemal wzrokiem jej cipkę, brzuch, sterczące sutki.
- I jak – zapytał - nie chciałabyś mieć takiego faceta? – mówiąc to przytrzymał delikatnie jej pierś. Zaczął ją lekko obmacywać.
- Lepiej nie poruszajmy tego tematu – powiedziała patrząc w sufit, gdy w tym czasie Tomasz delektował się miękkością i rozmiarem jej piersi. Pomachał nią chwilę na boki patrząc jak jej sutek czerwienieje, a następnie obrócił bezceremonialnie Monikę tyłem do siebie i załapał ją za pupę.
- Mmmmmm, co za dupeczka – zachwycał się nią podobnie jak Jurek. Gładził jej pośladki i biodra delektując się dotykiem. Monika nie śmiała się wyrywać, pomna lekcji, jaką dostała na górze. Z chęcią rzuciłaby się na niego z pazurami, ale za dobrze wiedziała, jakie by to było nierozsądne i mogła jedynie pozwalać mu obmacywać swą pupę.
– No starczy tej przyjemności dla żonki – żachnął się Tomasz. – Głodny jestem.
Monika podeszła do kuchni. Mimo swej nagości chciała zachować jakąś klasę. Wzięła jeden z najmniej brudnych talerzy, wzdychając nad ich stanem i umyła powoli, dokładnie w zlewie. Szorując tak gąbką po brudnej powierzchni pomyślała, że mogła być właśnie teraz na Karaibach. Biorąc chochelkę i zagłębiając ją w garnku z zupą, strapiła się tym, jaką jej przyszło pracę wykonywać. W biurze prezentowała się w najbardziej stylowych strojach i dyrygowała ludźmi, a tu jej czerwone sutki, dyndające na nagich piersiach i jej goła pupa były atrakcją dla jakiegoś recydywisty. Na dodatek nalewała mu posłusznie zupę...
Gdy już napełniła talerz, obróciła się i powoli podążyła w stronę stołu. Położyła go przed Tomaszem ciągle zainteresowanym jej nagością i tym, co ma między nogami.
- A może by tak odrobina kultury? – powiedział. – Nie słyszałem proszę.
- Weź już przestań z takimi – westchnęła lekko zniecierpliwiona.
Tomasz obrócił się na krześle i położył jej rękę na biodrze. Drugą dłoń położył na wnętrzu jej uda i zaczął przesuwać ją do góry. Już niemal dotykał jej cipki, ale Monika skuliła się.
- Tu nie chodzi o takie tam - powiedział Tomasz - tu chodzi o szacun, rozumiesz? - Patrząc jej w oczy dokończył wzdychając – i wyprostuj no się.
Monika powoli wyprostowała się pozwalając jego męskiej dłoni złapać ją za cipeczkę. Czuła jak ją tam ugniata, jak jego palcie miętoszą ją i wywoływało to u niej pojedyncze skurcze, gdy natrafiał na jakiś czuły punkt.
- Rozumiesz? –dopytał Tomasz ciągle pieszcząc jej cipkę.
Monika nie za bardzo potrafiąc ustać przez to jej drażnienie odpowiedziała najspokojniej jak mogła:
- Taaa... tak. Wiem. Szacun.
Tomasz jeszcze chwilę męczył palcami jej szparkę zafascynowany konwulsjami, jakie przechodzą ciało Moniki w trakcie tego i zadowolony odłożył dłoń. Przekręcił się w stronę talerza i powiedział z zadowoleniem:
- Za chwilę pójdziesz tu na łóżko i przygotujesz się do spełnienia obowiązku małżeńskiego.
Monika popatrzyła na nie pierwszej nowości kanapę.
– Ale najpierw - kontynuował Tomasz - muszę coś przekąsić. A ty pod stół i dbaj tam, żeby mi ciśnienie nie zeszło... jak dobra żonka, heh – uśmiechnął się na koniec rozpinając rozporek.
Monika osłupiała na to żądanie i pomyślała, że to już chyba za dużo, nawet jak na nią. Patrzyła na sterczącego penisa, czekającego na jej usta. Zacisnęła zęby i już chciała powiedzieć, że się nie zgadza. Spojrzała na Tomasza wzrokiem, jakby on wymagał od niej niestworzonych rzeczy. Jednak gdy z uśmiechem położył dłoń na pasie, wspomnienie tego, co stało się na górze stało się zbyt silne. Sam widok tego skórzanego narzędzia do poskramiania jej budził w niej grozę, a co dopiero, gdy znajdował się w jego dłoni. Zrezygnowana, klnąc pod nosem kucnęła i niezgrabnie wgramoliła się pod stół. Było tam cholernie ciasno. Na dodatek układając się, uderzyła głową o blat od spodu.
- Coś taka niezdara? – usłyszała z nad stołu. Na szczęście mogła liczyć na dobre słowo i "pocieszenie". Zwiększyło to tylko jej konsternacje nad swym losem.
- Tu nie ma miejsca za bardzo jak się wcisnąć– poskarżyła się.
- Spokojnie, dla kochanej żonki wszystko – odpowiedział Tomasz odsuwając się lekko. Monika kucała już pod stołem, przed jej twarzą dyndał zniecierpliwiony jej buzi penis kryminalisty. Pomyślała, że nie ma co przedłużać, bo i tak się nie wykręci. Odetchnęła głęboko i złapała go w usta. Z jednej strony miała awersję do tego, co robi, a z drugiej, gdy bardziej się prężył, odczuwała coś jakby satysfakcję, że tak potrafi. Przesuwała głowę w górę i w dół. Przeszkadzały jej tylko odgłosy uderzeń łyżki o talerz i siorbanie Tomka, gdy połykał zupę. Czasem, gdy zwalniała, kazał jej przyśpieszać i szybciej poruszać głową. Nawet nie chciała myśleć o tym, jak żałośnie musi teraz wyglądać. Na golasa, pod stołem, obciągając kryminaliście w rytm jego poleceń. Gdyby tak w pracy ją ktoś zobaczył, albo z tych ważnych ludzi, dla których była twardą negocjatorką, a nie "podstołową obciągarą". Jednak mimo tych myśli, gdzieś tam jakiś cień zadowolenia pojawiał się w niej, gdy czuła, jak penis Tomka nabrzmiewał w jej ustach niemal do granic wytrzymałości.
- No już starczy, bo przedobrzysz... – przerwał jej Tomasz. – Na łóżko... jazda. I przygotuj się na te obowiązki małżeńskie – ponownie to określenie nieco rozbawiło Tomka.
Monika, z nieco naburmuszoną miną, podeszła do łóżka i położyła się na nim na plecach.
- Nie tak – powiedział Tomasz nie przestając jeść zupy – czworaczki.
Monika przekręciła się zrezygnowana i podniosła się na czworaczkach. Jej naga pupa widziana z boku przykuła mocno uwagę Tomasza. Miał problemy z trafieniem łyżką do ust przy następnym kęsie. Monika zdawała sobie sprawę, co to może oznaczać. Że za chwilę tam z nią będzie krucho. Ale nic nie mogła zrobić, skoro alternatywą był pas. Była rzeczywiście teraz całkowicie ułożona i podległa.
- Zmarznę tu - pożaliła się Monika, ale posłusznie klęczała na czworaczkach.
- Nic ci się nie dzieje. Wytrzymasz. Weź no tak do mnie tym tyłkiem – Tomasz ciągle czegoś wymagał. Monika przekręciła się posłusznie odsłaniając całe swe wnętrze Tomaszowi. Była to kolejna upokarzająca czynność, którą musiała wykonać, ale jedyne, co mogła zrobić, to zacisnąć zęby i okazywać Tomkowi pełne oddanie. Wiedziała, jak jej pupa widziana z tej strony działa mocno na mężczyzn. Nie raz się o tym przekonywała, dlatego czuła, że jej sekundy już są policzone.
Tomasz właśnie odłożył zupę, wstał i ciężko dysząc ruszył w stronę Moniki. Ta spięła się w czekaniu, gdy Tomasz opuszczał spodnie. Spojrzała jeszcze raz do tyłu na penisa, który miał za chwilę w nią wtargnąć. Tomasz sprawnie namierzył i wetknął go w nią.
Monika była zaskoczona tym, jak mocno zareagowała na to wejście intruza. Poczuła niesamowite ciarki rozchodzące się po jej ciele od cipeczki. Tomasz wiedział jak posuwać. Mocno i miarowo. Miarowo i mocno. Cała podrygiwała przy każdym pchnięciu. Miała problem z utrzymaniem pozycji, ale podniecenie narastało w niej z każdym kolejnym pchnięciem. Zaczęła pojękiwać, najpierw delikatnie, potem głośniej i głośniej. Kątem oka zauważyła, że Tomaszowi się to podoba. Wyczuła to także w środku. Nie chciała mu dawać tej satysfakcji, dlatego starała się być cicho. Ale to było za trudne. Tym bardziej, że Tomasz w przeciwieństwie do Jurka nie był sprinterem. Posuwał ją i posuwał nie śpiesząc się. Delektował się każdym włożeniem w nią. A z każdą kolejną minutą ona była coraz bardziej nakręcona. Tym, jak ją przytrzymywał, tym, jak ją rżnął. Zaczęła jęczeć, a on wychwycił to. Pochylił się nad nią zbliżając swą twarz do jej szyi... Monika nie mogła już całkowicie zapanować nad swymi jękami i konwulsjami. Obróciła swą twarz do jego twarzy kładąc mu dłoń na szyi. Nie chciała tego mówić na głos, ale jej ciało całą sobą mówiło: tak właśnie tak mnie rżnij. Kolejne pchnięcia sprawiły, że zrobiła coś wbrew sobie... sama wyciągnęła język do jego ust. On pochylony nad nią trzymał ją za pierś i rżnął, gdy ich języki się spotkały. Monika pomyślała, że co ona robi najlepszego? Że co on o niej pomyśli... ale nie mogła się przeciwstawiać samej sobie. Lizała się ze swym oprawcą zapamiętale, przyjmując kolejne pchnięcia. A najgorsze przyszło, gdy odleciała. Jej ciało wpadało w konwulsje, a umysł resztkami świadomości mówił, że to dla niej wstyd. Że on patrzy zadowolony jak ona dochodzi. Że oddaje mu wszystko. Po chwili dopiero zaczęło jej się w głowie z powrotem rozjaśniać. Ciągle jeszcze częściowo tkwiła w objęciach nieziemskiej rozkoszy. Ale... świadomość wracała wielkimi krokami. Odwróciła twarz od Tomasza i zawstydzona sobą schowała ją w poduszkę. Trochę poczuła się jak niedoświadczony podlotek, który dał się omotać komuś sprytniejszemu.
On w dalszym ciągu ją dopychał. Nie... stanowczo nie był krótkodystansowcem. Po kolejnych chwilach, w których każda kolejna coraz bardziej studziła szalejące przed chwilą emocje Moniki, ta sytuacja stawała się dla niej uciążliwa. Tomasz miał najwyraźniej problemy z dojściem, co nie było niczym dziwnym zważając na jego lecące lata. Monice było coraz bardziej niewygodnie. Po pewnym czasie te odczucia wyparły nawet ten wstyd, który wcześniej wypełniał jej umysł. Minęła jeszcze kolejna chwila bezowocnych zmagań Tomasza i...
- Poczekaj - Monika powiedziała i odwróciła się – ja to zrobię lepiej. O tak... zobaczysz...
Tomasz specjalnie nie protestował, gdy ponownie złapała jego penisa ustami. Monika ciągle miała w pamięci te razy pasem, nie było innego wyjścia. To był najlepszy sposób, zanim ją tam zatrze. Zresztą, tak jak Tomasz powiedział, nie była już młódką, która nie wie, o co biega, a że Tomasz też miał swoje lata i też znał dosyć życie, to nie musiała udawać niczego. Dla własnego spokoju wzięła jego penisa do buzi i jeszcze raz zaczęła go pieścić ustami. Coraz mocniej i mocniej i mocniej... patrząc usłużnie w górę, a on się jej poddawał bez oporów. Nie musiała długo czekać. Gdy ją ochlapał, Monika pomyślała jedynie, że w końcu będzie mieć spokój i będzie mogła wypocząć po... mimo wszystko emocjonującym wieczorze.
Dopiero gdy była powrotem w celi i usłyszała jak drzwi się za nią zamykają, odetchnęła. Wczorajszą noc miała prawie całą nieprzespaną przez Jurka, więc przekąsiła tylko coś z niesmakiem i położyła się zmęczona. Niesmaczna dieta miała swoje zalety, gdyż przynajmniej nie musiała bronić się przed czyhającymi zewsząd pokusami podniebienia. Lecz i tak jakoś dziwnie nie była głodna. Teraz w końcu wiedziała, co biedne porwane kobiety muszą przechodzić, będąc w dłoniach swych oprawców. Poczuła się taka biedna, osaczona i zniewolona. Choć z jednej strony mówiła sobie, że ma jednak wszystko pod kontrolą, to tu w budynku nic od niej nie zależało. A zależało jedynie od tych obcych mężczyzn, którzy mieli niecne zamiary i perfidnie wykorzystywali sytuację i ją. Którzy zaspokajali tylko swe prymitywne żądze, nie pytając jej o zdanie... do czego nie była przyzwyczajona. Przypominał jej o tym ból na pupie, jaki czuła jeszcze po uderzeniach pasem. Na samo wspomnienie, że ktoś śmiał jej tak zrobić, że są takie typy, które postępują w ten sposób, poczuła złość. Skuliła się pod kocem i tak zasnęła.