Marta i młody organista
25 lutego 2021
Szacowany czas lektury: 31 min
To kolejne opowiadanie napisane wspólnie. Jak najmniej ingerowałam w kwestie mojego rozmówcy.
Marta jest nauczycielką, która amatorsko śpiewa w chórze.
Imponuje jej to, że młody organista zwykł gapić się w jej dekolt, gdy tak wystrojona przychodzi na mszę.
A organista Mariusz ma ciche pragnienie dojrzeć co się da, jednak niestety konsole ma idealnie za nią więc tylko czasem widzi obciągnięte nylonem nóżki.
Marta nieco się peszy, że założyła zbyt krótką mini do kościoła, ale jednak nie może sobie tego odmówić, by nie poczuć przyjemności bycia oglądaną przez młodziutkiego organistę.
Ten, cały pąsowy pilnuje się całym sobą, żeby nie zmylić nut, gdy widzi stojącą tuż przed nim biuściastą chórzystkę, której tyłek opina mini. Ciekawe, czy nosi pończoszki? I kto wie, jaką bieliznę!?
Kobieta obserwując twarz organisty, domyśla się trafnie, co do jego przemyśleń.
“Cóż… chyba myśli o moich nogach… o biuście… może zastanawia się, czy mam pończochy? Czy wyobraża sobie, że mam koronkowy stanik… i majtki???”
“Ach gdyby tak przypadkiem zadarła nieco tę kieckę do góry” – marzył młodziak masując się delikatnie ukryty za klawiszami i wpatrując w jej nogi. – ciekawe, taka wytrawna dama na pewno ma wytraawn jedwabna bieliznę. Nie w głowie jej frywolne stringi czy inne wulgarne wysokie obcasy…
Marta celowo tak kręciła się, oparta o ścianę, że spódnica nieco podwinęła się do góry.
Zdawała sobie też sprawę, że na młodziana mogą działać pobudzająco jej seksowne kozaczki na wysokim obcasie.
Napalony młodzieniec wręcz nie mógł wysiedzieć, obserwując ukradkiem ponętną Panienkę. Poczuł, że coś musi z tym zrobić, uciec do toalety, cokolwiek! Zamiast tego jednak zagaił – Pani Marto, Pani ma takie piękne walory… do śpiewania rzecz jasna! Nie chciałaby Pani poćwiczyć nieco solo?
“Jakie to miłe, że dostrzegł moje… walory… a więc warto było założyć bluzkę z dekoltem… gapił się na moje cycki...”
- Cóż… mój panie organisto… dziękuję za to wyróżnienie… A gdzież miałaby przebiec owa solowa próba?
- Tutaj, po godzinach? – Odpowiedział niepewnym głosem, starając się ukryć nieproszoną erekcję.
- Hm… na prawdę, czuję się zaszczycona, że chce pan poświęcić mi swój czas… – Powiedziała nachylając się w jego stronę, tym samym jeszcze silniej eksponując swoje obfite piersi.
- Pani Marto – powiedział łamiącym głosem. – polecam założyć mocno dopasowana sukienkę, łatwiej Pani będzie wydobyć głos z przepony! I koniecznie trzeba tą przeponę odkryć!- nie wierzył, że to mówi, ale w jego głowie ten fortel był genialny.
- Zdaje się, że nawet mam taką właśnie sukienkę… bardzo obcisłą…
“Cóż ten nasz organista młody knuje???”
- Pani Marto, koniecznie musi pani ją założyć! – poziom jego ekscytacji przekraczał ogólnie przyjęte normy. Marta mogła dosłownie gołym okiem dostrzec jego cielęcy wzrok i źle skrywane wybrzuszenie w spodniach. Młody ewidentnie tracił nad sobą panowanie, nieustannie krygował się w myślach, że co on robi, że to dama jest, do tego od niego starsza i tak nie wolno. Ale ten biust, te nogi! – Pani Marto… – zaczął znowu. – A może ma pani buty na platformie? – spłonął rumieńcem i spuścił wzrok – Czytałem gdzieś, że kobieta stojąca na wysokich szpilach potrafi wydobyć z siebie jeszcze czystsze tony…
- Doprawdy, to arcyciekawa teoria… Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się prawdopodobna. Lecz… nic nie stoi na przeszkodzie, by ją przetestować.
“Przecież mam te szpile! Kupiłam je niedawno, jakby specjalnie na tę okazję! No może są nieco dziwkarskie… Ale jakże seksownie ja w nich się prezentuję!”
- Panie organisto… poeksperymentujmy zatem. Mam owe platformy na niezwykle wysokich obcasach…
Musiała wręcz usłyszeć, jak przełknął głośno ślinę. Lekko sie jąkając i próbując patrzeć jej w oczy wydukał. – To co, jutro o osiemnastej? Przećwiczymy sobie kilka technik.
- Doskonale! Stawię się niewątpliwie…
“Ależ on jest stremowany! Ciekawe co mu się kołacze w głowie? Wiele bym dała, by to wiedzieć.”
- Zatem strój ustaliliśmy. Czy coś jeszcze?
- Cóż, może powinna Pani zwilzyć czymś gardło, żeby wydobyć głębszy śpiew? – podsunął mysl. – Ależ już późno – dopowiedział szybko. – To co, do jutra, proszę Pani?
- Oczywiście! Do jutra…
“Ciekawe co miał na mysli – mówiąc o tym gardle?”
Poprawiła spódniczkę i wyszła.
Mariusz pospiesznie zebrał swoje rzeczy i umknął do domu, by w zaciszu własnej sypialni oddać się marzeniom o Marcie “te jej bujne cycochy! Te kuse spódniczki! Cóż za dama, cóż za kobieta! Ciekawe, jaką nosi bieliznę? I jak się o nią otrzeć jutro, bądź zobaczyć coś więcej?” myślał z wypiekami na twarzy, onanizując się na samą myśl o jej kształtach.
Marta podobnie w swoich pieleszach myślała o młodym organiście.
“Ależ on gapił się na moje cycki! Coś pięknego.”
Nie mogąc powstrzymać się, zaczęła pieścić swoje piersi.
Od rana był podminowany. Podczas zajęć codziennych był zamyślony, podniecony i przerażony wieczorem. Gdy zbliżała się godzina spotkania, ubrał swój najlepszy garnitur i stremowany pognał do kościoła.
Marta stawiła sie punktualnie. W stroju który obiecała założyć. Wyglądała olśniewająco.
Tremował sie, wręcz bal ujrzeć jej blask
Był ogromnie ciekaw idąc, “jak się odstawiła?” myślał.
Otworzyła drzwi. Razem z nią wlała się fala pysznego, kobiecego zapachu kwiatowych perfum.
Marta miała na sobie platformy, które zapowiedziała i podobnież zapowiedzianą, obcisłą, bardzo seksowną sukienkę.
Gdy weszła, nogi się pod nim ugięły. Jego dama miała na sobie czarne, osiemnastocentymetrowe szpile na platformie, z odkrytymi palcami i zapinane za kostkę. Były tak wyzywające, że wręcz wulgarne. Do tego czarna suknia, sięgająca z jednej strony do kostki, z drugiej rozcięta do połowy uda, gdzie każdy ruch groził ujawnieniem manszet czarnych, koronkowych pończoch. Wyżej, niczym ściśnięta gorsetem, opięta talia a nad nią dwie perły. Biust o dekolcie tak niskim, że niemal ukazującym miseczki eleganckiego koronkowego stanika. Całość wieńczyła wyrazista szminka nakreślona tak, aby nadać ustom jeszcze bardziej zmysłowy wizerunek – Pani Marto – zdołał jedynie wydukać młodzian.
- Tak… słucham pana…? – przeciągłym, niemal uwodzicielskim głosem, cicho wypowiedziała Marta.
Po czym, delikatnie kołysząc biodrami, obróciła się wokół własnej osi.
- Czy taki strój miał pan na myśli? Czy tak może być? – zapytała kokieteryjnie – Ach… przepraszam, przerwałam panu… coś chciał pan powiedzieć.
-nie, Pani Marto, nic nie chciałem powiedzieć… Wygląda pani… Zjawiskowo. – nie mógł oderwać wzroku od jej piersi, bioder i te szpile! Jak ona może chodzić w czymś takim? Jezu, jakbym chciał jej paść do nóg i obejrzeć z bliska jak zadbany pedicure.
- jest ppani idealnie ubrana do prób! – powiedział, nieudanie maskując erekcję.
- Dziękuję panu za tak miły komplement! Zjawiskowo… Chyba jeszcze żaden mężczyzna mi nic aż tak miłego nie powiedział…
“Ależ on mnie zjada wzrokiem! Dosłownie! Wręcz pochłania! Chyba zrobiły wrażenie na nim i te szpile… mimo, że godne ladacznicy… i to rozcięcie w kiecce… ciekawe czy dostrzegł koronkę manszety…?”
Ach, niech zrobi jeszcze jeden piruet. Czy to rajstopy, czy może ach pończochy? Co za zjawisko… Ach, jakby mnie poprosiła o poprawę sukni, albo do piecie buta, wulgarnego jak u ulicznicy! – pani Marto, może zaczniemy? – aż przysiadł, maskując podniecenie.
- Bardzo chętnie! Zaczynajmy. Jestem do pana dyspozycji – szepnęła dwuznacznie, przez co kusząco.
Uśmiechała się. Jedną dłonią trzymała suknię, jakby po to, żeby móc zrobić kilka kroczków, drobiąc w tych nieprzyzwoicie wysokich szpilkach.
- Och Pani Marto, jak pani w ogóle może chodzić w takich butach? – zapytał, maskując żar w lędźwiach i nachylając się, aby z bliska podziwiać jej zadbane stopy.
- Cóż… my baby, mamy hopla na punkcie mody… ma pan rację, chyba przeginam z tym strojeniem się…
“Ciekawe co powie? Wszak przecież to specjalnie dla niego ubrałam się jak… jak dziwka… jak ulicznica… Czy to go podnieca??? Chyba jednak tak.”
- Och, Pani Marto, jest dla mnie idealnie. Niech pani stanie tyłkiem, to jest tyłem do mnie i wypnie… Pierś! w stronę auli. Sprawdzimy akustykę.
- Oczywiście! Sama jestem ciekawa donośności mojego głosu.
Marta obróciła się. Pochyliła się, opierając na ściance chóru, tym samym mocno wypinając tyłek w stronę młodego organisty.
“No to ma niezły widok na mój kuperek! Obcisła suknia niewątpliwie robi swoje.
Usiadł za organami, masując się przez spodnie. Miał idealny widok, a kształtna pupa wręcz zachęcała, aby się w niej zanurzył “ ciekawe, jakie ma majtki?” rozmyślał. – Pani Marto, najpierw dostroimy się na gamie i potem już zaczniemy z trenem czwartym.
- Wspaniale. Wyczuwam w panu fachowca… przepraszam, to niewłaściwe słowo. Mistrza!
“Czuję jego niesłychanie napastliwy wzrok na moim zadku! Niech widzi, jaki jest zgrabny… Pewnie zastanawia się, jak moje pośladki prezentują się nago? No tak… w tych mikrostringach, właściwie wyglądałyby jak nagie...”
Och, jak do niej, że jak zagadać. Ależ byłoby cudownie, gdyby mnie poprosiła o podejście. Te perfumy, ten biust… – ależ to Późno jest tutaj gwiazda! Z Pani biust.. To jest – zakrztusił się – ust wydobywa się niebiański głos!
- Nie zasłużyłam sobie na tak… niebiańską pochwałę… – uśmiechnęła się odwracając wzrok ku niemu.
“Biust… ust… nie ma takich językowych pomyłek… co w duszy, to na języku...”
- Czy wystarczająco wypięłam się?
- Oj nie wiem, może spróbuje skorygować Pani postawę? – zapytał drżącym głosem dzieciak – zaraz jej te balony rozerwą tą kieckę! Albo mój miecz rozerwie mi spodnie.
- Chce mi pan pomóc skorygować postawę? Ależ bardzo proszę… to pan jest fachowcem.
“A co, jeśli skoryguje mi tak postawę, że moja suknia pęknie? Albo, że moje bimbały wyskoczą mi ze stanika!?”
- Z lubieżnością! Wykrzyknął i zamilkł. – to jest z przyjemnością! – poprawił się i podszedł do niej. – Czy mogę to zrobić rękoma, madame? – zapytał rozpalony tym, że zaraz jej dotknie.
- Ależ owszem… – szepnęła.
“Dlaczego tak mnie to podnieca, że poczuję na sobie dotyk jego rąk???”
Dotknął rękoma jej talii i delikatnie naparł, prostując. Drżąca rękę przesunął na jej pupę, po drodze szukając faktury majtek, druga zaś na udo, poprawiając jego ustawienie względem tułowia – tak powinno być lepiej. Teraz druga noga… – powiedział, łapiąc ją pod kolanem i wyciągając jej nogę do przodu, aby maksymalnie napiąć rozcięcie sukni.
“Z lubieżnością…? Znów mu się wypsnęło! Przypadek???”
- Zdecydowanie wyczuwa to, że mam skąpe majtki… a może wydaje mu się, że nie mam majtek? Czyż to nie byłoby podniecające? Młodziak – organista fantazjujący, że taka dama jak ja, jest tuż obok niego… z gołą piczką pod kiecką...”
Jezu, czy ona nosi w ogóle bieliznę? Co za śmiała myśl, że jej kobiecość jest tak blisko i naga. Za to na pewno ma pończochy, to już wyczuł! Ach, jakby tak zrzuciła ta kieckę, a może? Kucnął do jej stopy, żeby poprawić jej nogi – ależ ma pani ładny kolor paznokci, – wydukał… Jak z niej zrzucić ten ciasny fatałaszek? Jak dobrać się do tych balonów? “ – buzująca krew brała nad nim górę.
- Dziękuję. Naprawdę podoba się panu kolor moich paznokci?
“Specjalnie dobierałam lakier… tak chciałam, żeby mu się spodobał.”
Pochylił się blisko, wręcz za blisko, niemal dotykając ustami jej palców oprawionych krwistymi paznokciami, pociągniętymi w dodatku perłowym odblaskiem. W dodatku nieco dłuższe, niż przyzwoitość nakazuje, tworzą bardzo wulgarną parę z tymi butami. – są… Idealnie. – wstał, wodząc palcem wzdłuż i nogi. – jak Pani cała.. – wyszeptał, ustawiając twarz przy jej twarzy.
“Chyba ten kolor jeszcze bardziej zyskuje, gdy prześwituje przez pończochę… Zdecydowanie jest bardziej seksi… Ciekawe, czy moje stopy, w tych frywolnych bucikach, w tych nylonach i z tak pomalowanymi pazurkami rzeczywiście podniecają go? Kurcze… wiele bym za to dała…
Oj… chyba podniecają… ten ruch wzdłuż nogi, czyż na to nie wskazuje?”
- Dziękuję za kolejny komplement… powiedzieć kobiecie, że jest idealna… to chyba najwyższe szczyty… na jakie może wzbić się mężczyzna…
- Pani Marto – mimo wewnętrznego głosu, złapał ja jedna ręka mocno za biust, a drugą za tyłek. – najwyższym szczytem jest krzyk rozkoszy kobiety przy mężczyźnie! – powiedział mocno i wbił się w jej pełne usta.
- Ależ… – i w tym momencie jej usta zostały zamknięte namiętnym pocałunkiem.
Udawała, że chce mu się wymsknąć, że niby go odpycha, ale jakby robiła to wyłącznie “pro forma”.
W tym czasie napalony samiec oderwał się, krygując własną postawę… – Pani Marto, ja… Ja przepraszam, nie wiem co mnie opętało!
- Panie Mariuszu… rozumiem, rozumiem młodych mężczyzn, to może też moja wina… nie powinnam ubierać się aż nadto odważnie…
“Matko! Cóż za przyjemne uczucie, poczuć jego dłonie na piersiach, na pupie...”
- Nie, pani Marto! Liczę, że zawsze Pani będzie miała takie kreacje… I… – zawahał się – pończochy… To bardzo kobiece!
“Ciekawe, co najbardziej go we mnie podnieciło? Czy dekolt? Czy rozcięcie w kiecce…? Chyba tak… musiał dostrzec, że mam pończochy...”
- Ojej! A więc mam chyba zbyt wysoki rozporek w tej sukni… widać, że mam na sobie pończochy…
- To tak nie powinno być? – zapytał smutnym głosem. – I ten łańcuszek! Ta złota kropla cudownie podkreśla pani… Walory
“Ach ta kreacja jest tak ciasna. Ażeby pękła, ależ ucztą dla. Oczu!”
“Dlaczego tak bardzo podnieca mnie to, że się przy nim zawstydzam?! To, że on odkrywa moje kobiece sekrety?”
- Ach… dziękuję… walory? Co ma pan na myśli?
- Ekhem, nie wiem, czy wypada. Pani tak mnie onieśmiela. – usiadł, oddychając ciężko – aż zawróciło mi się w głowie…
“To przyjemne, że mnie tak zachwala… moja kreację… a nawet biżuterię… Walory? A więc podobają ci się moje cyce!
A kropla? Ciekawe z czym mu się kojarzy? Czyżby z kroplą nasienia? Spermą?!”
- Skoro powiedział pan “A”…
Siedząc spojrzał na nią, zatrzymując się na smukłych nogach. Ach, żeby to były kabaretki, chyba by doszedł w spodnie… – pani ogromny, kształtny biust- wydukał. “który idealnie pasowałby oblany spermą” dodał w myślach.
“Onieśmielam go? Z jednej strony to miłe… z drugiej… nie onieśmieliło go z komplementowaniem mi cycków… ba! Łapaniem ich!”
- Ach! Panie Mariuszu… to bardzo śmiały komplement…
- Przepraszam pani Marto, musiałem… Pomoże mi pani wstać?
- Ale też bardzo miły… naprawdę ocenia pan mój biust, jako kształtny?
“Pewnie chciałbyś go sobie porządnie pościskać…?”
- Ależ oczywiście, że pomogę.
Wstając, zaczął mówić – tak, jest pani niesa… – nie dokończył, zakręciło mu się w głowie i poleciał na bok, łapiąc się tego co było najbliżej, kiecki Marty!
- Na moich kolczykach, też są takie kropelki… tylko znacznie większe niż w naszyjniku, czy również się panu podobają? – mówiła i przerwała, gdy chwycił się jej kiecki.
Mężczyzna zawisł na sukni Marty. Takiego ciężaru nie mogła wytrzymać, zwłaszcza, że była tak napięta na piersiach. Zsunęła się z nich natychmiast – kobieta nie zdążyła nawet otworzyć ust.
Oto nagle oczom młodego organisty ukazał się obfity biust opięty skąpym, koronkowym staniczkiem…
Mariusz zerwał się na nogi, mając przed oczami dorodne, kształtne piersi opięte czarnym, koronkowym biustonoszem, przez którego materiał miał wrażenie, że przebijały sutki! Biustonosz był luźny, idealnie modelujący biust, jego wykwintnie zakończone fiszbiny podkreślały jego jędrność i wielkość. Mariusz stał cicho, wpatrując się w ten cud.
- Och! Och… Zostałam podejrzana… – Marta załamała ręce, demonstrując, jak skrajnie jest zawstydzona. Wiedziała doskonale, jak prześwitująca jest ta koronka. Najpierw jakby nie wiedziała, co robić, przejęta, skonsternowana – nie podejmowała żadnego działania. Ktoś mógłby uznać, że to właśnie po to, by nieśmiały młodzieniaszek mógł napatrzeć się na jej obfite bufory… Potem, teatralnym gestem zasłoniła je dłońmi, jak pensjonarka zaskoczona przez jakiegoś absztyfikanta, jakby nie mogła po prostu nasunąć materiału na piersi.
- Panie Mariuszu… niech pan nie patrzy…
Dopiero, gdy minęła chwila, gdy młody organista nasycił tą niezwykłą sceną swój wzrok, kobieta zdobyła się na ponowne nasunięcie materiału sukni na biust.
- Pa.. Pani Marto! Cóż za cudowny widok! – wydukał młodzian, a w jego głowie głębiły się myśli “ach, gdyby tak zanurzyć się w tych buforach, otoczyć twarz, wymiętosić, przygryźć sutki...” – Idealne warunki do śpiewania, idealne! – Wyprostował się, z wyraźnym wybrzuszeniem w spodniach, lekko się go wstydząc.
“Mój młody mężczyzna ma wyraźny wzwód! A więc tak podziałały na niego moje cycki! Czyż to nie urocze?”
- Dziękuję… że myśli pan o moich warunkach… do śpiewu… zatem możemy zaczynać lekcję? – uśmiechnęła się i w tej samej chwil spoważniała – tylko błagam… panie Mariuszu, niech pan nie mówi nikomu o tej mojej wpadce sprzed chwili… umarłabym ze wstydu…
Pod wpływem pewności siebie odezwał się – Oj, nie wiem pani Marto, nie wiem… To kusząca opowieść!
- Proszę się ze mną nie droczyć… Wiem, że założyłam zbyt obcisłą suknię… i zbyt transparentny biustonosz…
“Ciekawe co się naszemu młodzikowi roi w główce… ale pewnie wciąż myśli o moich cyckach… Dostrzegł pewnie nawet zarys moich sutków...”
“Jezu, tak ją tu dorwać, zerwać tą suknię, rzucić na organy… Zmusić do klęknięcia, do zabawy biustem… “ fantazjował dzieciak. – Pani Marto, oczywiście, że się nie droczę…. To ciekawa karta przetargowa! Zapomnę o tej sytuacji… – zacisnął zęby – jeżeli pokaże mi pani majtki!
Martę zrazu zatkało. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Położyła dłoń na ustach i nic nie mówiła.
“Co za bezczelny gówniarz! Tylko dlaczego to mnie tak ekscytuje!? Jakby zalała mnie fala podniecenia...”
- O Boże! Nie… jest pan nazbyt śmiały… – cicho cedziła słowa.
“Ponieść suknię przed takim młodzianem… ukazać mu swoje długie nogi w pończochach… emocjonujące! A pokazać jeszcze majtki… zwłaszcza takie… achhh!”
- No nie wiem nie wiem, panie Mariuszu… ma mnie pan za taką kobietę, która tak po prostu zadziera przed mężczyznami kieckę…?
- Pani Marto, nie przed mężczyznami, a przede mną, a to różnica. Nikt się nie dowie, a moje milczenie kupi pani tym gestem. – nie wierzył. Jeżeli mu się uda, chyba eksploduje tak, jak stoi. Och, ciekawe, jaką ma bieliznę! Może nawet stringi?
- No nie wiem… nie wiem… tak się krępuję…
Podniecała się tym niesamowicie.
- Pani Marto, co to dla pani, to powód do dumy! – naciskał młodzian a w jego oczach płonęło pożądanie.
Marta chwyciła drżącym dłońmi za materiał sukni. Długą chwilę wahała się, nie podejmując żadnego działania. Oboje trwali w milczeniu.
Wreszcie uniosła suknię, lecz niewiele, tuż nad kostki, jednak na tyle, że mógł dostrzec jej niesamowite buty, odkrywające pomalowane paznokcie damulki.
- Och pani Marto – powiedział pochylając się nad cudownymi stopami kobiety. Kunsztownie wykonana czerwień zadbanych paznokci hipnotyzowała jego wzrok. Wbrew sobie wystawił dłoń i powiódł nią po jej kostkę, aż po palce, wodząc to po skórze odzianej w nylon, to po nieprzyzwoicie wysokiej szpilce. Nie był w stanie zapanować nad sobą.
Pochylił się jeszcze bardziej, językiem muskając smukłą kostkę.
- Ojej, ale co też pan robi… panie Mariuszu…
“Boże! Ależ szpile ja założyłam! Ale, jakże to na niego działa! Ech ci mężczyźni…
Mariusz odsunął usta jedynie nieznacznie, pochłonięty masowaniem stóp przez buty, delektując się dotykiem pończochy – Wyżej pani Marto, wyżej… – powiedział bezpośrednio.
Marta działała bezwiednie. Jakaś nieznana siła kazała jej podciągnąć suknię wyżej.
Podwinęła ją powyżej kolan.
“A niech gówniarz ma!”
- Panie Mariuszu… na prawdę nie wiem, dlaczego to robię.
Spojrzał w górę. Zdziwiło go to, że niemal niczego nie dostrzegł. – Ależ pani Marto, pani jest bez bielizny! – wykrzyknął.
- Ojej! Mariuszu! – zakrzyknęła – jak możesz zaglądać kobiecie pod kieckę! Co za wstyd!
Odsunęła się nieco.
- Oczywiście, że mam bieliznę – powiedziała cicho – tyle, że to są skąpe stringi…
- A więc wyżej, do pupy pani Marto – dodał napalony, nie dbając o konwenanse i dalej masując jej stopę i muskając ustami zadbane palce.
- Nie… nie… proszę… Mariuszu… co ty ze mną robisz… – szeptała wzdychając.
Uniosła suknię wyżej, do połowy uda, pokazując koronkowe manszety pończoch.
Pończochy Marta miała czarne, z drobnymi kabaretowymi oczkami, zakończone koronkową manszetą. Mariusz był zahipnotyzowany tym, jak krwiste paznokcie naciągają nylonowy materiał zakończenia pończoch Marty.
- Panie Mariuszu, ależ pan się wpatruje w moje stopy… cóż jest tego powodem???
“Ech te moje kabaretki, no seksi są! Trzeba przyznać!”
- Pani Marto, ma pani… przecudowne nogi! Och co Pani powie na masaż? – zaryzykował – A Pani buty,… niezwykle odważne.
- Dziękuję za miłe komplementa! A cóż takiego podoba się panu w moich butach i w moich nogach??? – pytała, uśmiechając się kokieteryjnie i mrużąc oczy.
“A jednak warto było założyć te dziwkarskie szpile… a niech się gówniarz podnieca...”
- Masaż… jest pan niezwykle miły… chętnie oddam się… masażowi.
- Ach proszę usiąść pani Marto – wstał i ujmując ją za dłoń poprowadził na swoje miejsce. – Pani usiądzie, a ja się wszystkim zajmę – odpowiedział łamanym głosem, drąż z podniecenia. Dotknie te nogi! Pomaca szpile i wymasuje te dziwkarskie pończochy! Ciekawe, co z tą bielizną… Ach, jakby ta stopa dotknęła go w tym bucie chociażby przez spodnie…
- Cóż, zatem zdaję się w pełni na pana…
“Ciekawe cóż nasz sympatyczny młodzian wykombinuje...”
Usiadła, dłońmi zgarniając suknię bardzo kobiecym ruchem.
Mariusz dostrzegł manszety z pod fałd sukni. Powolnym ruchem kucnął i położył sobie stopę Marty na kolanach. Badał fakturę buta, delektując się jego wulgarnością gdy nagle pochylił się i musnął językiem jej palce!
- Panie Mariuszu… co pan robi? Czyżby był pan jakimś fetyszystą?
“Kurcze! Nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego może sprawiać tak miłą przyjemność...”
Oderwał się jak oparzony, wyraźnie widziała jego zmieszanie… – Pani Marto, ależ to tylko hinduski masaż!
- Ach… przepraszam za moją ignorancję… nie wiedziałam.
Uśmiechała się, łopocząc rzęsami, jakby chciała go udobruchać.
“O tak… tak… zrób mi to po hindusku!”
Powrócił do swoich czynności, odpinając jej bucik, zachodzący paskiem za kształtną kostkę, po czym mocno ujął, stopę ściskając ją i gładząc, ustami zaś zaczął zabawiać się paluszkami słodkiej śpiewaczki “och tak, cudowna jesteś...” – szaleje za tobą… – wymknęło mu się na głos.
- Ach… co pan rzekł?? Bo nie dosłyszałam?
- Ekhm, ma Pani bardzo zadbane nogi!
- Dziękuję! Pan zawsze jest taki słodki i miły?
- Tylko dla pani! – odpowiedział z entuzjazmem, starając się zajrzeć damie między nogi.
Marta udała, że nie dostrzega, że rozochocony absztyfikant próbuje zerknąć jej pod kieckę. Jednocześnie poczuła się tym niesamowicie podniecona.
“A ty chłoptasiu! Chciałbyś zobaczyć sobie moją psioszkę! Niedoczekanie twoje! Mam na sobie majteczki!”
“Ciekawe, czy ma bieliznę, której nie widać ach co za niewiasta!” rozmyślał, coraz wyżej i wyżej masując stopy i łydki, przeskakując po oczkach pończoch wyżej i wyżej
- Ależ wspaniałe pan masuje… jest pan najwyraźniej mistrzem wielu talentów…
“Idzie wyżej i wyżej… ciekawe dokąd sięgnie...”
- Pani Marto, dla pani byłbym skłonny nawet nauczyć się żonglować, – odpowiedział z uśmiechem, docierając już do kolan i masując wzdłuż od kostki, aż po cała łydkę. Wciąż od czasu do czasu bawiąc się stopa.
- Och… kolejny raz raczy mnie pan komplementem, a czymże takim sobie zasłużyłam na tę naukę żonglowania… – uśmiechała się czarująco.
- A czyż nie mówiono pani, że jest pani niezwykle uroczą osobą?
- No cóż… mężczyźni różne rzeczy gadają…
“O tak! Gadaj mi tak jeszcze!”
Marta stoi w wytwornej sukni, trzymając się za jej materiał, łopocze rzęsami i wzdycha.
Mariusz zaś mimowolnie odwiódł jedną rękę w okolicę swoich spodni. Niezgrabnie zasłaniając się ciałem, począł masować się przez spodnie, ustami zaś i drugą dłonią nadal był pochłonięty masażem i całowaniem stóp i nóg Marty.
- Panie Mariuszu… co też pan robi…
“Boże! To jest zniewalające! Podobają mu się moje nogi! Mój atrybut kobiecości… jak to dobrze, że on widzi, jakie są długie… jakie zgrabne… w tych pończochach muszą mu się wydawać szczególnie seksowne...”
- Pani Marto, czyż nie zezwoliła mi pani na masaż? – spytał podniecony.
- No tak… masz rację… jesteś mistrzem muzyki, wiec nie wątpię, że w tej dziedzinie też posiadłeś ponadprzeciętne zdolności… zatem… oddaję się cała w twoje ręce…
Zesztywniał na te słowa – Cała, madame?
- Ach… powiedziałam: “cała”? Cóż… nie powinnam zmieniać zdania… powiedziałam cała, to cała…
“Szybko wychwycił, to jedno malutkie słówko… ciekawe, do czego to nas zaprowadzi?”
Delikatnie podniósł się, obejmując dłonią jej nogę w okolicach manszety, delektując się jej fakturą.
- Cóż, wobec tego chyba powinna pani zadrzeć suknię? – zapytał, wodząc palcami po jej udach.
“Boże! Ja wariuję! Chciałam to usłyszeć! Chciałam zadrzeć przed nim suknię… Oddać się mu cała… Ale… jak to tak? Po prostu? Jak jakaś łatwa? Puścić się? Ach… nawet te słowa wywołują we mnie dreszcz...”
- Ach… panie Mariuszu…
Nie zwracając uwagi na jej opory, począł zadzierać kiecę w górę. Tak bardzo chciał spojrzeć na jej dorodny tyłek opięty kusą bielizną, klepnąć mocno, zanurzyć się ustami. – Pani Marto, jest pani najpiękniejszą damą na ziemi…
- Panie Mariuszu… czy nie jest pan, aby nadto śmiały…
“O tak młodzieńcze! Zdobywaj mnie! Po to mam tę kieckę, żeby ją zadzierać… po to te skąpe i cienkie majteczki… żebyś mógł dobrze zobaczyć mój kuperek… moje łono...”
- Pani Marto, gdzieżbym śmiał… To wszystko w ramach współpracy i poznawania się! – powiedział z uśmiechem, gdy jego dłoń zadzierała suknię ponad udo, odsłaniając nieprzyzwoicie skąpe stringi.
- A to mnie pan uspokoił… rozumiem… masaż…
“Ciekawe, że nawet udawanie pozorów przyzwoitości, sprawia mi wrażenie, że rzeczywiście nie jestem taka łatwa...”
W momencie, gdy dotarł do jej kształtnego tyłka, zadarł suknię jeszcze mocniej i aż westchnął.
- Pani Marto, cóż to za bielizna! Ależ ona jest oszałamiająca. Czy zechciałaby się pani okręcić dla mnie?
“A to gówniarz! Pewnie przez tę cienką koronkę widzi zarys mojej bruzdki… a gdy się okręcę, obejrzy sobie porządnie moje wdzięki… Fascynujące!”
- Panie Mariuszu, a w czym to okręcanie się ma przysłużyć się masażowi?
- Cóż, dotrę do miejsc, które są przede mną ukryte – odpowiedział z rozbrajającą szczerością, masując się dyskretnie przez spodnie.
- No nie wiem, panie Mariuszu…
- Pani Marto, proszę nic się nie bać… Jest pani taka seksowna!
Marta, wahając się, jednak okręciła się wokół swej osi, bardzo powoli, jak starożytna waza na wystawie w jakimś szczególnie ważnym muzeum.
- No nie wiem, panie Mariuszu, o jakichże to ukrytych miejscach pan myślał?
“Czyż to nie urocze, gdy taki intrygujący młodzian ma na myśli właśnie moją różyczkę?! Ciekawe, co sobie o niej myśli? Na co miałby ochotę??? Czy chciałby ją sobie obejrzeć? Czy może dotknąć?”
- Och pani Marto, cóż za widoki! Czy zechciałaby się pani delikatnie pochylić?
- No dobrze… chociaż nie wiem, w jakim celu…
“A oglądaj mnie sobie gówniarzu! Popatrz sobie na mój zadek… spory, acz duży? Miałbyś pewnie ochotę mnie klepnąć? Czyż nie?”
Gdy odwróciła się do niego tyłem, z wielkim skrępowaniem, aczkolwiek pewny, że nie patrzy, rozpiął rozporek i zaczął onanizować się, klęcząc przed sporym tyłkiem wypiętym w jego stronę. Ależ to był kuszący widok, tak klepnąć mocno, wejść w niego językiem, zanurzyć się w tych krągłościach.
“Gnojek onanizuje się! Pewnie chciałby, żeby jego rękę zastąpiła zupełnie inna materia...”
Mariusz zabawiał się, z coraz mniejszym skrępowaniem, zachęcony delikatnymi ruchami tyłka. W chwili zapomnienia jego ręka powędrowała na kształtny, dorodny pośladek, który zaczął masować i ugniatać. Po chwili do ręki dołączyły usta, które zanurzyły się między wielkie jędrne pośladki.
- Mariuszu… ach… co robisz… ach…
“Kurcze… przecież ja kompletnie nie mam siły mu się przeciwstawiać… ja po prostu tego chcę...”
Jego język poczynił sobie coraz śmielej między pośladkami, dłońmi zaciskając je sobie wokół twarzy, języczkiem odszukując dziurki. Bez opamiętania na przemian to ściskał jej tyłek, to masował się po buhaju. W pewnym momencie nawet ścisnął ją za pierś!
“No cieniusie mam te majteczki… ależ intensywnie czuję jego język…
Na co on sobie pozwala!”
- Panie Mariuszu… ach… czy nie zbyt śmiele pan sobie poczyna…?
- Pani Marto, cóż za tyłek! – odparł w odpowiedzi i klepnął mocno w jej pupę, idealnie dwoma palcami uderzając w muszelkę.
- Ojej! – krzyknęła, jednocześnie podskakując – panie Mariuszu… ależ…
W tym momencie pomyślała, że absolutnie nie chce młodzieńca stopować, a wprost przeciwnie, wiele by dała, by go zachęcić, jedynie chęć odgrywania nobliwej i cnotliwej damuli, powstrzymywała ją przed usilniejszym zachęcaniem. Dlatego dodała:
- Czy moja pupa służy do klepania?
- Pani Marto, myślę, że pani pupa jest tak idealna, że znajdziemy więcej zastosowań – powiedział, gładząc ją i wsuwając język między pośladki. – Cóż za dupeczka! – myślał.
“Boże! Jakie to rozkoszne, gdy on mnie tak obmacuje… ale… przecież w takiej sytuacji, muszę udać oburzoną… byle tylko nie przestał się do mnie dobierać...”
- Ochhh… och… panie Mariuszu, budzi się w panu zdobywca… czy aby kobieta w takiej sytuacji, może się czuć przy panu bezpieczna?
- Och, Pani Marto, przy mnie jest pani super bezpieczna! – wybełkotał, gdy jego język zaczynał buszować od jednej dziurki do drugiej. Ach, a gdyby tak obnażyć jej wielkie cycki!? Zmusić ją do klęknięcia? Ale jak?? – myślał.
- Ach… ach… jak to dobrze, że mnie pan uspokoił. A już się obawiałam, że jest pan jednym z tych niecnych lubieżników – podrywaczy nastających na cześć niewieścią…
“Boże… ja zwariuję… co on ze mną wyprawia...”
- Pani Marto – powiedział, wsuwając palec w jej tylną dziurkę i powoli ją masując. – Ja jestem z tych, którzy doceniają każdy skrawek kobiecego ciała!
Marta drżała. Cała drżała.
- Occhhhhh – wzdychała przeciągle – Panie Mariuszu… chyba przekracza pan cienką granicę… powinnam chyba panu na to nie pozwolić… co pan sobie o mnie pomyśli… gdy pozwalam…?”
- Pani Marto… – wyjęczał – W samych superlatywach! A teraz proszę, niech Pani pokaże ten cudowny biust! – powiedział, masturbując się. – Jezu, obleje ją zaraz całą, wraz z jej bimbałami i dupeczką!
Marta ekscytowała się sytuacją, była rozpalona do czerwoności.
- Panie Mariuszu… dama… obnażająca piersi… no wie pan…
Jednak cała jej osobowość krzyczała – Tak, to będzie doskonałe – ująć jego męskość… w cycki!
- Z dumą, pani Marto z dumą! – ostatniemu słowu towarzyszył mocny klaps prosto w wypiętą psiochę!
Zadrżała jeszcze mocniej.
“Co za rozbisurmaniony młodzieniaszek! Tu, na chórze kościelnym podwija mi kieckę, każe obnażyć cycki! I do tego klepie mnie w piczkę!”
- Auuaa! Panie Mariuszu! Co też pan robi…
- Pani Marto, proszę to uczynić. Klęknie pani i pokaże swojemu organiście wdzięki? W tej pozie pani nogi w tych butach będą obłędne! Że o biuście nie wspomnę ,ach…
Marta, oszołomiona biegiem wydarzeń, działała jak w transie.
Klęknęła przed młodym organistą.
“Boże! Co ja robię?! Zachowuję się jak jakaś puszczalska… ladacznica!”
Po czym bez słowa chwyciła za górę sukni i zsunęła ją w dół. Oczom młodzieńca ukazał się bujny biust, opięty obcisłym, koronkowym stanikiem.
- Pani Marto, ależ, po co ta koronka? – zapytał, stojąc nad nią z dorodnym gładkim buzdyganem w dłoni.
Kobieta chciała się obnażyć… bardzo chciała…
“Patrz gówniarzu… i podziwiaj...”
- Panie Mariuszu – wyszeptała – to dla pana.
Po czym zsunęła stanik z piersi.
- Och! – przełknął ślinę – Pani Marto! – nie mógł złożyć zdania na widok bimbałów śpiewaczki. Mimowolnie klęknął i otarł się o nie sterczącym fiutem.
- Umie Pani zadbać o mężczyznę, pani Marto?
- Cóż… nie mam wielkiego doświadczenia… nawet nie wiem, o czym pan myśli…
- Jesteśmy w takiej pozycji, że… liczę na pani inwencję! – powiedział, klepiąc ją wypiętą maczugą po piersi. nie wierzył w swoje szczęście. Czy zaraz ta gorąca suczka zabawi się jego sprzętem!?
- Cóż za instrument! Panie organisto…
“Boże… co się ze mną dzieje… chcę go poczuć wszędzie… między piersiami… w ustach...”
Nieśmiało chwyciła za trzon i ulokowała go między swymi obfitymi półkulami.
- Och pani Marto! – zaczął ocierać się o wielki biust, palcami dotykając czerwonych ust i wodząc po nich.
- Ochhh… och… – wzdychała – wspaniały ten pański puzon…
Obejmowała go piersiami i ściskała.
Może Pani ma na coś ochotę, pani Marto? – zapytał.
- Cóż… panie Mariuszu… instrument wygląda mi na typowo ustny… czy nie będzie pan miał nic przeciwko…?
W tym momencie Marta, jak na ambitną chórzystkę przystało, ujęła kształtny flet do ust.
Nawet udało jej się wydobyć z niego pewne dźwięki, które jednak bardziej przypominały wzdychania, sapania…
Nauczycielka wszak nie zrażała się i nadal tyleż systematycznie, co intensywnie, pracowała ustami.
Doprowadziła wręcz do sytuacji, gdy wspomniany instrument zaczął drżeć w jej buzi i nawet sam zaczął się w nią wsuwać, co przecież nie przydarza się nawet najwprawniejszym muzykom…
Już wkrótce poczuła ten czarodziejski flet w gardle! Już nie mogła weń zadąć, bo przecie nie stało jej powietrza w płucach!
Jednak i tak, celebrowała ten wyjątkowy moment, mimo, że aż łzy stanęły jej w oczach…
Musiała być wielce wzruszona…
Ach! Świat eksplodował feerią barw. Cóż za kobieta, cóż za talenty! Jak ona to robi. O Chryste, chciało się mu śpiewać, wychwalając Pana. A ta damulka nie przestaje! Obciąga tak głęboko, że ślad jej krwistoczerwonej szminki dotarł niemal do nasady przyrodzenia… Organiście nawet nie śniło się, iż takie cuda są możliwe… – Pani Marto – wyjęczał, kładąc dłoń na jej głowie. – Toż pani jest wirtuozem instrumentów lepszym ode mnie!
Ach, kusiło, mocno złapać za włosy, nadziać ją jeszcze głębiej i bzykać bezpruderyjnie prosto w te cudowne usta, tak nieprzyzwoicie teraz połykające jego instrument…
Marcie sprawiało przyjemność to, że jest na kolanach… no bo przecie tak się należy… w kościele… na klęczkach… W ten sposób wyrażać swoje ukorzenie… podporządkowanie… uległość.
“Wspaniały jest ten młody organista… jakże miło się tak zatracać dla niego… Tak władczo trzyma moją głowę… Ciekawe co sobie myśli, gdy tak patrzy na mnie z góry… na moją twarzyczkę… na usta ozdobione jego dostojnym berłem…?”
Mimowolnie, nie kontrolując własnych reakcji, trzymając za włosy, odsunął usta od buzdygana i pochylając się, zapytał:
- Pani Marto, proszę teraz przejść w wyższe… głębokie tony. – Dodał z uśmiechem, sugerując zabawę oralną, po czym bez ostrzeżenia wyprostował się i pociągając delikatnie za włosy, nakierował jej usta na swój oręż.
Marta jeszcze raz ponowiła zabiegi, połknięcia najgłębiej jak się da, magicznego instrumentu… znów zagrała bezgłośnie na czarodziejskim flecie… ponownie lekko sama się podduszając.
- Pani Marto, jest pani przecudowna… – stękał młodzian, dociągając ją po raz kolejny za włosy do samej nasady, niczym chowając miecz w pochwie… Widok z góry był oszałamiający, nagi biust, odsunięta kiecka, cóż za zjawisko! Ach, gdyby ją tak posiąść. – Pani Marto, – powiedział, gładząc ją po rozpalonym policzku. – Myślę, że już czas na rewanż, czy zechce się pani odwrócić dla mistrza organ?
- Ależ tak… mój mistrzu… ja grałam na instrumencie… teraz ty zagraj na mnie… wydobądź ze mnie wszelkie możliwe dźwięki…
Nauczycielka niemal natychmiast odwraca się na polecenie.
Jej twarz wyraża wielkie skupienie, a na ustach maluje się uśmiech zwiastujący radosny stan uniesienia.
Cóż za tyłek! I ten pas do pończoch! Erekcja niemal zaćmiewała jego mózg, miał ochotę zabrać ją do domu i trzymać w formie trofeum w tej pozycji. Uległą, wypięta, gotową, żeby się oddać. Najpierw jednak trochę zabawy… Pomyślał, klękając i błądząc dłońmi po jej pośladkach. Rozszerzył je mocno, wodząc językiem od talii, poprzez jędrny kuper, aż po nabrzmiałą brzoskwinię… w której zanurzył gwałtownie język, zagłębiając się głębiej i głębie.
- Aaaachhh! Acchhhh! – Marta wzdychała głęboko. – Mistrzu… maestro… ależ ty… potrafisz… aaaaaaaa! aaaa… grać na wszelakich instrumentach!
“Warto było przyjść tutaj… warto tak kobieco się ubrać… Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak gotowa oddać się mężczyźnie...”
Nie mógł się opętać, dzikie myśli, co zrobić z właśnie zdobywaną przez niego damą przebiegało przez jego głowę. Odsunął twarz, soczyście spluwając na broszkę, po której rozsmarował ślinę, a następnie zagłębił trzy paluszki w pani profesor, natomiast czwartym zaczął naciskać na drugą dziurkę! Drugą dłonią wulgarnie rozciągał jej pośladki, ukazując muszelkę chórzystki w całej okazałości. – O tak, pani profesor, śpiewaj dla mnie, krzycz!
“Ogląda mnie… ogląda moje intymności… to takie wstydliwe… ale… jak nigdy, czuję, że chcę żeby mnie oglądał! Niech ogląda moją myszkę… Niech widzi, jaką mam ciasną jaskinkę...”
Marta drżała, jednak nie przestawała się wypinać.
- Aaaaa… aaaaachh! Ależ ty wydobywasz ze mnie melodię… Wybitny z ciebie wirtuoz…
- Ciekawe, do jakich tonacji dojdziesz pod moją batutą! – powiedział, wyciągając szybko palce z mokrego wnętrza i bez ostrzeżenia przykładając, a następnie wpychając buchające wręcz gorącem prącie. Niczym tłok, bez żadnego ostrzeżenia, zaczął mocno uderzać o pośladki chórzystki, jedną ręką mocno obejmując ją w pasie, drugą masować ciasny otworek między pośladkami.
- Ojej! Achhhh…. Panie organisto… ależ szybko… achhhhh…. ależ niespodziewanie zabierasz się do rzeczy…
“Nie spodziewałabym się, że taki z niego raptus! Posiadł mnie z zaskoczenia! Czego jeszcze się po nim spodziewać???”
- Aaaaa… aaaaa… achhh!
“Ciekawe, czy podobają mu się moje dźwięki??? Czy podniecają go?
Jak ona jęczy, jak wszetecznica! Jakby żadnych hamulców nie posiadała. A jaka jest ciasna i mokra, niczym jutrzenka… Cóż za skrajność! Nie mógł dłużej wytrzymać, zagryzł, żeby i wyciągając kindybała, pochlapał obficie tyłek i suknię Marty.
- Panie organisto… ach… ależ pan mnie… wyobracał...poczułam pana tak mocno, jak chyba nigdy żadnego mężczyznę… Dostałam niesamowitą lekcję chóru… nikt jeszcze nie wydobył ze mnie takich melodii… ale też nigdy nie zetknęłam się z takim instrumentem…
- Pani Marto, jest pani niezwykle łaskawa. – wydyszał. – co Pani na to, żebyśmy jutro powtórzyli nasza lekcje? – uśmiechał się, stojąc przed nią nago. – albo… Może pokazałaby mi Pani swoją garderobę?
“A więc spodobałam mu się! Spodobało mu się ciupcianie w mojej psioszce… Nie wypada inaczej, jak zaprosić go do siebie… zaprosić do swojego wygodnego łóżeczka...”
- Ależ panie organisto, ależ to będzie dla mnie honor, gościć pana w sob… u siebie… – uśmiechała się szeroko.
- Pani Marto, zechce Pani zasmakować swego organisty na koniec? – raz kozie śmierć! Wóz albo przewóz, pomyślał, stojąc nago z upaćkanym nasieniem członkiem.
- Ależ to dla mnie niewątpliwy zaszczyt… – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Uklękła ponownie przed młodzieńcem i z czułością, delikatnie, jakby nie chcąc uchybić jego majestatowi, ujęła w dłonie jego dumny, choć nie tak już sterczący, maszt.
Powoli nakierowała go do ust, jednocześnie patrząc mu prosto w oczy.
- Wielki to honor, zasmakować instrumentu takiego mistrza…
Objęła ustami, jak najapetyczniejszy smakołyk.
- Ach pani Marto – zajęczał – jest pani moją najpiękniejszą muzą! – wyjęczał, podsuwając batutę do oblizania. – czy odważyłaby się pani następnym razem… Otworzyć mi drzwi ubrana jak kurtyzana? – dobrnął, gdy jego sprzęt już lśnił. – To byłoby niezwykle stymulujące dla mojego rozwoju! – dopowiedział, podając jej chusteczki, aby starła ślady z kształtnej pupy.
Zadrżała. Propozycja, by ubrała się jak ladacznica, nieco ją zbulwersował. Jednak wyobraziła sobie taką scenę.
Organista przychodzi do niej, a ona w dziwkarskich szpilach, kabaretkach i prześwitującej koronkowej koszulce przyjmuje go u siebie…
“Wyglądałabym jak kurewka… która przyjmuje klienta… upokarzające… ale… dlaczego to mnie tak podnieca?!”
- Moja muzo! – powiedział – to był najlepszy mój koncert w życiu. Błagam, o pani, zaskocz mnie jutro – jego maślane oczy wpatrywały się w lekko rozmazaną twarz.
brak komentarzy