Architektura zdrady (I)
27 lipca 2020
Szacowany czas lektury: 11 min
Pierwsze opowiadanie, mam nadzieje że większego cyklu, zainspirowane prozą raczej wczesnego wieku XX. Osadziłem w Ameryce, bo polskie realia średnio pasują mi do stylistyki Czarnego Kryminału.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, kończąc swoje górowanie nad miejskimi budynkami. Pomiędzy nimi, pojedyncze przebijające się promienie z desperacją próbowały dotrzeć do jak największej ilości osób nim zastąpi je zimne, nocne, światło księżyca który już rozgaszczał się na firmamencie. Taki widok zza okna obserwował prywatny detektyw Frank Castelegato. Nie był źle wyglądającym facetem, może trochę zaniedbanym. Brunet, piwne oczy, średnio wzrost, nie schodzący wydawałoby się z twarzy zarost. Jak zwykle ubrany w białą koszulę nie zawiązany krawat, ledwo trzymające się na nim znoszone spodnie z garnituru, nie odłączanie w ustach papieros, tani zwijany ale zaspokajający nikotynowy głód. Żałował że musiał wybierać między mieszkaniem a gabinetem a wybrał gabinet. Wszędzie walały się butelki, niedopałki, papiery nie były układne odkąd odeszła jego sekretarka. Jedynie dumnie wisząca licencja na wykonywanie tego pożal się boże zawodu wisiała w ramce. Wstał zza biurka, ruszył by zamknąć na klucz drzwi gdy nagle za mlecznym szkłem pojawiła się sylwetka wyraźnie nie będąca sylwetką męską. Kapelusz na głowie nie dawał złudzeń za drzwiami czekało jego przeznaczenie. Zerknął w lustro szybko poprawiając się nieznacznie. Kobieta zapukała lekko do drzwi. Frank wkopał butelki gdzieś w kąt, wyrzucił szybko zawartość popielniczki do kosza, po czym wziął akta jakieś starej sprawy biegnąc do drzwi. Otwarł je gwałtownie opierając się o framugę drzwi, uśmiechnął się nieznacznie widząc nieznajomą. Włosy w agresywnym rudym kolorze przyciągała wzrok, szmaragdowe oczy, delikatne piegi na twarzy. Nie wspominając o ciele które wyglądała jak z Pin-upu. Doskonała talia, wydawało się że w cięcie jest nienaturalne wręcz, szerokie biodra, kształtny tyłek, długie smukłe nogi, naturalne, pełne piersi. Wszystko dopełniały czerwone usta które kryły perłowo białe zęby. Strój był elegancki, błękitna garsonka, prosta ale stylowa, za nią kryła się klasyczna biała bluzka.
- Szukam Franka Castelegato. - Powiedziała wydając z siebie najpiękniejsze dźwięki jakie Frank słyszał kiedykolwiek. Skinął ręką na wejście.
- We własnej osobie. Zapraszam, co panią sprowadza do mojego skromnego biura? - Odsunął szarmancko krzesło na który kobieta z lubością usiadła. Wyjęła papierosa zerkając porozumiewawczo. Detektyw instynktownie podłożył zapalniczkę zerkając w oczy kobiety który wypuściła z ust odrobinkę dymu.
- Nazywa się Anne Collins a cóż innego może sprowadzić kobietę do pana biura? Mój mąż mnie zdradza.
- Ten Collins? Słynny architekt?
- Zna go pan?
- Kto go nie zna, guru jeśli chodzi o urbanistykę. Osobiście nigdy go nie wiedziałem ale gazety co rusz trąbią co robi.
- Czyli nie muszę chyba mówić za wiele?
- Jeśli chodzi pani o dane i adres to dam sobie radę. Co do męża proponuje raczej psychiatrę, problem musi być w jego umyśle. - Odpowiedział patrząc uważnie na jej nogi, które ta umiejętnie przełożyła.
- Nie zastanawiałam się nad tym, jednak jeśli mam się pozbyć go z mojego życia potrzebuje dowodów.
- Tutaj pojawiam się ja zgadza się? Fotki wystarczą.
- Profesjonalista z pana. - Zagryzła lekko wargę, on oparł się mocniej biodrem o biurko. Nie potrafił oderwać od niej wzroku nie ważne jakby próbował. - Klient nasz pan.. no w tym wypadku pani. - Kobieta zaśmiała się, zdjęła kapelusz wstając powoli z miejsca.
- Jaka jest cena usługi dla pań? - Przesunęła swoją dłoń na klatkę piersiową w której serce łopotało coraz mocniej. Frank czuł coraz większe spięcie, tak bardzo brakowało mu takiego towarzystwa modlił się by tego nie spieprzyć, tym bardziej że ręka piękne Anne kierowała się w dół.
- 5 dolarów za dzień pracy.. 20 premia za wykonanie. - Powiedział blisko jej twarz ona znowu wypuściła ustami dym, była dosłownie centymetry od niego. Nie dał rady powstrzymać erekcji palce przesunęły się po sporej wielkości członku. Pani Collins westchnęła teatralnie, delikatnie wyginając się w dreszczu. - Tylko 20 dolarów premii? - Zapytała go szepcząc mu do ucha.
- No i oczywiście co łaska. - Odrzekł wypychając krocze w jej stronę. Przyjęła to bez zmrużenia oka. - Mam parę pomysłów, tylko muszę otrzymać zdjęcia bez wiedzy męża nie mogę się tak wymykać z domu. - Objął ją zmysłowo oparł momentalnie o biurko, wskoczyła na nie delikatnie rozsiadając się wygodnie, ręce oparła za sobą, Przed rzuceniem się na nią powstrzymała go szpilka dotykająca jego krocza. Grymas przewinął się przez jego twarz, twardy członek napierał na nie stópkę odsuwając w czasie ich intymne spotkanie.
- Wyniki pana dochodzenia, panie Castelgato, dostarczy pan do skrytki nr 10 na dworcu.- Szpilka pofrunęła w górę sunąc po jego ciele w odwrotnej kolejności niż dłoń. Dotknęła wreszcie brody. Wysportowana jak gimnastyczka albo tancerka kabaretowa, głos brzmiał w jego uszach tak cudownie, zapach nie pozwalał stać spokojnie. Buty połyskiwał w zachodzie słońca niczym poszukiwane przez Jazona złote runo. Ucałował lekko buta. Anne zaśmiała się wstając z kocią szybkością i podsuwając mu klucz do skrytki.
- Uznam to za tak. Klucz zostawi pan u kioskarza. - Zabrał z jej małe dłoni klucz. Ona ubrała swój elegancki kapelusz.
- Może to pani uznać za zrobione. - Powiedział obowiązkowo.
- Ułatwię panu pracę mój mąż znika na piątkowe noce. Nie wiem gdzie pojedzie, swoim czarnym fiatem, rejestracje pan rozpracuje czy mam podać?
- Dam radę.
- Kocham zdolnych facetów. - Pogłaskała go po brodzie delikatnie idąc do drzwi zarzucając na boki biodrami. Jakby chciała go zahipnotyzować.
- W takim razie powinna pani za mnie wyjść. - Odpowiedział patrząc jak wychodzi. - Do zobaczenia. - Dodał puszczając jej oko. Rudowłosa piękność nie odpowiedziała obdarzając go jedynie jednym z tych cudownych uśmiechów. Gdy zeszła na dół on zdał sobie sprawę że mógł jej zaśpiewać 3 razy tyle. Damulki zawsze zawracały mu głowie, stojący w spodniach chuj, gotowy do akcji i brak możliwości wyżycia się. Kolejna samotna noc. Wyciągnął z szafki biurka resztkę swojego burbona. Miał nadzieje że 25 dolarów wystarczy na flaszkę i by właściciele tego zasranego biura dał mu spokój na parę dni z czynszem. Wziął łyka, zamknął drzwi na klucz, opadł na kanapę zasypiając po raz kolejny nieprzytomnie.
Piątek naszedł nie ubłaganie. Miło by było powiedzieć że robił coś produktywnego po za oczekiwaniem na piątek. Niestety było by to jawne kłamstwo. Czekanie to najtrudniejsza część pracy w tej branży. Trzeba siedzieć na dupie w niewygodnym, nie rzucającym się w oczy wozie, do tego trzeba być uważnym, żeby twój cel ci nie zwiał. Pusta ciemna uliczka, nie daleko apartamentowca gdzie mieszkała piękna para była idealna. Warto wspomnieć że Jonatan Collins był jednym z miejskich architektów. Tych ważniaków w garniakach, biega po miejski urzędzie ma się za wszechmocnego kosząc ciężko zarobione pieniądze podatników. Bez nałogów, jak widać jeden ma, łamiący siódme przykazanie. Frank nie potrafił zrozumieć jak można opuścić taką kobietę na rzecz innej, wyraźnienie wrażenie jakie wywarła na nim rudowłosa piękność nie ustało. Myśli jednak przestały zaprzątać widmo rozłożonych nóg gdy samochód ruszył. Oczywiście detektyw dyskretnie ruszył za krawaciarzem. Śledzenie w samochodzie to najtrudniejsza rzecz, na drodze może wiele się stać, czerwone światło, debil zajedzie ci drogę, nikogo nie będzie na drodze. Ogólnie problematyczna sprawa, czarny fiat lawirował między kolejnymi uliczkami, na szczęście tak nietypowy samochód łatwo było wyłowić z gąszczu kolejnych tych samych tanich aut. Gdy więc Collins był pod motelem Carmen, śledczy był nie wiele za nim, właściwie pensjonat średniej klasy, nie za drogi nie za tani. Standard na tyle wysoki że jest wygodnie a miejsce na tyle nie znane że można się tu zaszyć. Collins zaparkował spokojnie przed budynkiem, wyszedł z samochodu i zniknął w budynku. Frank za to wyruszył do pobliskiego lasu, przechadzał się między drzewami, nie dane mu było niestety podziwiać widoków natury. Szukał dobrego miejsca by zerknąć w okna. Jeden z rozłożystych dębów wydawał się idealny, wdrapał się na niego, wraz ze sprzętem. Nawinął film, dorzucił obiektyw, przez lornetkę obserwował pokoje. Długo nic się nie działo, pojawił się cień zwątpienia że jednak to nie to miejsce że jednak nie tutaj swoje miłosne igraszki odbędzie bogaty architekt. Wszystko zostało rozwiane gdy do pokoju nr 8 wpadła zgrabna blondynka, młoda ok 20 lat. Włosy upięte, różowa sukienka, kolanówki, wszystko niczego sobie. Widok oczywiście musiał zepsuć wąsaty urzędas. Miał na sobie okropny garnitur w kolorze kawy z mlekiem, krawat w paski i brązową koszulę. Dziewczyna jednak leciała na niego jakby to był Clark Gable. Na szczęście nie zasłonili okien w przypływie namiętności, zwykle można zrobić zdjęcia początku i odsłaniana zasłon ale tutaj. Robiło się gorąco. Młoda dawała się obmacywać, ręce płynęły po jej ciele na twarzy widniał szeroki uśmiech. Można było wątpić w jego autentyczność, jej dojrzały partner ocierał się jak zwierze gryząc lekko jej ucho. Ta ochoczo prowadziła ich na łóżko gdy byli blisko odwróciła się, chwyciła mężczyznę za krawat i razem z nim opadła na miękki materac łącząc wargi w namiętnym pocałunku. Ona zaczęła rozpinać koszulę i krawat szybko zgrabnie bez ceregieli nie odrywając się nawet na chwilę od ust. Detektyw żałował że musi się skupić na zdjęciach, dziewczyna niczym maszyna stworzona do rozkoszy rozebrała go do naga. Sam za to wolno zsuwała swoją sukieneczkę, stopniowo odkrywając swoje wdzięki, brak bielizny był z jednej strony obsceniczny a z drugiej strony bardzo stymulujący, jej stuki już stały, różowe brodawki jakby wyciągnięte do wypieszczenia. Niezwłocznie za nie zabrał się nasz niewierny mąż, liżąc i ssąc je w rytm domniemanych jęków tajemniczej blond piękności. Masowała jego głowę, przeczesywała włosy poddając się jego pieszczocie i wijąc w pościeli. Wydawała się być w siódmym niebie szczególnie gdy od sutków przeszedł w dół. Rozwarła przed nim nogi, Frank mógł tylko podejrzewać ale albo Collins miał zdolność miłości oralnej porównywalnej z Erosem albo dziewczyna była najlepszą aktorką świata. Kolejne zdjęcia robiły się niemal same, kadr z jego głową między jej nogami w tym małym ciasnym oknie był idealny. Gdyby nie to że to ma być na prywatne zlecenie mógłby spokojnie je opchnąć do jakiegoś świerszczyka. Dziewczyna nie wytrzymała tempa jakie narzucił jej Jonatan. Doszła intensywnie, jej kochanek jednak nie miał zamiaru dać jej wytchnienia, przewrócił ją gwałtownie na plecy następnie wsunął się w jej mokre wnętrze. Ich ciała zaczęły się spotykać w ramach tego galopu, obijać o sobie z dziką rozkoszą. Kobieta zaczęła zaciskać ręce na kołdrze, nawet przez okno było widać że błaga o więcej, oczywiście że to dostała więcej. Collins przyśpieszył tempa, wsuwając się mocniej i głębiej, doprowadzając blondi do ekstazy. Nie miał już nad sobą kompletnie kontroli mogła tylko przyjmować kolejne wyrazy fizycznej miłości swojego kochanka. Kolejne pozycje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ona była na górze skacząc na jego męskości z oddaniem i bez wytchnienia by chwilę później leżeć z rozłożonymi nogami przyjmując jedynie kolejne pchnięcia z gracją. Koniec nadszedł o wiele później niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Dziewczyna wyraźnie nie była gotowa na to co przygotował dla niej architekt. Pierwszy spust był w jej pięknej cipce, teraz starała się doprowadzić go ustami. Frank zostawił sobie ostaniom klatkę na zakończenie zbliżenia które jego zdaniem powinno być jakieś dwie pozycje temu. Zamiast tego wciąż oglądał jak dziewczyna dławi się kutasem tego faceta, zaczął myśleć że źle ocenił tego dojrzałego człowieka sukcesu. Trzymał głowę dziewczyny a ta łykała z trudem jego twarde przyrodzenie, sprawiając mu przy tym wielką rozkosz. Mężczyzna nie zwracał uwagi na jej komfort wbrew przeciwnie wykorzystywał jej usta ile tylko potrafił. Mało w tym było emocjonalnej miłości dużo fizycznego wyżycia seksualnej frustracji. Wreszcie nabił ją, zmusił by trzymała go w usta sam używając bioder obijał się o jej gardło by wreszcie dostać drugiego orgazmu. Kobieta zakrztusiła się ogromną ilością nasienia, większość wyleciała jak z ust podczas ostrego kaszlu. Poszło na pościel, Collins nie wzruszony wstał z łóżka by się wytrzeć i skoczyć do łazienki. Frank zlazł z drzewa, nie był człowiekiem świątobliwym ale takie traktowanie kobiet nawet jego dotknęło w zły sposób. Nic dziwnego że żona nie chce mu się oddać. Wytrzymałość to jedno ale gdy partnerka właściwie rzyga twoim nasieniem to przekracza to granice męskiej dominacji. Miał ochotę wpatrzyć do tego pokoju, dać mu porządną lekcje dobrych manier. Nie skończyło by się to jednak szczęśliwym zakończeniem, dziewczyna prawdopodobnie dała mu w twarz, bo dla niej to praca, on by go pozwał, klientka by nie zapłaciła, wszystkich tych rzeczy postanowił uniknąć i wrócić do auta. Ruszył w drogę powrotną do miasta. Zahaczył o mieszkanie przyjaciela gdzie mimo późnej pory udało mu się wywołać zdjęcia na jego strychu. Kiedyś nie pomyślałby że sam będzie się tym zajmować ale od czasu wyrzucenia z Zachurski&Straubs wszystko robił sam. Zachwycał się kadrami które chwycił robił się w tym coraz lepszy, dobrze widoczne twarze, ciała, pozycje. Uniósł brew w uznaniu własnego dzieła. Następnego dnia pojawił się na dworcu zgodnie z umową. Dworzec jak dworzec tłoczno, duszno, głośno. Nienawidził tego miejsca, było tak paskudne i brudne jak tylko się da. Non stop ktoś na niego wpadał i non stop ktoś chciał mu coś sprzedać, oddać lub o coś prosić. Ileż można? Wreszcie trafił do upragnionej skrytki nr 10, otworzył ją by wsadzić kopertę ze zdjęciami. W środku niespodziewanie leżała koperta. Wsunął plik zdjęć następnie otworzył kopertę. Banknot 100 dolarowy do tego notka ze odciskiem szminki w lewym dolnym rogu. "Przykro mi że się nie spotkamy mam nadzieje że dodatkowy napiwek zrekompensuje stratę. A.C" Zgniótł notkę w ręce czując perfum, banknot wsunął do kieszeni marynarki. Odstawił klucz do kioskarza i tu historia powinna się skończyć, ku jego zdziwieniu jednak nie było dane by tak się stało.